Moraingy – ekstremalny szamański boks!

Sporty walki
Moraingy – ekstremalny szamański boks!
fot. Paweł Wójcik

Ta wersja sportów walki jest brutalna i okrutna, ale ekscytująca i porywająca tłum przy każdej wymianie. Boks malagaski za sprawą ciosów zadawanych rękoma i nogami przypomina czasami tajski. Oprawa zawodów powoduje jednak, że wersja uprawiana na wyspach zachodniej części Oceanu Indyjskiego jest jeszcze bardziej ekscytująca.

Starcia są bardzo krótkie a zawodnicy walczą głównie na gołe pięści. Całość okraszona jest afrykańskimi rytmami muzycznymi, które wprawiają bokserów i widzów w prawdziwy szamański trans. Tym bardziej że nad placem, na którym toczą się boje unosi się zapach smażonego mięsa wymieszany z wszystkim co można wypalić legalnie i nielegalnie.

 

Na Madagaskarze „Moraingy” znane jest od prawie 500 lat. Zawody przyciągają klany ze wszystkich możliwych miejsc. Trwają od 4 do 6 godzin w zależności od tego czy na ringu jest światło elektryczne, czy trzeba kończyć około godziny 18.00, bo wówczas kończy się dzień w tej części świata. Zwycięzcy za wygraną otrzymują sporo gotówki, a czasami są to nagrody w postaci motocykla. Jednak najważniejszy jest zdobyty w ringu szacunek, nie tylko w swojej wiosce czy mieście.

 

 

Byliśmy w mieście Dzamanjary na wyspie Nosy Be. W niedzielne popołudnie im bliżej godziny 16.00, tym ulice stają się coraz bardziej puste. Wszyscy przeszli na główny plac, który tym razem został osłonięty gigantyczną kolorową płócienną płachtą. Na środku spora dziura przez którą widać głowy dwóch kobiet. To kasa… a bilet na galę boksu malagaskiego (kosztuje w przeliczeniu) 10 złotych. Cena umiarkowana, więc widzów za każdym razem jest sporo. Szczelnie wypełnili każda wolną przestrzeń. Tych, którzy nie załapali się na miejsca siedzące, upychają i ustawiają miejscowi ochroniarze „uzbrojeni” w pasy (od spodni). Ze sceny słychać rytmiczną transową muzykę, zapętlony fragment ogrywany na wiele sposobów. To właśnie w rytm tej muzyki, wychodzący do walki zawodnicy, pobudzają się tańcem i rozpalają tłum.

 

 

 

Na początku - walki młodych, właściwie dzieciaków. Ten rodzaj boksu zaczyna się uprawiać przed 10. rokiem życia. Zawodowcy kończą kariery po trzydziestce. Młodzi fighterzy są na tyle efektowni, że publiczność jest gotowa na ceremonię otwarcia. Każdy zawodnik jest przedstawiany i zanim wejdzie do zbitego z desek i opadających lin ringu, musi wcześniej w „szamański” sposób przywitać się ze swoimi fanami i sprowokować kibiców rywali.

 

- Oni nawet nie mają szatni! Przebierają się i rozgrzewają się za plecami publiczności - zauważyła Anna z Warszawy.

 

Najważniejszym filarem walki są sędziowie. To oni decydują o tym, kto wygra (co niby powinno być logiczne ale nie w Moraingy). Zasady są, ale tak jakby ich nie było. Można uderzać pięściami, kopać, nie można gryźć, wyrywać włosów, atakować oczy i uderzać w krocze. Walka trwa albo jedną rundę – 30 sekund albo dwie rundy czyli dwa razy po 30 sekund. Wygrywa ten, kto zada więcej ciosów, powali rywala na ubity piach albo sprawi że przeciwnik straci przytomność lub wyleci za liny. Zdarzają się jednak sytuacje, iż mimo ewidentnych wygranych akcji, sędziowie decydowali, że wygrał zawodnik, który wcześniej leżał po KO. Dokładne zasady zależą od regionu, a sędzia ma prawo zdecydować o wygranej na podstawie „dobrego wrażenia w walce”. Jego decyzji nie wolno kwestionować!

 

 

- Widziałam jak jeden z zawodników padł po KO, ale… wygrał. Kiedy niezadowolony z werdyktu tłum wpadł na ring do sędziego, uciekliśmy z tych zawodów - opowiadała Biruta, która w tym czasie przyleciała z mężem Zbigniewem na wakacje.

 

Zawody organizowane są w tak zwanym sezonie czyli od kwietnia do września. Na trybunach brakuje wolnych miejsc, jest głośno i kolorowo. W najważniejszych miejscach siedzą najbogatsi i kilku białych w otoczeniu miejscowych kobiet. Starsi panowie popijają miejscowe drinki, a ich twarze po przejściach świadczą o tym, że w przeszłości niejeden z nich porzucił swoją ojczyznę i był najemnikiem.

 

Tu zostali i tu znaleźli swój raj. Między widzami przechadzają się faceci w eleganckich koszulach. Oni dbają o obstawianie kolejnych walk, na których można całkiem dobrze zarobić. Średnie wynagrodzenie na wyspie to około 100 Euro, co wystarczy na mieszkanie i jedzenie, więc chętnych do „grania” jest całkiem sporo. Katarzyna i Sławek z Warszawy kolejny raz są w tej części świata, ale walki, które oglądali pierwszy raz zrobiły na nich olbrzymie wrażenie.

 

- W Polsce często oglądamy boks i MMA. Wykupujemy PPV z gal KSW, więc śmiało możemy powiedzieć, że gdyby był tu "Juras", jego „ŁOOOŁ” byłoby bardzo głośne!” – dodali zgodnie.

Paweł Wójcik z Nosy Be (Madagaskar), Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie