Wichniarek: A może trzeba było ukarać Bayern walkowerem?

Piłka nożna
Wichniarek: A może trzeba było ukarać Bayern walkowerem?
Fot. PAP

W sobotę wszystkie oczy w Niemczech były zwrócone na mecz Hoffenheim - Bayern. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu mieliśmy okazję oglądać mecz Bawarczyków bez Roberta Lewandowskiego. Jak się okazało nie to było jednak najważniejsze tego wieczora. Na trybunach wybuchła afera, która może wstrząsnąć całą niemiecką piłką. Zaangażowani są ultrasi, piłkarze, działacze klubowi i władze związku.

W sobotni wieczór każdy zadawał sobie pytanie, jak teraz Bawarczycy będą wyglądać w ofensywie, bo przecież od lat ich atak to Lewandowski i zawodnicy pod niego dobierani. Ale jak się okazało mecz zszedł na drugi plan. Nawet wygrana Bayernu i wynik 6:0 nie był w stanie przyćmić tego, co miało miejsce na trybunach stadionu w Sinsheim. To właśnie w tej, liczącej 35 tysięcy mieszkańców miejscowości, rozgrywa swoje mecze TSH Hoffenheim, którego głównym sponsorem jest firma SAP, a prezesem jeden z założycieli tego informatycznego przedsiębiorstwa Dietmer Hopp.

 

To pieniądze, zapał i marzenia 79-letniego dziś przedsiębiorcy pozwoliły stworzyć zespół rywalizujący o awans do Bundesligi. W 2008 roku „Wieśniacy”, bo tak określany jest ten klub, osiągnęli cel i awansowali do najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech. To był również moment, w którym kibice innych klubów rozpoczęli akcję przeciwko pomysłodawcy i sponsorowi tego projektu Dietmerowi Hoppowi, przejawiającą się obraźliwymi przyśpiewkami oraz transparentami wywieszanymi na stadionach.

 

Podłożem tej nienawiści, która również dotyka od kilku lat klub RB Lipsk jest walka części kibiców ze sponsorami, którzy według nich obchodzą zasadę obowiązująca w niemieckiej piłce - tzw. 50+1. Chodzi w niej o to, że nawet najbogatszy sponsor nie może przejąć pełni władzy w klubie. Najwyższy udział, jaki może posiadać pojedynczy podmiot, czy osoba to 49% akcji spółki, do której klub należy. 51% musi być we władaniu reszty. Chodzi o to, by nie dopuścić do „prywatyzacji” klubów, jak ma to miejsce np. w wielu przypadkach w angielskiej, czy ostatnio we francuskiej piłce.

 

Nikogo z tych pseudokibiców nie obchodzi to, że klub z Hoffenheim jest bardzo dobrze zarządzany, rozwijany, bez wstydu reprezentuje Bundesligę na arenie międzynarodowej. W sezonie 2017 grał w Lidze Europy, a w 2018 w Lidze Mistrzów. Nie interesuje ich to, że 79-latek jest właścicielem 49% akcji, a wyłącznie fakt, że kapitał w 96% dostarczany jest od głównego sponsora czyli firmę SAP.

 

Według wielu z ultrasów to właśnie Hopp jest twarzą komercjalizacji futbolu u naszych zachodnich sąsiadów, która zabija ducha rywalizacji. Komercjalizacja, która w innych europejskich ligach jest na porządku dziennym, ale według nich również jest powodem nierównej rywalizacji, a projekty jak ten, PSG, City czy Chelsea, są zakałą ich ukochanego sportu.

 

Właściciel TSG Hoffenheim był konfrontowany z tą nienawiścią od 2008, ale był odporny na epitety i transparenty. W roku 2017 w końcu jednak nie wytrzymał i podał do sądu kibiców Borusii Dortmund. Wygrał i sąd wydał zakaz stadionowy dla ponad 30 osób. Niestety, takie działania nie odstraszyły ultrasów, zadziałały na nich mobilizująco. W tym sezonie jeszcze bardziej uaktywnili swoje działania. Kibice Gladbach jak i BVB wywiesili plakaty z podobizną Hoppa „na celowniku, do odstrzału” 

 

To doprowadziło do decyzji o wykluczeniu kibiców BVB z dwóch wyjazdowych meczów w Sinsheim. Skutek był taki, że grupy ultrasów ze wszystkich klubów Bundesligi zawarły „pakt o agresji na Hoppa”.

 

Eskalacją działań kibicowskiej nienawiści był sobotni mecz z Bayernem. Przyśpiewki i wywieszenie w drugiej części spotkania banerów doprowadziły do przerwania meczu i zejścia zawodników do szatni. Po apelach piłkarzy i samego Karla-Heinza Rummenigge kibice się opamiętali i mecz został wznowiony, ale nie na długo. Sytuacja powtórzyła się po raz kolejny i ostatnie 12 minut spotkania piłkarze rozegrali jak treningową rozgrzewkę. Podawali piłki między sobą. 

 

Teraz całe Niemcy zastanawiają się jak z tym walczyć. Federacja niemiecka (DFB) ma opracowane mechanizmy na okoliczność takich i podobnych sytuacji, ale nie są one stosowane zbyt często. Jest to 3-stopniowy plan działania. Stopień pierwszy to apel spikera meczowego, drugi to przerwanie spotkania i zejście do szatni, do momentu opanowania sytuacji. Ostatni, trzeci stopień to całkowite przerwanie meczu i walkower.

 

W meczu „Wieśniaków” zastosowano dwa z trzech punktów, a może właśnie całość byłaby dobrym przykładem? Bayern straciłby punkty, a w konsekwencji może i mistrzostwo? 

Artur Wichniarek z Niemiec, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie