"Cudowna sprawa, Rosjanie upokorzeni". 12 lat temu siatkarski Real Madryt poległ na polskiej ziemi

Siatkówka
"Cudowna sprawa, Rosjanie upokorzeni". 12 lat temu siatkarski Real Madryt poległ na polskiej ziemi
fot. PAP

„To był ostatni mecz przed świętami. Pokazywała go telewizja Polsat. W tym okresie świąteczno-noworocznym to spotkanie było powtarzane chyba szesnaście razy. Ja sam oglądałem powtórkę trzy albo cztery razy i za każdym razem przeżywałem te emocje tak samo” - mówi były trener AZS-u Częstochowa, Radosław Panas o pamiętnym meczu z Iskrą Odincowo. 19 grudnia 2019 roku mija już 12 lat od tamtego wydarzenia.

W obecnym czasach zwycięstwo polskiego zespołu siatkarskiego nad zagranicznym gigantem nie budzi już tak wielkiego zaskoczenia. W poprzedniej dekadzie bywało z tym trochę inaczej. Śmiało można powiedzieć, że prawdziwy „boom” na siatkówkę w naszym kraju powstał w 2006 roku po zdobytym wicemistrzostwie świata przez naszych reprezentantów. Rok później, 19 grudnia 2007 roku do Częstochowy zawitała naszpikowana gwiazdami Iskra Odincowo z legendarnym Gibą w składzie, aby rozegrać mecz w ramach rozgrywek Pucharu CEV.

 

To było wielkie wydarzenie dla polskiej siatkówki, bowiem o rosyjskim klubie mówiło się wówczas, że to siatkarski Real Madryt. Wystarczy przytoczyć nazwiska, które wówczas reprezentowały Iskrę – Giba, Pavel Abramow, Aleksji Verbov, Aleksji Kuleszov, Jochen Shoeps, a trenerem był Zoran Gajić, który rok wcześniej wespół z prowadzoną przez niego reprezentacją Rosji musiał przełknąć gorycz porażki z Polakami na mundialu w Japonii. Nie mniejsze rozczarowanie przeżył pod Jasną Górą.

 

To była 1/8 finału rozgrywek Pucharu CEV. W pierwszym starciu obu drużyn Iskra gładko wygrała u siebie z AZS-em bez straty seta, nie pozwalając rywalom na nawiązanie walki. - Jechaliśmy z pozytywnym nastawieniem. Pamiętam jak dziś, że w szatni mówiłem chłopakom, żebyśmy zagrali dobry mecz, powalczyli, ale jak wyszliśmy na parkiet i zaczęło się od 7:1 dla gospodarzy, to już nasze nadzieje prysły (śmiech). Zaraz po meczu powiedziałem chłopakom, że to jest dopiero pierwszy mecz. Mamy rewanż u siebie, z pewnością przyjdzie sporo ludzi i będą nas dopingować. System nam sprzyjał, bo nie trzeba było w rewanżu wygrać 3:0, aby grać złotego seta. Wystarczyło po prostu wygrać spotkanie, żeby doprowadzić do tej decydującej partii – zaznacza Panas.

 

19 grudnia 2007 roku został zaplanowany rewanż w częstochowskiej Hali Polonia. Bilety wyprzedały się w mgnieniu oka, zainteresowanie było olbrzymie, wszak każdy chciał zobaczyć na żywo gwiazdy światowej siatkówki z Brazylijczykiem Gibą na czele. - Wiedzieliśmy już przed meczem, że na trybunach zasiądzie nadkomplet publiczności. W szatni powiedziałem chłopakom, że ten doping ich poniesie. Ta hala dudniła jeszcze przed wyjściem na rozgrzewkę, także niewiele trzeba było mówić. Ludzie potrafili na jednym krześle stać, nie mówiąc o siedzeniu, bo szkoda było marnować miejsce (śmiech) – wspomina ówczesny trener akademików.

 

W AZS-ie nie brakowało wtedy znakomitych zawodników. Świeżo upieczony wicemistrz świata z Japonii, Piotr Gacek, rutynowany Robert Szczerbaniuk oraz Krzysztof Gierczyński, a także tacy siatkarze jak Paweł Woicki, Brook Billings, czy wchodzący dopiero do dorosłej siatkówki Piotr Nowakowski stanowili o sile sześciokrotnych mistrzów Polski. Każdy z nich zagrał mecz życia. Do dziś wszyscy wspominają ostatnią akcję tego spotkania na wagę awansu do kolejnej rundy. - Każdy z wyjściowego składu zagrał naprawdę wspaniały mecz. Trzeba też wspomnieć o rezerwowych, którzy coś wnieśli. Krzysiek Wierzbowski, który zrobił asa na Gibie i potem przez lata było takie stwierdzenie, że to ten, który „ustrzelił Gibę”. Wszyscy dołożyli cegiełkę do tego zwycięstwa. Pamiętam do dziś jak Piotrek Nowakowski wybronił po skosie atak Abramova i potem Marcin Wika wykorzystał kontrę. Dla Piotrka to była jedna z nielicznych udanych obron w jego karierze, a z pewnością jedna z najważniejszych (śmiech) – twierdzi Panas.

 

Po ostatniej piłce w Hali Polonia zapanowała euforia, bowiem konstelacja gwiazd i zespół, który miał w cuglach wygrać te rozgrywki poległ z polską drużyną. - Ależ niesamowita sprawa, ależ to jest nieprawdopodobna rzecz. Został wyeliminowany jeden z najlepszych zespołów na świecie! - krzyczał komentujący to spotkanie Tomasz Swędrowski na naszej antenie. - Przygotowywany, żeby być takim zespołem. Już na pewno w tym roku nie odegra roli w tym pucharze. Nasza siatkówka klubowa osiąga naprawdę duży wynik. Upokorzeni wielcy Rosjanie, upokorzony trener Gajić – wtórował mu Wojciech Drzyzga.

 

Wielka Iskra Odincowo zgasła w Częstochowie. W kolejnych latach wielokrotnie zjawiała się w Polsce, aby rywalizować z polskimi drużynami w europejskich pucharach. Wielu jednak będzie pamiętać to pierwsze starcie, w którym rosyjski dream team został brutalnie sprowadzony na ziemię.

 

Większość uczestników tamtego wydarzenia przestało już grać w siatkówkę, piastując stanowiska trenerów, menadżerów, prezesów. Chociaż legendarny Giba wciąż jeszcze od czasu do czasu odbije piłkę i trzeba przyznać, że nadal potrafi to zrobić wykwintnie.

 

Powyższy tekst, który powstał na okrągłą - 10. rocznicę tamtego starcia, wart jest upamiętniania każdego roku, tym bardziej, że po AZS-ie Częstochowa powstały już tylko wspomnienia...

Krystian Natoński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie