Lekarz koszykarzy: Najlepiej, żebym nic nie robił

Koszykówka
Lekarz koszykarzy: Najlepiej, żebym nic nie robił
fot. PAP

Najlepiej, żebym nic nie robił, bo to oznacza, że ze zdrowiem koszykarzy jest wszystko w porządku – przyznał doktor Marcin Błoński, lekarz reprezentacji Polski, która wystąpi w ćwierćfinale mistrzostw świata w Chinach.

Po porażce Biało-Czerwonych z Argentyną i zwycięstwie Hiszpanii nad Serbią, rywalem Polaków będzie w Szanghaju właśnie utytułowana i renomowana reprezentacja z Półwyspu Iberyjskiego.

 

Drużyna trenera Mike'a Taylora awansując do mistrzostw świata w Chinach przywołała wspomnienia pierwszego i jedynego wcześniej występu biało-czerwonych wśród najlepszych drużyn globu. W 1967 roku w Urugwaju zespół prowadzony przez Witolda Zagórskiego wywalczył piąte miejsce wśród 13 zespołów. Przed wyjazdem obecnej ekipy do Chin zestawianie jej szans do tamtego osiągnięcia wydawało się absolutnie nie na miejscu. Tymczasem Biało-Czerwoni, mimo wyraźnej porażki z Argentyną (65:91), po czterech kolejnych zwycięstwach, wciąż są w grze. Teoretycznie mają szansę nie tylko na piąte miejsce, ale nawet na półfinał.

 

Taylor i jego chłopcy mogą pójść nie tylko drogą Zagórskiego i jego wybrańców, ale nawet – przywołując przykład z piłki nożnej - trenera Kazimierza Górskiego, który na mistrzostwa świata w 1974 roku jechał do Niemiec z drużyną słabo spisującą się w sparingach, skazywaną na szybkie odpadnięcie z turnieju, gdyż w grupie była m.in. z Włochami i Argentyną. Tymczasem "Orły Górskiego" wywalczyły w Niemczech historyczne trzecie miejsce.

 

Teraz przymierzanie ekipy Mateusza Ponitki, Adama Waczyńskiego, Michała Sokołowskiego i innych do osiągnięcia sprzed 52 lat graczy z pokolenia ich dziadków wydaje się uprawnione. W jednym obecna reprezentacja na pewno przewyższa już tę sprzed 52 lat - na mundial pojechał z nią lekarz. Gdy reprezentacja Zagórskiego wyjeżdżała z kraju do Urugwaju, towarzyszył jej doktor Olgierd Łada-Zabłocki, powstaniec warszawski, który był przy tej drużynie na pamiętnych mistrzostwach Europy we Wrocławiu w 1963 roku i świętował z nią zdobycie historycznego srebrnego medalu.

 

Pojechał jednak tylko na zgrupowanie do Włoch, gdzie ekipa trenowała przez kilkanaście dni zanim z Rzymu odleciała, wraz z trzema innymi uczestnikami mistrzostw Europy: ekipami Związku Radzieckiego, Jugosławii i Włoch, do Ameryki Południowej. Na pokładzie samolotu DC-8 brazylijskich linii VARIG zastąpił go sędzia Marek Paszucha z Krakowa, pierwszy polski arbiter wyznaczony przez FIBA do prowadzenia meczów mistrzostw świata.

 

Brak lekarza dał się w Urugwaju odczuć, gdy problemy z kolanem zaczął mieć dobrze spisujący się w trzech grupowych spotkaniach w Salto Czesław Malec. Wystąpił jeszcze w pierwszym meczu fazy finałowej ze Związkiem Radzieckim, ale był już w słabszej formie z powodu... pryszcza na kolanie.

 

- Pojawił się, taki niewielki, już w trakcie turnieju. Wycisnąłem go i zrobił się z tego taki wrzód, że likwidowano mi go operacyjnie. W szpitalu go usunęli, ale opatrunek zrobili na sucho. Znowu zaczęło mi to puchnąć. Dopiero jak lekarz ekipy rosyjskiej to zobaczył, wyczyścił prawidłowo, ale w najważniejszych meczach w Montevideo nie mogłem brać udziału – tłumaczył zawodnik.

 

Lekarzem polskiej ekipy na turnieju w Chinach jest Marcin Błoński z Enel-Sportu, specjalista ortopedii i traumatologii narządów ruchu.

 

- Obym nie miał nic do roboty, bo to oznacza, że ze zdrowiem koszykarzy jest wszystko w porządku – mówił w wywiadach przed wyjazdem na mistrzostwa.

 

Po kilku dniach "bezczynności" konieczna jednak była interwencja. W połowie czwartej kwarty piątkowego meczu z Rosją w akcji pod własnym koszem Mateusz Ponitka, przypadkowo uderzony łokciem przez Adama Waczyńskiego, doznał rozcięcia wargi i z krwawieniem musiał zejść z boiska. Doktor Błoński szybko nałożył dwa szwy i czołowy zawodnik biało-czerwonych mógł wrócić na parkiet na niespełna trzy minuty przed końcem spotkania, przy prowadzeniu Polaków 69:68. Zaraz też zebrał piłkę w obronie i w tej samej akcji, blokowany przez rywali pod ich koszem, upadając na parkiet w ekwilibrystyczny sposób podał do stojącego w rogu Aarona Cela, który trafił "trójkę". Potem miał jeszcze dwie defensywne zbiórki i kolejną asystę do Cela. Ten fragment Polska wygrała 10:6.

 

Lekarz reprezentacji przyznał, że nie spodziewał się takich wyników Polaków w mistrzostwach.

 

- Oczywiście, przed wyjazdem do Chin w drużynie mówiliśmy o chęci awansu do kolejnej rundy, o korzystnym losowaniu, o próbie wskoczenia na ścieżkę turnieju przygotowaną dla gospodarzy, w końcu o zapewnieniu sobie miejsca w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich. To wszystko udało się zrealizować już w dwóch pierwszych meczach. Drużyna pokazuje, że jej potencjał jest ogromny – podkreślił doktor Błoński.

JA, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie