Kowalski: Prezes Legii powinien zadbać o własne podwórko i dopiero wtedy żądać

Piłka nożna
Kowalski: Prezes Legii powinien zadbać o własne podwórko i dopiero wtedy żądać
Fot. Cyfrasport

Prezes Legii Dariusz Mioduski na łamach „Przeglądu Sportowego” zabrał głos na temat polskiej piłki klubowej. Głos ważny i jak najbardziej uprawniony, bo warto znać wizję właściciela najbogatszej i najbardziej rozpoznawalnej marki piłkarskiej w Polsce. Tym bardziej, że od lat brakuje poważnej dyskusji o niegdyś przyzwoitych rozgrywkach, które staczają się na 32. miejsce w Europie przy biernej postawie najważniejszych uczestników zdarzeń, czyli zarządzających klubami.

Wywody prezesa Mioduskiego w kilku przypadkach trzymają się kupy, kilka postulatów wydaje się sensownych. Takich jak: „Mniej pieniędzy za samo bycie w ekstraklasie, a dużo więcej na premie za granie Polakami i młodymi piłkarzami”.

 

Albo: „Dofinansowanie infrastruktury szkoleniowej. Duże kluby zaczynają sobie z tym radzić, ale wszystkie z Ekstraklasy i 1. ligi powinny mieć wymogi dotyczące szkolenia i posiadania akademii wsparte odpowiednimi środkami z Ekstraklasy i PZPN. Nie chodzi tylko o infrastrukturę, ale także o fundusze na podnoszenie umiejętności trenerów”.

 

Ciekawym pomysłem jest też: „Zniesienie przepisu o niemożliwości posiadania zespołu rezerw w niższej (poprzedzającej) klasie rozgrywkowej. Wiadomo, że nie wszystkie kluby będą wprost beneficjentami takiego rozwiązania, ale z punktu widzenia szkolenia i wprowadzania młodych zawodników, również do tych klubów, które walczą o mistrzostwo Polski i grają w pucharach, może to być bardzo ważne w przyszłości. W innych krajach, np. w Holandii i Portugalii, takie zasady obowiązują i nikt tam nie narzeka”

 

Wypada się też z prezesem zgodzić kiedy mówi, że powinny być zadziałać mechanizmy, które wpłynęłyby na uruchomienie wewnętrznego rynku transferowego, aby ograniczyć wyjazdy młodych nieprzygotowanych piłkarzy z Polski, co jest obecnie wielką bolączką.

 

I oczywistą prawdą jest również, kiedy mówi Mioduski, że: „Nie da się tej rozmowy sprowadzić tylko do rozmiaru ligi. Trzeba też wyjść poza swój partykularny interes. Do tego powinna dojść współpraca z instytucjami państwowymi, publicznymi i samorządowymi, szczególnie że jest po ich stronie dobra wola i widzimy realne działania. Trzeba na bazie tego stworzyć środowisko biznesowe i prawne oraz systemy wsparcia dla inwestycji w infrastrukturę, szkolenie i kluby”.

 

Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę właśnie zwiększenie rozmiaru ligi, postulowane obecnie przez PZPN, skłoniło prezesa do zabrania głosu. Poza publicystycznym wymiarem swojego orędzia (ostra polemika z prezesem PZPN), właśnie to jest clou jego wypowiedzi. To protest przeciwko dokooptowaniu dwóch kolejnych gęb do wyżywienia (liga miałaby zostać zwiększona do osiemnastu zespołów), a także przede wszystkim podziału finansowego tortu (ze sprzedaży praw telewizyjnych czy marketingowych), który nie będzie premiował czołowych zespołów w sposób prezesa Mioduskiego zadowalający.

 

Pisze on w najnowszym tekście i postuluje od dawna, że: „podział pieniędzy powinien bardziej promować górną trójkę, czwórkę klubów”. Mówi o potrzebie wyłonienia liderów, którzy będą awansować do planowanej drugiej Ligi Europy (dodając, że sam się do jej powstania przyczynił jako wiceprzewodniczący Europejskiego Stowarzyszenia Klubów oraz członek Club Competition Committee UEFA zajmującego się rozgrywkami europejskich pucharów). Bo tylko dzięki rywalizacji na arenie międzynarodowej, możemy zaczynać odbijać się od dna.

 

Czyli bez owijania w bawełnę i wszystkich tych zawijasów wokół tematu, przekaz jest mniej więcej taki: „dajcie mi więcej pieniędzy, to zacznę tę polską klubową piłkę wyciągać z dna, długofalowo wszyscy skorzystacie”. Pomijając już nawet zasadność samej idei (bo przecież faktycznie największe kluby w największych ligach europejskich zgarniają najwięcej z tytułu dzielenia wpływów z praw telewizyjnych), to jak ta „cała reszta” ma prezesowi Legii uwierzyć, że rzeczywiście będzie sensownie tymi dodatkowymi ekstra pieniędzmi gospodarować? Na podstawie poprzedniego sezonu, gdzie Legię wyprzedził w lidze, a przede wszystkim obnażył sportowo i organizacyjnie mający znacznie mniejszy potencjał Piast Gliwice?

 

Na podstawie polityki transferowej, gdzie w ciągu kilku sezonów jego klub zatrudniał takich asów jak Agra, Rocha, Novikovas, Obradovic, Eduardo, Pasquato, Philips, Mauricio, Hildeberto, Sadiku? A może zachwycić się obecnym sezonem, w którego trakcie udało się sprzedać już trzech napastników (Carlitos, Kulenovic, Niezgoda), zasypać dziurę budżetową, którą samemu się stworzyło poprzez dziwaczną politykę personalną i wciąż liczyć się walce o mistrzostwo?

 

Czy też wyjątkowym skautingiem, słynnym doradcą ze Szwajcarii, który wprowadza nowe standardy, albo wyważonym podejściem do szkolenia, pozwalającym na przegląd całego wachlarza egzotycznych trenerów z ekspertami od młodzieży i szkolenia kobiet włącznie?

 

To jest właśnie problem. Prezes i właściciel Legii powinien w pierwszej kolejności, zanim zacznie stawiać żądania, przekonać, że potrafi zadbać o własne podwórko. Pokazać tę wielkość. Poukładać swoje klocki, zdominować ligę dzięki temu czym dysponuje (Legia wciąż ma zdecydowanie największy budżet), pokazać, że to cię kupy trzyma, a nie jak wszędzie uzależnione jest od tego czy uda się sprzedać jednego zawodnika czy kilku. Bo samego zapewniania, że model jest już wypracowany, a polityka długofalowa nie kupują nawet warszawscy kibice.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie