Rajd Dakar: Sukcesy załogi UTV i Sonika

Moto
Rajd Dakar: Sukcesy załogi UTV i Sonika
fot. PAP

Ze zmiennym szczęściem rywalizowali Polacy pierwszego dnia Rajdu Dakar w Arabii Saudyjskiej. Etap wygrali jadący pojazdem UTV Aron Domżała i Maciej Marton, drugi w kategorii quadów był Rafał Sonik, natomiast szanse na końcowy sukces stracił kierowca Mini Jakub Przygoński.

Domżała i Marton świetnie radzili sobie już w ubiegłym roku jadąc samochodem i tylko z powodu pomyłki nawigacyjnej nie udało im się ukończyć Dakaru. Teraz przesiedli się do lekkiego pojazdu UTV i potwierdzili, że ich ubiegłoroczne sukcesy nie były przypadkowe. Uzyskiwali najlepsze czasy na wszystkich punktach kontrolnych i w klasyfikacji generalnej o blisko dwie minuty wyprzedzają Amerykanina Caseya Curie.

 

W kategorii tej rywalizują też ich ojcowie Maciej Domżała i Rafał Marton, ale w poniedziałek dostali od latorośli srogą lekcję, tracąc ponad godzinę.

 

Bardzo zadowolony ze swojej jazdy był zwycięzca z 2015 roku Sonik, który na dakarowe trasy powrócił po dwóch latach. Polak przegrał tylko z odwiecznym rywalem, dwukrotnym zwycięzcą tej kategorii Chilijczykiem Ignacio Casale.

 

- Po dwóch latach przerwy nawiązać wyrównaną walkę z Casale, to jestem szczęśliwy. Już sam fakt, że mogę jechać w tym tempie jest niesamowity. On jest przecież 20 kilo lżejszy i 21 lat młodszy. Chyba powinienem mieć jakiś handicap, ale i tak będę ostro walczył, bo świetnie się czuję. To był bardzo dobry dzień. Jechałem ostrożnie, żeby nie uszkodzić quada, bo było bardzo dużo ostrych kamieni – powiedział Sonik.

 

Jak podkreślił, cieszy go także przeniesienie imprezy do Arabii Saudyjskiej.

 

- Dakar w Ameryce Południowej z roku na rok był obciążony coraz większymi kłopotami. Na początku Argentyna i Chile były jeszcze w na tyle przyzwoitej sytuacji gospodarczej i było to tak wielkie wydarzenie w tych krajach, że te pierwsze Dakary tam były fantastyczne. Ale niestety w ostatnich latach kraje tego regionu mają coraz większe kłopoty finansowe i ten wielki wysiłek organizacyjny przychodził im z coraz większym trudem. Ostatnie edycje, a zwłaszcza ta tylko w Peru, to już były trochę na siłę. Dlatego uważam, że przenosiny do Arabii Saudyjskiej są zbawienne dla tej imprezy – zaznaczył.

 

Zapewnił, że nowa trasa bardzo mu się podoba.

 

- Pod wieloma względami ten Dakar jest podobny do afrykańskiego. Jednak ta pustynna, kamienista, sucha, szutrowa, miękka i twarda na przemian trasa to jest coś, o czym każdy dakarowiec marzy, a ja to już na pewno - dodał.

 

Niezbyt zadowolony był natomiast Kamil Wiśniewski.

 

- Trasa była ok. Tak naprawdę miałem problemy ze sprzętem, bo quad nie ma takiej mocy, jakiej bym oczekiwał. Jedzie góra 100 kilometrów na godzinę, więc miałem problem, żeby nawiązać walkę z czołówką. Musimy sprawdzić filtr paliwa, zobaczymy co da się zrobić. Nie wiem, czy nie zrobiłem błędu stawiając na oryginalny, niezmodyfikowany sprzęt. Chciałem, żeby był niezawodny, a inni chyba jednak bardziej zaryzykowali. I niestety ominąłem jeden punkt kontrolny, co będzie mnie pewnie kosztowało sporą karę – przyznał.

 

Szanse na wymarzone dakarowe podium stracił Przygoński. Na 146. kilometrze odcinka specjalnego jego Mini stanęło. Dzięki pomocy ciężarówki serwisowej pojazd udało się uruchomić, ale kierowca Orlen Teamu jest jeszcze na trasie i traci ponad pięć i pół godziny do czołówki.

 

Jadący z niemieckim pilotem Timo Gottschalkiem Przygoński, czwarty w ubiegłorocznym Dakarze, bardzo dobrze rozpoczął ściganie w Arabii Saudyjskiej. Do momentu awarii zajmował trzecie miejsce, z niewielka stratą do prowadzącego na tym etapie rywalizacji Katarczyka Nasera Al-Attiyah. Ostatecznie etap sensacyjnie wygrał litewski kierowca Mini Vaidotas Zala.

 

Zgodnie ze swoimi oczekiwaniami pojechali motocykliści Orlen Teamu Maciej Giemza i Adam Tomiczek. Pierwszy z nich jest klasyfikowany na 28. pozycji, a drugi na 33.

 

- Etap mi się nie podobał. Był mocno piaszczysty, ale w tym piachu było bardzo dużo luźnych kamieni. One wystawały, były duże, luźne, trudno je było zauważyć. Ponieważ startowaliśmy po dwóch co trzydzieści sekund, jechałem prawie cały czas w kurzu. W sumie, tak jak zakładałem, jestem w trzydziestce, ale tego etapu nie pokonałem z uśmiechem na twarzy, on się pojawił dopiero na mecie. Ale gdy dowiedziałem się, że Kuba stoi, to strasznie mnie to zasmuciło. Wiem, że stać go było na super wynik w tym rajdzie – powiedział Giemza.

 

Zadowolenia nie krył startujący w kategorii Original by Motul motocyklista Krzysztof Jarmuż.

 

- Najgorsze było to kilkudniowe czekanie na start. Jak to wszystko już się zaczęło, to zeszło ze mnie ciśnienie. Odcinek poszedł w miarę dobrze, mogłem jechać trochę szybciej, ale było strasznie dużo kurzu i kamieni. Wolałem nie przesadzać, żeby gdzieś nie wypakować pierwszego dnia. Myślę, że w kategorii zawodników bez serwisu powinienem być w piątce – prognozował.

 

Pierwszy w historii dakarowy etap w Arabii Saudyjskiej prowadził z Dżuddy do malowniczo położonego nad Morzem Czerwonym biwaku w Al-Wadżh. Liczył 752 kilometry, z tego 319 to odcinek specjalny. W poniedziałek uczestnicy rajdu pojadą z Al-Wadżh do Neomu. To 401 kilometrów (367 km OS).

BS, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Podsumowanie roku 2021: Moto

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie