Lisek: To mój najlepszy sezon w karierze

Inne
Lisek: To mój najlepszy sezon w karierze
fot. PAP/EPA

Brązowy medal mistrzostw świata w skoku o tyczce, wywalczony we wtorek w Dausze, Piotr Lisek zadedykował swojej małej córeczce. Sezon ocenił jako najlepszy w karierze i nie może doczekać się powrotu do domu.

- Wiele działo się w moim życiu. Zostałem ojcem, wynikiem 6,02 poprawiłem rekord Polski i wywalczyłem medal mistrzostw świata - to jest naprawdę duże obciążenie psychiczne, z którym muszę się zmagać - powiedział.

 

Z presją radzi sobie jednak bardzo dobrze. Trudno znaleźć sportowca, który ma taką skuteczność jak Lisek. Trzy występy w mistrzostwach świata - trzy medale. Najpierw w 2015 roku w Pekinie brąz, dwa lata temu w Londynie srebro i teraz znowu brąz.

 

- Może i ja sobie narzucam presję, bo chcę się pokazać z jak najlepszej strony. Kiedy kogoś zawodzę, jest mi bardzo źle. Ale jakoś sobie z nią radzę. Bardzo się cieszę, że zostałem właśnie tak wychowany przez rodziców - przyznał.

 

Konkurs w Dausze stał na bardzo wysokim poziomie, ale na wysokości 5,80 zostało już tylko trzech zawodników - Lisek, Szwed Armand Duplantis i broniący tytułu Sam Kendricks. Gdy Amerykanin skoczył 5,92, a Lisek strącił, postanowił dwie kolejne próby przenieść na 5,97. To był znak, że w tym konkursie interesuje go wyłącznie złoto.

 

- I tak było. Jak zostało trzech zawodników i wiedziałem, że mam medal, mogłem sobie pozwolić na przenosiny. To już wtedy pełna jazda po złoto. Tym razem się nie udało, ale mam nadzieję, że w podobny sposób będę grał na dużych imprezach, bo jednak o to w tym sporcie chodzi, żeby dawać emocje - zaznaczył.

 

Do pokonania 5,97 zabrakło niewiele - centymetrów, niuansów. Ale one właśnie decydują o tym, kto zostaje mistrzem. Tym razem, zresztą po raz drugi z rzędu, poradził sobie z tym najlepiej Kendricks. 5,97 skoczył w trzeciej próbie - tak samo jak Duplantis, ale miał wcześniej mniej zrzutek.

 

- Jadąc do Dauhy miałam jeden cel, czyli złoto. Nie chciałem o tym mówić wcześniej, wolę to pokazywać. Wszystko mogłoby się inaczej potoczyć, gdybym skoczył 5,97 w pierwszej próbie. Miałem jeszcze dużo siły - powiedział.

 

Po zawodach trzech medalistów znalazło się na zeskoku. Stanęli obok siebie i zrobili wspólne salto. W ten sposób podziękowali kibicom za doping.

 

- Dla nas to nic takiego. Na każdym treningu robimy salto, a że jakoś tak się zgrało, że mogliśmy to zrobić we trójkę, to czysta przyjemność. Mam nadzieję, że jakiś fajny filmik z tego powstanie i będziemy mogli sobie wspominać, że w Dausze świetnie się bawiliśmy - dodał.

 

Teraz czuje już ulgę, że długi, wyczerpujący sezon dobiegł końca.

 

- Myślałem, że będę miał trochę mniej zawodów, a okazało się, że każdy chciał mieć naszą trójkę na starcie. Jak kogoś z nas zabrakło, to mityng już nie stał na tak wysokim poziomie. Rywalizacja powoduje emocje. Cieszę się jednak, że teraz mogę wrócić do żony i dziecka. Na urlop się nigdzie nie wybieram, zostajemy w Szczecinie - zaznaczył.

 

Przed nim najważniejszy okres przygotowawczy w karierze - do igrzysk olimpijskich w Tokio. Przed trzema laty w Rio de Janeiro zajął najgorsze dla sportowca miejsce, był czwarty.

 

- Nasz cykl treningowy jest już od dawna ustawiony pod igrzyska w Tokio i tam będziemy walczyć o jak najlepsze rezultaty - zapowiedział.

 

Lisek największe rezerwy ma jeszcze w gimnastyce. - Przez to, że jestem większym facetem niż przeciętnie, to ten element trochę u mnie kuleje. Dlatego bardzo się cieszę, że mój trener Marcin Szczepański jest po gimnastyce i bardzo mnie pcha w tę stronę. A skok o tyczce jest właśnie taką gimnastyką z użyciem nietypowego sprzętu - ocenił.

 

Patrząc wstecz uważa, że najtrudniej było mu zdobyć pierwszy medal mistrzostw świata cztery lata temu w Pekinie: "Tam zmagałem się z presją, będąc sam na zawodach, bez trenera. I byłem debiutantem".

 

Przed kolejnym sezonem zaapelował jedynie, żeby nikt nie wkładał mu do kieszeni przedwcześnie medalu. - Nie chcę go sobie zawieszać na szyi, ponieważ każde zawody rządzą się swoimi prawami i może być różnie. Będę starał się wykorzystać swój potencjał, ale to nie jest łatwe - podkreślił.

 

Mistrzostwa świata w Dausze potrwają do niedzieli. Polska ma na razie w dorobku dwa medale - wcześniej srebro w rzucie młotem wywalczyła Joanna Fiodorow.

MC, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie