MB Boxing Night 6: Czy Amerykanin sprzątnie Werwejkę?

Sporty walki
MB Boxing Night 6: Czy Amerykanin sprzątnie Werwejkę?
fot. Polsat Sport

Walki w najcięższej kategorii zawsze budzą emocje. Tak będzie też w Radomiu podczas sobotniej MB Boxing Night 6, gdy do ringu wyjdą Amerykanin Shawndell Terell Winters i Siergiej Werwejko.

31-letni Ukrainiec w Polsce pojawił się w 2012 roku i zaczął od pracy na budowie. Konkretniej - najpierw była cegielnia, a dopiero później budowa. Ale szybko i szczęśliwie trafił też na salę bokserską, gdzie rozpoczął treningi pod okiem Dariusza Mroza, nieżyjącego już byłego pięściarza warszawskiej Legii. Darek bardzo w niego wierzył, podobnie jak Adam Kusior, były trener reprezentacji i były prezes PZB, już wtedy działacz AIBA. Optymizm był duży. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna, ale Siergiej wciąż chce udowodnić, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

 

Dziś pracuje jako ochroniarz w stołecznych dyskotekach i stara się o kartę Polaka. Zdawał już stosowne egzaminy i wszystko wskazuje na to, że najpóźniej za pół roku ją otrzyma. Werwejko ma polskie korzenie. Babcia taty, a więc jego prababcia, była Polką. Jeśli więc wszystko pójdzie z planem, wiosną rozpocznie starania o polski paszport.

 

Ale miało być przecież o boksie.

 

Kiedy Werwejko wygrał XXX Turniej im. Feliksa Stamma w 2013 roku, wydawało się że jego kariera nabierze tempa. Miał 25 lat i jeszcze dwa lata do igrzysk, o które mógłby powalczyć - gdyby oczywiście otrzymał polskie obywatelstwo. A jak dobrze pamiętam, był taki pomysł. Z tych, którzy wtedy triumfowali na warszawskim Torwarze, najwięcej osiągnął Brazylijczyk Robson Conceicao, zdobywając w Rio de Janeiro olimpijskie złoto w wadze lekkiej (60 kg). Na olimpijskim podium w Rio stanął też inny zwycięzca tamtego turnieju Francuz Soulaymane Cissokho (69 kg), który wywalczył w Brazylii medal brązowy. Na olimpijski sukces liczył też Anglik Anthony Fowler, kapitan bokserskiej drużyny Wielkiej Brytanii, zwycięzca warszawskiej imprezy w wadze średniej (75 kg). W Rio de Janeiro Fowler jednak medalu nie zdobył. Teraz liczy na mistrzowskie tytuły w gronie zawodowców. W sobotę zobaczymy go na gali w Liverpoolu, a Werwejkę, mniej więcej w tym samym czasie, w Radomiu.

 

Piszę o tym dlatego, by pokazać, że pięć lat temu Werwejko pokazał się polskiej publiczności w naprawdę dobrym towarzystwie. Rywalizację w wadze koguciej wygrał wówczas Walijczyk Andrew Selby, srebrny i brązowy medalista MŚ, podwójny mistrz i trzeci zawodnik ME, olimpijczyk z Londynu (2012). Najlepszym w kategorii półciężkiej był Rosjanin Paweł Siljagin, podwójny brązowy medalista MŚ.

 

Warto jeszcze przypomnieć z kim sześć lat temu Werwejko wygrał w Warszawie. W ćwierćfinale pokonał Turka Ali Erena Demirezena, późniejszego ćwierćfinalistę MŚ i ME oraz olimpijczyka z Rio de Janeiro, w półfinale aktualnego mistrza Europy wagi superciężkiej, Niemca Floriana Schulza, a w finale Anglika Frasera Clarka, sparingpartnera Anthony’ego Joshui i wicemistrza Europy z Charkowa (2017).

 

I tego wszystkiego dokonał pięściarz, który łączył treningi z ciężką pracą na budowie.

 

Na igrzyskach w Rio Werwejki jednak zabrakło, podobnie jak Siljagina, który nie znalazł uznania w oczach trenera rosyjskiej reprezentacji Aleksandra Lebziaka. Werwejko próbował więc swojej szansy w rozgrywkach WSB (World Series of Boxing) czy APB (AIBA Pro Boxing), ale szybkie porażki, jakich doznał, jeszcze szybciej przekreśliły te nadzieje. Miał pecha. Trafiał na znakomitości - byłego mistrza Starego Kontynentu, Rosjanina Magomieda Omarowa i Magomiedrasula Medżidowa, Dagestańczyka z azerskim paszportem, wówczas dwukrotnego mistrza świata i medalistę olimpijskiego. Do tego walczył z nimi w Baku.

 

Z obietnic, które kierowano pod jego adresem, nic nie zostało. Z sukcesów na olimpijskim ringu, które miały być jego udziałem, również nie. Ale jak szczerze przyznał Werwejko po bolesnych porażkach z Omarowem i Medżidowem, to był dla niego po prostu jeden most za daleko.

 

– Z zawodnikami tej klasy nigdy nie walczyłem. Zwyczajnie zabrakło mi umiejętności i doświadczenia - stwierdził.

 

O tym, że zamiast solidnie przygotowywać się do tych pojedynków pod okiem najlepszych fachowców, kursował między Warszawą i Kijowem, czy też rodzinnym Ługańskiem, ogarniętym w dodatku wojenną zawieruchą, już nie mówił. Czasu na solidne przygotowania miał niewiele.

 

Dziś Werwejko ma za sobą 13 zawodowych walk, z których wygrał 11 (7 przed czasem). Poniósł dwie porażki. Najpierw z Brazylijczykiem Marcelo Nascimento, a później z Demirezenem. Tym samym Demirezenem, którego przed sześciu latu pokonał w ćwierćfinale turnieju poświęconego pamięci legendarnego trenera Stamma. Stawką był pas europejski pas WBO. I wreszcie trochę pieniędzy.

 

W tym roku wychodził do ringu trzy razy i tyleż razy wygrywał, ale rywale nie prezentowali wysokiej klasy. W sobotę w Radomiu przeciwnik będzie znacznie bardziej wymagający. 39-letni Winters (12-2, 11 KO) odgraża się, że szybko sprzątnie Werwejkę, bo jest ringowym mordercą do wynajęcia. Ale to wcale nie jest takie pewne. Mierzący 188 centymetrów Amerykanin gościł już w Polsce w kwietniu, też na gali Mateusza Borka. Przegrał wówczas w katowickim Spodku z Nikodemem Jeżewskim. Walka w limicie kategorii junior ciężkiej była brzydka i skończyła się nieznacznym punktowym zwycięstwem Polaka.

 

Teraz mocno bijący i niewygodny Winters zmierzy się z mającym prawie dwa metry Werwejką. Przewaga fizyczna tym razem nie będzie po jego stronie. Patrząc na ten pojedynek przez pryzmat ostatniej cennej wygranej Wintersa, który 14 września zatrzymał w Kanadzie niepokonanego, mieszkającego w Montrealu 27-letniego Ukraińca Oleksandra Teslenkę (16-1, 12 KO), to jednak on, a nie Werwejko, będzie faworytem w Radomiu.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie