Pindera: Złote serce mistrza

Sporty walki
Pindera: Złote serce mistrza
fot. PAP

Marian Kasprzyk, złoty medalista olimpijski z Tokio (1964) i brązowy z Rzymu (1960) kończy 80 lat. Nigdy nie wygrał mistrzostw Polski, a dwukrotnie stawał na olimpijskim podium. Takie to były wspaniałe czasy polskiego boksu.

Jego finałowa walka w Tokio z reprezentującym ZSRR Litwinem polskiego pochodzenia, Rikardasem Tamulisem przeszła do historii między innymi dlatego, że Marian Kasprzyk już na początku złamał rękę. Konkretnie kciuk prawej pięści. Kasprzyk był tzw. fałszywym mańkutem, choć praworęczny walczył z odwrotnej pozycji. I to prawą pięścią bił mocniej, choć po ciosach z lewej rywale też padali na deski.

Olimpijskie finały w Tokio, to był bez wątpienia największy sukces polskiego boksu. Czterech naszych pięściarzy walczyło o złoty medal, trzech z nich wysłuchało Mazurka Dąbrowskiego. Najpierw Józef Grudzień (waga lekka – 60 kg), po nim Jerzy Kulej (lekkopółśrednia – 63,5 kg) i Kasprzyk (półśrednia – 67 kg). Uznania w oczach sędziów nie znalazł tylko Artur Olech (musza – 51 kg), którego sędziowie uznali za pokonanego w pojedynku z Włochem Fernando Atzorim

A to przecież nie koniec medalowych zdobyczy. Trzy brązowe medale zdobyli w Japonii Józef Grzesiak (lekkośrednia – 71 kg), Tadeusz Walasek (średnia – 75 kg) oraz Zbigniew Pietrzykowski (półciężka – 81 kg). W sumie 7 medali i pierwsze miejsce w klasyfikacji drużynowej. Sukces niesłychany, nawet uwzględniając fakt, że polscy pięściarze należeli wtedy do światowej elity. Dodajmy jeszcze, że Kasprzyk był jednym z kandydatów do tytułu MVP turnieju. Puchar Vala Barkera ostatecznie otrzymał złoty medalista wagi średniej, reprezentant ZSRR, Walery Popienczenko, który w półfinale pokonał Walaska.

A przecież cztery lata wcześniej, w Rzymie (1960), Marian Kasprzyk też mógł zostać mistrzem olimpijskim. W wyniku kontuzji łuku brwiowego, której doznał w wygranym pojedynku ćwierćfinałowym z obrońcą mistrzowskiego tytułu Władimirem Jengibarianem (ZSRR), nie mógł walczyć o finał, w którym byłby zdecydowanym faworytem. Ostatecznie wrócił z Włoch z brązowym medalem.

Pamiętam, jak opowiadał mi o tym podczas mojej pierwszej wizyty w Bielsku-Białej, gdzie mieszka, dwie dekady temu. Był już kilka lat po ciężkiej operacji, która uratowała i zmieniła mu życie, to był też czas, kiedy opiekował się ciężko chorą żoną, po tym, jak on sam już doszedł do zdrowia.

Opowiadał mi wtedy ze szczegółami, jak przyjął wiadomość, że ma raka. Był grudzień 1992 roku, zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Guz tkwiący w przełyku miał siedem centymetrów średnicy. 53-letni Kasprzyk już żegnał się z tym światem. Wycięto mu żołądek, część przełyku, śledzionę. Ale przeżył i jak twierdzi, w ekspresowym tempie odzyskał siły.

- Mocny byłem i fizycznie, i psychicznie. Po tygodniu schodziłem z siódmego piętra sam, tylko na górę windą wjeżdżałem – wspominał.

Kilka lat później na stwardnienie rozsiane zachorowała żona. Kolejny cios przyjął ze spokojem.

- A cóż miałem robić. Szukałem pomocy, ale medycyna była bezradna. Żona już się nie porusza, nie mówi. Wszystko przy niej robię sam. Gdy ja byłem chory, ona się mną opiekowała. Teraz przyszła kolej na mnie – mówił w wywiadzie dla „Rz”

Już wtedy był człowiekiem mocno religijnym. - Przez cierpienie do Boga, tak się mówi, ale to prawda. Znajomy proboszcz, który znał moją sytuację, nie mógł się nadziwić, że przy tym wszystkim jestem szczęśliwy i zadowolony. Inny mój kolega, były milicjant, gdy mnie widział, mówił: "Strasznie się Marian zmieniłeś. Zawsze z ciebie dobry był chłop, ale teraz ta dobroć, to z ciebie aż promieniuje".
I chyba coś w tym jest. Ja też czuję dobroć u drugiego człowieka – opowiadał o swojej przemianie.

Był wojennym dzieckiem, najmłodszym z siedmiorga dzieci. Trzy siostry, trzech braci. Tamte czasy zna tylko z matczynych wspomnień. Mieszkali w pod Kielcami, we wsi Kołomań. Ojca wywieźli na roboty już w pierwszym roku wojny. Gospodarz z Fraustadt zgodził się na przyjazd całej rodziny, widać potrzebował rąk do pracy.

- Mnie tam przemycono w walizce, bo za mały byłem, nie miałem jeszcze dwóch lat, a przepisy tego surowo zabraniały. Po wojnie ojciec, szukając pracy, pojechał na Ziemie Zachodnie i wylądował w Ziębicach. Niedługo i my podążyliśmy jego śladem. I właśnie tam zaczęła się moja przygoda z boksem. "Sparta" miała mocną sekcję, to stamtąd na szersze wody wypłynął Tadeusz Walasek. A ja dobrze grałem w piłkę. Byłem jeszcze juniorem, i już brali mnie do pierwszej drużyny seniorów. Na środku grałem. Dobrą kiwkę miałem i lubiłem rozdzielać piłki. I kto wie, może byłbym w tym niezły, gdyby starszy z braci, Włodek, który wtedy trochę boksował w Ziębicach, nie przyniósł do domu rękawic. Mirek, drugi z braci, starszy ode mnie cztery lata, zakładał jedną rękawicę na lewą rękę, a ja drugą na prawą. W taki sposób zostałem mańkutem. Zaczynałem akcję prawą, silniejszą ręką, bo miałem na niej rękawice. Niewiele osób o tym wie – opowiadał w wywiadzie sprzed lat.

Po dwóch treningach boksował już w lidze, w wadze koguciej. Miał 15 lat, a pierwszy rywal nie mniej niż 20. - Chyba był w wojsku, sądząc po ściętych na jeża włosach. Nazywał się Ciupa. Wygrałem z nim na punkty – wspomina Kasprzyk.

Szybko powołano go do kadry, miał 19 lat. To był wielki awans. Kasprzyk wiedział, że chwycił byka za rogi, więc na zgrupowaniach pracował jak szalony. Feliks Stamm lubił takich bombardierów jak on. Przed mistrzostwami Europy w Belgradzie przegrał przecież ponownie z Kulejem, tak jak przed igrzyskami w Rzymie, a przed Tokio z Leszkiem Drogoszem, ale to on pojechał na te imprezy, bo Stamm w niego wierzył.

Niewiele jednak brakowało, by w Japonii Kasprzyka zabrakło. Więzienie i dożywotnia dyskwalifikacja były karą za to, że odpowiedział pięścią na prowokację. Pamięta tamte chwile, jakby to zdarzyło się wczoraj.

- To było w Piotra i Pawła. Koleżeńskie spotkanie imieninowe w kawiarni "Beskid" w Bielsku-Białej. Rok 1961. Wychodziłem i wtedy on mnie zaczepił. Był bez milicyjnego munduru. Nie był trzeźwy, tak samo zresztą, jak jego dwaj koledzy. Nie dało się tego załagodzić. Gdybym pozwolił się uderzyć, mogło być różnie. W pobliskim lesie znajdowano takich, którzy dali się pierwsi trafić. Uderzyłem więc trzy razy. Precyzyjnie – opowiadał mi Kasprzyk.

I wtedy zrobił się wielki szum. Przypomniano wcześniejszy zatarg z oficerem Wojska Polskiego. Wtedy sprawie ukręcono łeb, ale za drugim razem zrobiono już drakę na całego, wysyłając go na prawie rok za kratki.

Marian Kasprzyk wielokrotnie mówił mi, jak bardzo pomógł mu wtedy dyrektor więzienia, kibic i działacz sportowy. Dlatego to jemu wysłał pierwszą pocztówkę z Tokio po zdobyciu złotego medalu.

Za złoty medal olimpijski dostał 30 dolarów. Taka była oficjalna stawka. A za brązowy medal z Rzymu nic, zero. Widać ktoś z działaczy uznał, że jemu należy się bardziej.

Kiedy chorował, żyli z renty jego i żony. - Jurek Kulej z mieszkającym w Kalifornii Piotrem Szaramą przywieźli mi dwa tysiące dolarów. To była taka ściepka od Polonusów. Później doszło stypendium dla medalistów olimpijskich. Mogę więc powiedzieć, że panisko jestem - śmiał się gdy zapytałem, jak radzi sobie finansowo.

Nigdy nie narzekał, nie żalił się na los. Na boksie się nie dorobił. Skromne mieszkanko, które żona dostała z pracy, to wszystko, co ma, nic więcej. Ale jak może pomaga innym. Złote serce – mówią o Kasprzyku ci, którzy go znają. Szanują go wszyscy.

Od lat jest osobą bardzo religijną. Zaczyna dzień od modlitwy, w mniejszym pokoju ma kapliczkę w białoczerwonych barwach. Ołtarzyk przywiózł mu kolega z Grecji, ma obrazek matki Boskiej Fatimskiej, różańce z Częstochowy i Medziugorie. Sam też od dawna robi różańce w olimpijskich barwach i rozdaje znajomym. Nie afiszuje się ze swoją wiarą, ale i tak słyszałem głosy, że jest nawiedzony. Kasprzyk tylko się uśmiecha, gdy to słyszy.
- Musiałem dostać mocno obuchem w głowę, żeby pewne rzeczy zrozumieć. Teraz gdy wróciłem do Boga, jestem szczęśliwy. Wreszcie wiem, co to znaczy kochać bliźniego – mówi pełen zadumy.

Sto lat Mistrzu!

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie