Klęska to codzienność w polskim boksie olimpijskim

Sporty walki
Klęska to codzienność w polskim boksie olimpijskim
Fot. PAP

Dla polskich pięściarzy trwające wciąż mistrzostwa świata w Jekaterynburgu to już historia. Mogą wracać do domu. Sześciu zawodników wygrało w Rosji tylko jedną walkę. Kolejna klęska nie dziwi, to codzienność.

Pod koniec czerwca na II Igrzyskach Europejskich i mistrzostwach Starego Kontynentu w Mińsku było podobnie. Dziewięciu zawodników, seria porażek i tylko Damian Durkacz, wychowanek poprzedniego trenera kadry, wygrał dwie walki i walczył o medal. Teraz naszą nadzieją był jego rywal w kategorii lekkopółśredniej (63 kg), Mateusz Polski, brązowy medalista mistrzostwa Europy sprzed dwóch lat, ale przegrał pierwszy pojedynek i odpadł z turnieju.

 

Jego los podzielili Jarosław Iwanow (57 kg), Bartosz Gołębiewski (75 kg), Mateusz Goiński (81 kg) i Michał Soczyński (91 kg) nie wygrywając w Jekaterynburgu (dawniej Swierdłowsk)  żadnej walki. Tylko Filip Wąchała (69 kg) dokonał tej, jak widać wyjątkowo trudnej dziś dla polskich pięściarzy, sztuki i przegrał dopiero w drugim pojedynku. Dla nowego (starego) trenera naszej kadry, Ukraińca Iwana Juszczenki, to też porażka, z pewnością liczył na więcej.

 

Warto też pamiętać, że gdyby udział w MŚ warunkowany był uzyskaniem kwalifikacji, to do Rosji poleciałby jedynie Durkacz, ćwierćfinalista turnieju w Mińsku, ale tym razem mistrzostwa świata były otwarte dla wszystkich chętnych. Rozgrywano je po raz pierwszy w olimpijskich, ośmiu kategoriach wagowych, a nie dziesięciu, jak ostatnio. Mistrzostwa te nie dają też olimpijskich przepustek, przyjdzie o nie walczyć pod koniec lutego i w maju przyszłego roku.

 

MŚ w Rosji dopiero wchodzą w decydującą fazę bez udziału Polaków, co dla trzeźwo myślących ludzi nie powinno być zaskoczeniem. Rozkład polskiego boksu olimpijskiego trwa w najlepsze od lat, ale odnoszę wrażenie, że władz naszego sportu, to jak nie obchodziło, tak nie obchodzi. Zmieniają się prezesi i trenerzy, a wyników jak nie było, tak nie ma, choć niewiele mamy dyscyplin z tak piękną tradycją.

 

Honor polskiego boksu, tak na Igrzyskach Europejskich, czy mistrzostwach Europy ratowały w tym roku nasze panie, bo panowie niestety, nie liczą się w międzynarodowej rywalizacji od dawna. Ostatni medal MŚ polski pięściarz (Aleksy Kuziemski) wywalczył w 2003 roku w Bangkoku. Ostatnimi finalistami MŚ byli Robert Ciba i Tomasz Borowski prawie ćwierć wieku temu, w 1995 roku w Berlinie. A nieżyjący już, jedyny polski mistrz świata, Henryk Średnicki (Belgrad – 1978), co piszę ze smutkiem, nie doczeka się chyba szybko następcy.

 

Jeszcze gorzej wyglądają nasze perspektywy olimpijskie. Wojciech Bartnik, brązowy medalista IO w Barcelonie (1992) jest ostatnim Polakiem, który stał na podium tej największej, sportowej imprezy. Na igrzyskach w Rio de Janeiro (2016) mieliśmy wprawdzie Tomasza Jabłońskiego oraz Igora Jakubowskiego, srebrnych medalistów ME w Samokowie (2015), ale ich występ nie poprawił stanu posiadania rodzimego boksu. Skończyło się na dobrych chęciach, Jabłoński i Jakubowski przegrali pierwsze walki.

 

Za niespełna rok w Tokio, kolejny olimpijski turniej, oby z udziałem Polaków, ale najpierw trzeba wywalczyć prawo startu w igrzyskach, co będzie bardzo trudne. Chciałbym być optymistą, ale fakty są brutalne, wyniki nie dają niestety nadziei na lepszą przyszłość. Obym się mylił.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie