Nowy doping wjeżdża z buta

Inne
Nowy doping wjeżdża z buta
fot. PAP

W piątek rozstrzygnie się, czy obuwniczy hegemoni pójdą na dopingową wojnę w nowej odsłonie. Jeśli władze światowej lekkoatletyki nie zauważą w tym problemu, maratończycy przestaną biegać, bo zaczną bić rekordy kangurzymi skokami.

To nie żarty, ten werdykt może zmienić lekkoatletykę na zawsze. Skoro Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) oraz współpracujące z nią laboratoria pozbawiły szansy stosowania nawet najbardziej wyrafinowanych form dopingu (system kontroli właściwie to uniemożliwia), w sukurs sportowcom przychodzi firma obuwnicza. Konkretnie Nike, które wypuściła na rynek model Vaporfly. To właśnie w tych butach Kenijka Brigid Kosgei w październiku zeszłego roku pokonała maraton w Chicago w czasie dwóch godzin, 14 minut i dwóch sekund. Pobiła tym samym poprzedni rekord świata o blisko trzy (!) minuty. Warto podkreślić i napisać raz jeszcze: TRZY MINUTY.

 

Jeszcze większym wydarzeniem było zejście rodaka Kosgei - Eliuda Kipchoge – zejście poniżej dwóch godzin (1:59:40) podczas październikowego maratonu w Wiedniu. Pobił on tym samym swój rekord globu sprzed roku, ale wynik nie został uznany i wpisany na światowe listy, ponieważ zawodnik pobiegł w ulepszonej wersji modelu Vaporfly - Nike Alpha Fly – na które nie dostał homologacji. Innymi czynnikami, przez które rekord nie został zaliczony, byli zmieniający się pacemakerzy oraz pojazd nadający tempo. Niezależnie od tego, że rekord nie został uznany, rywale biegający w innym obuwiu skierowali sprawę do Athletics Integrity Unit, czyli strukturze World Athletics, która stoi na straży uczciwości w lekkoatletyce. Miarka się przebrała.

 

Model Vaporfly ma grubą podeszwę i karbonową płytkę. Z kolei AlphaFly, w której Kipchoge biegł w Wiedniu, mają kilka karbonowych płytek.  Powoduje to potężne wręcz odbicie (pięta uniesiona jest nawet 51 mm nad ziemię), biegacz nie dość, że przemieszcza się szybciej, to jeszcze nie ponosi takich strat energetycznych, jak w innych modelach butów. Nike chwali się, że model ten zwiększa wydajność o około pięć procent, co w warunkach profesjonalnych daje kolosalną przewagę.


- Warto pamiętać, że karbonowa płytka w bucie Nike zadebiutowała w 2017 roku podczas pierwszej nieudanej próby złamania 2h na dystansie maratońskim. Po ponad dwóch latach pozostałe marki takie jak New Balance, Hoka One One, Saucony, czy Adidas również przygotowały buty wykorzystujące płytkę z karbonu, które już są lub za moment będą wprowadzane do sprzedaży. Także temat „dopingu technologicznego” i piątkowej decyzji World Athletics nie będzie dotyczył wyłącznie marki Nike. Co ciekawe w 2017 roku premiera płytki karbonowej Nike oraz nowej pianki ZoomX były odpowiedzią na działania Adidasa, który w 2013 roku wprowadził nową piankę BOOST, która charakteryzowała się sprężystością i zwrotem energii. Wówczas jednak, pomimo tego, iż padł rekord świata w maratonie w butach wykorzystujących nową, zwracającą energię piankę (ustanowionego przez Wilsona Kipsanga nie tak dawno temu zawieszonego za uchylanie się od kontroli dopingowej), to nikt nie podejmował tematu dopingu technologicznego. W tej całej sytuacji warto pamiętać o dwóch rzeczach. Jeśli przez World Athletics zostaną wprowadzone ograniczenia sprzętowe, to i tak nie zakończą one wyścigu „zbrojeń” wśród producentów, na którym ostatecznie zyskujemy również i my, zwykli biegacze otrzymując lżejsze, wygodniejsze, bezpieczniejsze buty. A druga równie ważna rzecz, to jaka by technologia nie została wynaleziona, to bez systematycznej, ciężkiej pracy biegowej nie będzie mowy rekordach, zarówno wśród elity, jak i amatorów - mówi Michał Garczarczyk ze Sklepu Biegacza w Warszawie.

 
Z nowości korzystają nie tylko zawodowcy, ale również amatorzy. Buty te, może nie w tak zaawansowanej wersji, dostępne są na wyciągnięcie ręki, choćby w sprzedaży internetowej. Kosztują około tysiąca złotych.

 

Nike musi jednak uważać, bo coraz częściej zaczyna być kojarzone jako marka, która ma nierozerwalny związek z budzącymi wątpliwości praktykami w sporcie. Sama współpraca z notorycznym dopingowiczem i oszustem Lancem Armstrongiem przyniosła pewne straty wizerunkowe, obecnie najwięcej niejasności jest wokół sponsorowanego przez Nike projektu Oregon. Działał on blisko dwie dekady, do października ubiegłego roku, kiedy za stosowanie praktyk dopingowych zdyskwalifikowano na cztery lata trenera Alberto Salazara, stojącego na czele projektu. Przypomnijmy, że cień podejrzeń padł tym samym na wszystkich podopiecznych szkoleniowca, m.in. złotych medalistów olimpijskich – Mo Faraha, Galena Ruppa, a także innych, jak Sifan Hassan (nowa rekordzistka świata w biegu na milę), czy Yomif Kejelcha.

 

Być może ze względu na koincydencję tych wydarzeń – sprawa Nike Oregon Project oraz rekordy świata w butach z nową technologią – World Athletics ma więcej determinacji, by ogłosić w piątek swoje stanowisko. W każdym razie wydarzenia te pokazują, jak wielki wpływ na daną dyscyplinę może mieć jedna marka. Być może będzie to decyzja brzemienna w skutkach dla Nike, który może nie zdążyć przygotować swoim ambasadorom i kontrahentom alternatywnego obuwia na kilka miesięcy przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio. Może to być również decyzja jeszcze pogarszająca wizerunek, ponieważ przyszłoroczne mistrzostwa świata odbędą się w amerykańskim Eugene, więc de facto siedzibie… Nike. Oznacza to także wielkie straty, bo miliony biegaczy amatorów rozbijają „świnki-skarbonki”, by zainwestować w dający przewagę sprzęt.

 

Konkurenci jednak nie śpią. To oni najbardziej naciskają, by World Athletics wydała klarowną decyzję, ale niekorzystną dla Nike. Kiedy ogłoszono, że piątkowy werdykt może być niekorzystny dla amerykańskiego koncernu, akcje japońskiego Asicsa wzrosły o siedem procent. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że World Athletics ma umowę z Asics do 2029 r., a prezydent światowej federacji zrezygnował z roli ambasadora Nike, za co dostawał 100 tys. funtów rocznie.

 

Ale sprzeciwia się nie tylko Asics. Wszyscy rywale na rynku obuwniczym domagają się, by wprowadzić regulacje znane z pływania, gdzie przez lata kostiumy były przedmiotem wielu sporów. Powołują coraz to nowych ekspertów, którzy mają przekonać o tym, że buty Nike są dopingiem technologicznym. Najnowszym argumentem nie do zbicia mają być wydarzenia z zeszłego tygodnia. Zwycięzcą maratonu w Bombaju został nieznany dotąd Etiopczyk Derera Hurisa (z czasem 2:08:09). Zgarnął za to 45 tys. dolarów. Ponieważ pobił rekord maratonu sprzed czterech lat, dodatkowo dostał 15 tys. dolarów. Na co dzień biega w butach Adidasa, ale zgubił je podczas podróży. Pożyczył więc od znajomego Nike Vaporfly. I wygrał…

 

Inne firmy same starają się pracować nad nowatorskimi technologiami, bo te wymyślone przez Nike zostały opatentowane i nie można ich wprost skopiować.

 

Możemy sobie jednak wyobrazić, że World Athletics pozwala Nike na stosowanie technologii. Oznacza to mniej więcej tyle, że większość biegaczy długodystansowych, ale i sprinterów (są ponoć przygotowane specjalne, nieujawnione jeszcze kolce) „przesiądzie” się na Nike, ale reszta firm sprzętowych rozpocznie prawdziwą wojnę. Spełni się tym samym przepowiednia sprzed lat.

 

Dyskusja o butach oraz wyścig zbrojeń, do którego już przystąpiły firmy produkujące sprzęt sportowy, to w jakiś sposób konsekwencja awantury wokół niechlubnej gwiazdy 400 m, reprezentanta RPA Oscara Pistoriusa. Po tym, jak siedem lat temu zastrzelił swoją narzeczoną Reevę Steenkamp, odsiaduje on kilkunastoletni wyrok, ale wszyscy mają również w pamięci, jak w kosmicznych protezach nóg rywalizował przez lata z pełnosprawnymi sportowcami. Już wtedy zastanawiano się, co będzie, kiedy firma produkująca sprzęt dla biegaczy bez nóg wymyśli technologię, która pozwoli Pistoriusowi wygrać igrzyska olimpijskie. To wtedy również spekulowano, jak daleko mogą posunąć się koncerny produkujące obuwie. Stało się…

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie