Magnus "Zorro" Zetterstroem: Pokochałem Gdańsk
Zasłynął kreśląc palcem w powietrzu literę Z, choć rywale z żużlowego toru już szykowali się do puszczania dźwigni sprzęgła. Czasami zakładał pelerynę niczym obrońca uciśnionych – Zorro. Został indywidualnym mistrzem Szwecji, ścigał się w cyklu Grand Prix, zaskarbił sobie po wsze czasy sympatię kibiców Wybrzeża Gdańsk. I w Trójmieście Magnus „Zorro” Zetterstroem zakończył karierę.
Rechot kilku jegomościów z brodami godnymi Wikingów wstrząsnął gdańskim parkiem maszyn. Gdyby zsumować długość ich włosów i zarostu, można byłoby opleść całą serpentynę górskiej szosy zwanej Drogą Trolli. Pośrodku oceanu brodaczy stał Magnus „Zorro” Zetterstroem. Dopytywał się o wrażenia ze zlotu hippisów połączonego z koncertem Krzysztofa „Jarego” Jaryczewskiego – znakomitego gitarzysty i wokalisty kultowej formacji lat osiemdziesiątych – Oddziału Zamkniętego. „Zorro” i jego długowłosi pobratymcy uwielbiają ostre brzmienie połączone z wyszukanymi tekstami, a skoro naturalnym tłem dla popisów Krzysztofa Jaryczewskiego było najbliższe sąsiedztwo plaży w Gdańsku – Jelitkowie, obraz przypominał idyllę. Magnus to człowiek o niewyczerpalnych złożach optymizmu. Uwielbia spoglądać poza horyzont. Dla „Zorro” świat nigdy nie kończył się na punktach, bonusach, tabeli, przełożeniach, dyszach i koszu sprzęgłowym. To przepiękne nastawienie do życia nie oznacza, że charyzmatyczny Szwed jest pozbawiony ambicji. Wprost przeciwnie, „Zorro” zdumiewa odpornością psychiczną, która szybuje wysoko ku przestworzom, gdy sytuacja jest trudna. Wówczas pogodne usposobienie Magnusa stanowi idealne remedium na problemy. „Magnus jest jak dorodny owoc, który bardzo długo dojrzewał – mówi Hans Zetterstroem, ojciec zwycięzcy GP Challenge’2009. Kiedy był brzdącem, bardzo powoli przyswajał naukę chodzenia. Późno zaczął mówić. Żartowałem sobie, że prędzej doczekam się końca szwedzkiej zimy aniżeli słów Magnusa. Dziś dziękuję niebiosom, że „Zorro” spokojnym rytmem wkraczał w życie, bo zaoszczędził sobie rozczarowań, a uzbroił się w jakże potrzebny dystans do wielu spraw. On umie cieszyć się każdym dniem. Jestem dumny z jego zdrowego podejścia do życia” – wyznaje tata, który był obecny 18 września 2009 roku podczas historycznego wieczoru w Coventry i wspierał swoje rezolutne dziecko.
Motocykl od taty
„Zorro” zaczął kręcić pierwsze kółka w wieku 6 lat na zakupionym przez Hansa motocyklu z silnikiem o pojemności 50 centymetrów sześciennych. „Pamiętam jak dziś. To był 1977 rok, Magnus zdradzał zainteresowanie motorami. Traktował jazdę jak przygodę. Bardzo długo nie dawał się namówić, aby spróbować rywalizacji z innymi dzieciakami. Dopiero gdy był pewien, że posiada już pewien zasób wiedzy o jeździe na motocyklach, skusił się na start spod taśmy. Dla mnie była to cała wieczność, bo Magnus miał 11 lat, gdy zaczął ścigać się z kolegami. On wolał odczekać swoje. Był spontanicznym i radosnym dzieckiem, ale musiał nacieszyć się rzeczą do woli i poznać materię na wylot, po to, aby przedłużyć okres nieskrępowanej wolności” – opowiada Hans.
Kiedy „Zorro” przyszedł na świat, zauroczył lekarzy i pielęgniarki sporymi rozmiarami. Ktoś z obecnych na porodówce szepnął, że Magnus wygląda jak słynny szwedzki alpejczyk, dwukrotny mistrz olimpijski z Lake Placid’1980 – Ingemar Stenmark. „Nie dziwiła mnie lekkość z jaką pokonywał tyczki na stoku. Jako smyk miał wspaniałe warunki fizyczne, aby uprawiać narciarstwo alpejskie. Z reguły Magnus należał do czołówki w slalomie gigancie” – wspomina tata.
Rozkoszne szkolne igraszki na narciarskim stoku zdradzały talent Magnusa do sportu. Gdy „Zorro” zakochał się w speedwayu, tata jął zastanawiać się ile czasu zajmie mu wspinaczka po pierwszy międzynarodowy sukces. Doczekał się go w 2002 roku, kiedy „Zorro” zdobył tytuł indywidualnego mistrza Europy. „Nic w moim życiu nie działo się w nadmiernym pośpiechu – twierdzi Magnus. Wielu Skandynawów rozpoczyna starty w Anglii w wieku 17 – 18 lat, a ja zasmakowałem Wysp Brytyjskich, gdy miałem 24 lata. Wygrałem Premier League Riders Championship w wieku 35 lat, a mistrzem Szwecji zostałem, gdy kartka z kalendarza oznajmiła mi, że mam 37 lat. Wino smakuje tym lepiej im więcej wiosen nosi się na karku, nieprawdaż?” – uśmiecha się „Zorro”.
Marzenia o tytule mistrza świata narodziły się w głowie Magnusa, gdy miał 6 lat i nie wyfrunęły z niej aż do ukończenia 24 roku życia. „Bardzo chciałem zdobyć złoty medal IMŚ. To musi być wspaniałe uczucie, ale kiedy na świat przychodzą dzieci, diametralnie zmienia się lista codziennych obowiązków. Nie mogłem całkowicie poświęcić się speedwayowi, bo musiałem stworzyć naszym maluchom warunki do spokojnego rozwoju. Gdy przyglądam się historii IMŚ na żużlu, łatwo dostrzegam, że przywilej sięgnięcia po tytuł mistrza świata jest dostępny dla wąskiego grona zawodników. Oprócz znakomicie zorganizowanego zaplecza i równej formy przez cały sezon, potrzebne jest szczęście. W wieku 24 lat poznałem inny wymiar szczęścia widząc wykąpane i zdrowe brzdące baraszkujące w naszym domku” – przyznaje Magnus.
Telefon od Anderssona
Przez kilka lat „Zorro” odrzucał ofertę startu w rundach kwalifikacyjnych indywidualnych mistrzostw świata. Sezon 2009 doprowadził do przełomu w stanowisku Szweda. „Postanowiłem zaryzykować, bo tytuł indywidualnego mistrza Szwecji wywalczony w 2008 roku w Avesta sprawił, że mogłem rozpocząć eliminacje od fazy półfinałowej. Gdy zerknąłem w kalendarz, byłem zachwycony, bo okazało się, że półfinał odbędzie się w mojej ojczyźnie, na torze w Motali. Potraktowałem zawody jako dodatkową okazję do startu i przyjechałem zrelaksowany na stadion Piraterny. Widziałem, że wielu młodszych zawodników urządziło sobie wieczór pachnący więzienną celą, nakładając na siebie presję. Przed zawodami powiedziałem: nieważne czy uda mi się zakwalifikować czy nie, chcę się pościgać i mieć frajdę. Z takim samym nastawieniem przyjechałem we wrześniu do Coventry. Pomyślałem: nie będę rzucał kaskiem w skrzynkę z narzędziami, jeśli nie uda mi się awansować. W wieku 24 lat potrafiłem cisnąć z całej siły kaskiem w skrzynkę, aby usunąć frustrację z organizmu. Wściekłbym się jeszcze bardziej, gdybym w nią wtedy nie wcelował, ale dziś jestem innym człowiekiem” – śmieje się „Zorro”.
Gdyby w styczniu 2009 roku ktoś powiedział, że Magnus Zetterstroem awansuje do Grand Prix, Szwed potrząsnąłby przecząco głową. U zarania sezonu, „Zorro” był szczęśliwy opierając swój kalendarz na startach w polskiej ekstralidze, szwedzkiej Elitserien i turniejach indywidualnych. Jednak, gdy znalazł się na odległość wyciągniętej dłoni od Grand Prix, nawiedził go wilczy apetyt. „Przed zawodami w Coventry czułem, że mogę pokonać każdego pretendenta do awansu. Potrzebowałem dobrego układu pól startowych i szczęścia w newralgicznych chwilach. Postanowiłem walczyć do upadłego o każdy punkt i nie oddawać centymetra toru za darmo. Pozytywny wpływ na moją jazdę miał Daniel Andersson, który drastycznie podniósł mi ciśnienie we krwi” – komentuje Magnus.
Były żużlowiec Oxfordu, Cradley Heath i Belle Vue – Daniel Andersson nie zdawał sobie sprawy, że zainspirował Zetterstroema do wzmożonego wysiłku w Coventry. 17 września 2009 roku, w czwartek poprzedzający GP Challenge, Daniel zadzwonił do Magnusa, informując, że rezygnuje z jego usług w najbliższym ligowym meczu Indianerny Kumli. Andersson wolał sięgnąć po Rosjanina Renata Gafurowa. Dalle argumentował swój wybór słabym występem „Zorro” podczas spotkania rozegranego 15 września 2009 roku w Vetlandzie. W obecności 8 tysięcy widzów, Elit Vetlanda pokonała Indianernę 52 – 44, a Magnus zdobył tylko 4 oczka + bonus w 4 startach. Pomimo awansu do półfinałów play – off, zdobycz Zetterstroema okazała się zbyt skromna dla Anderssona. „Usłyszałem w słuchawce głos Daniela i czułem, że stało się coś niemiłego – wspomina „Zorro”. Andersson powiedział, że zdaje sobie sprawę, że może nie jest to najszczęśliwszy moment, aby informować mnie o angażu Gafurowa, ale wolał zadzwonić, bo przeczuwał, że mogę szykować się na półfinały Elitserien. Jak tylko skończyliśmy rozmawiać, zmełłem przekleństwo i krzyknąłem w duchu: ja ci jeszcze pokażę, koleżko! Nie miałem do niego pretensji, bo wiem, że jeśli nie zdobywasz wielu punktów w lidze, menedżer drużyny ma prawo dać ci odpocząć i pokazać ci drzwi. Nie miałem wtedy dobrych wyników i najwyraźniej potrzebowałem solidnej pobudki i wstrząsu, aby zewrzeć szyki i pojechać na najwyższym poziomie” – opowiada Magnus.
Po czwartkowym treningu Zetterstroem zagrał va banque. Dał wolne swoim mechanikom: Peterowi Gustavssonowi i Sebastianowi Jagodzie. „Motocykle były tak szybkie, że zrezygnowaliśmy z tradycyjnej „kąpieli”. Inni mechanicy ciężko pracowali w parku maszyn myjąc sprzęt, a mój zespół relaksował się w zaciszu hotelu. Usiedliśmy w restauracji. Mój tata Hans oraz mechanicy: Peter i Sebastian posilili się, ja też coś przekąsiłem. Trochę pożartowaliśmy, a ja wylądowałem w łóżku dość wcześnie, bo około 21.30. Wiedziałem, że przed ważnymi zawodami muszę porządnie pospać” – mówi „Zorro”.
Magnus nieświadomie skorzystał z doświadczeń holenderskiego naukowca, doktora Apa Dijksterhuisa. Ów badacz pracuje na uniwersytecie w Nijmegen nad procesem analizy danych zachodzącym w ludzkim umyśle. Doktora Dijksterhuisa intryguje fenomen podejmowania optymalnych decyzji metodą „przespania się z problemem”. Rozmaite eksperymenty dowiodły, że ludzie korzystający z podświadomości podejmują najlepsze wybory. Są skuteczniejsi od tych osobników, którzy decydowali się po krótkim, świadomym namyśle. Doktor Dijksterhuis ujmuje to następująco: „Jeśli ktoś ma szeroką wiedzę na dany temat (a „Zorro” zna się na żużlu), długie zastanawianie się nad odpowiedzią pogarsza ocenę sytuacji. Im dłużej nad czymś myślimy, tym bardziej nasz wybór staje się mniej obiektywny. Ludzki mózg potrafi szybko podjąć optymalną decyzję pod warunkiem, że proces odbywa się bez udziału świadomości”. Ot, holenderskie mądrości, potwierdzające słuszność drogi obranej przez szwedzkiego wojownika…
Bitwa w Coventry
Gdy „Zorro” kąpał się w oparach szczęścia, dzieci Magnusa słodko spały. Życiowa partnerka Zetterstroema – Annelia, świetnie bawiła się w kobiecym gronie, kiedy „Zorro” podróżował ku Grand Prix. Pociechy były pod czułą opieką guwernantki. Magnus i Annelia zdecydowali się na taki krok, aby zaoszczędzić sobie nerwów. „Zorro” nie chciał narażać Annelii na gigantyczny stres, dlatego nie protestował na propozycję damskich pogaduszek połączonych z potańcówką. Park maszyn podczas Grand Prix Challenge przypomina nieludzko poplątany labirynt tętniący nerwami. Obecność ukochanej osoby w gorącym tyglu emocjonalnym, naraziłaby „Zorro” na mimowolne absorbowanie uwagi. „Wiem, że teraz będziemy się jeszcze rzadziej widywać, bo co dwa tygodnie będę ścigał się w Grand Prix. Po wywalczeniu awansu rozmarzyłem się i chciałem podarować sobie solidną dawkę snu. Najbardziej kręciła mnie myśl, aby po przebudzeniu się, usłyszeć od Annelii, że to nie był sen i naprawdę awansowałem do Grand Prix’2010!” – śmiał się po zawodach w Coventry „Zorro”.
Rankiem 18 września, Magnus zabrał swych mechaników do miasta, aby zrelaksować się przed wyczerpującym turniejem. Nie poszukiwali ducha Lady Godivy, tylko spacerowali po Coventry, zapuszczając się w urokliwe uliczki. Gdy już zaczerpnęli powietrza, przenieśli się do dużego centrum handlowego, aby pomyszkować po sklepach i zjeść posiłek bez grama pośpiechu. „To był bardzo długi dzień. Wiedzieliśmy jaka porcja adrenaliny czeka na nas wieczorem, więc chcieliśmy jak najlepiej wypocząć. Najgorsze byłoby koczowanie w hotelu” – podsumowuje „Zorro”.
Magnus przyznaje, że miał mnóstwo szczęścia w trakcie GP Challenge. „Jechałem na ostatnim miejscu w 12 wyścigu, gdy Piotr „Pepe” Protasiewicz i Chris „Bomber” Harris zanotowali upadki. W powtórce, bez udziału Polaka skoncentrowałem się i wystrzeliłem z trzeciego pola. Byłem pełen najczarniejszych myśli, gdy po przegranym starcie z Lukasem Drymlem w 15 wyścigu, przeleciałem przez kierownicę motocykla. Na szczęście, podniosłem się po „dzwonie”, otrzepałem się i chciałem podjąć walkę. Po chwili miałem bliskie spotkanie z bandą, gdyż Kauko Nieminen poszerzył nieludzko wyjazd z pierwszego łuku. Wreszcie, w trzecim podejściu pokonałem Maksima Bogdanovsa. Pomogli mi kibice, którzy nie szczędzili rzęsistych braw, gdy podnosiłem się z toru” – prawi Magnus.
Zmarzlik: To dla mnie niesamowity wieczór. Zapamiętam go do końca życia
Nie tylko kibice okazali wiele życzliwości Szwedowi. Ben Barker użyczył Magnusowi „łyżwy” (laczka zakładanego na lewy but), gdyż pierwotnie używana, zdeformowała się po upadkach. Jordan Frampton, który do dziś przechowuje w domu czapeczkę z oryginalnym autografem Zetterstroema, błyskawicznie rzucił się w wir pracy, pomagając mechanikom doprowadzić motory do stanu używalności. Był to dziękczynny hołd za wsparcie, jakiego „Zorro” udzielił Jordanowi w czasach, gdy razem ścigali się w barwach Somerset Rebels.
„Zorro” to przyjaciel ludzi. Osoba niezwykle otwarta, szczera, chętna do udzielania cennych rad. W Coventry Magnus przekonał się ile wart jest jego serce. W trudnych momentach mógł liczyć na pomoc kolegów, których sam kiedyś wspierał. Magnus doczekał się również słów uznania ze strony Australijczyka Chrisa Holdera, który musiał uznać wyższość Szweda w barażu o pierwsze miejsce. „Miałem przygotowany szybki silnik od Petera Johnsa. „Johnsy” uszykował mi wyjątkowo sprawną furę, ale „Zorro” był perfekcyjny w swoich dwóch ostatnich wyścigach. Wybierał optymalną ścieżkę i jechał bezbłędnie. Pamiętam, że toczyliśmy masę ekscytujących pojedynków w Premier League, kiedy ja jeździłem dla Isle of Wight, a „Zorro” ścigał się dla Somerset. Przed rokiem byliśmy kolegami klubowymi w Poole Pirates, więc mogłem jeszcze lepiej poznać Szweda. Czapki z głów, bo „Zorro” nie spodziewał się awansu, a pojechał rewelacyjnie. Szczerze przyznaję, że nikt nie dawał mu szans przed zawodami. Cieszę się, że „Zorro” wszedł do GP. Super, że taki „młodzieniaszek” wygrał w dobrym stylu GP Challenge!” – stwierdził Chris Holder, który w parku maszyn na Brandon Stadium korzystał ze wskazówek swego rodaka, Craiga Boyce’a – brązowego medalisty indywidualnych mistrzostw świata z 1994 roku.
Legendarny klub Poole Pirates… Australijczyk Craig Boyce jest liderem w ujęciu historycznym. Zdobył dla Poole aż 4498 punktów w 2163 wyścigach. Z kolei „Zorro” zdobył dla Piratów z hrabstwa Dorset aż 1243 punkty w 818 startach…
W Coventry „Zorro” przegrał tylko raz z Jarkiem Hampelem, który w przeciwieństwie do Szweda, ścigał się w pierwszej części sezonu na Wyspach Brytyjskich. „Zorro” poniekąd żałuje, że nie skusił się na występy w Anglii w sezonie 2009. „Zrezygnowałem z ligi angielskiej z prostej przyczyny. W sezonie 2008 zbyt często startowałem. Wiecznie oddychałem metanolem. Miałem go po dziurki w nosie. W Polsce zająłem z Wybrzeżem Gdańsk 2 miejsce w lidze i czekały nas dwa ciężkie mecze barażowe z Rzeszowem. Z Poole Pirates dotarłem do finału ligi, pokonaliśmy w nim Lakeside Hammers, a później doszły jeszcze mecze z Eastbourne Eagles o Knockout Cup. Sezon wydawał się nie mieć końca. Odjechałem 5 imprez w lidze rosyjskiej. Awansowałem do play – off Elitserien z Indianerną Kumla. Gdy nie jeździłem na żużlu, nie siedziałem w domu, bo ciągle przemieszczałem się podróżując z jednego kraju do drugiego. Przemyślałem temat w zimowe wieczory i uznałem, że Anglia nie będzie mi potrzebna w sezonie 2009. Zakładałem, że jeśli będę dobrze punktował w Szwecji i w Polsce, to przetrwam i przeżyję dzięki tym dwóm ligom” – wspomina Magnus.
Niestety, szwedzki klub Zetterstroema zbankrutował i pogodnie usposobiony Magnus dostrzegł ciemne chmury na nieboskłonie. Zasępił się tym bardziej, że przychodził do Ikaros Smederny Eskilstuny w dobrym nastroju. W końcu wracał do miejsca, w którym wszystko się zaczęło...
Kłopoty Smederny
W rodzinnej Eskilstunie „Zorro” stawiał pierwsze kroki. Magnus urodził się w tym uroczym mieście. W chwili zmiany barw klubowych był indywidualnym mistrzem Szwecji. Trudno wymarzyć sobie lepszy klimat do powrotu do rodzinnego gniazda... „Miałem mnóstwo pozytywnych wibracji, gdy wracałem do rodzinnego miasta. Chwilę później zorientowałem się, że straciłem około 17 tysięcy funtów. Tych pieniędzy nigdy nie odzyskam, gdyż prawnicy uznali, że żużlowcy zakontraktowani w Ikaros Smedernie byli podmiotami, które same się zatrudniały. W tym wypadku, nie ma szans na wypłatę zafakturowanych kwot. Po prawdzie straciłem więcej niż 17 tysięcy funtów, gdyż odpadła mi ekspozycja kevlaru i motocykla, a więc nie miałem jak zrewanżować się sponsorom. Dostałem „zawiasy” na jeden mecz ligowy, później otrzymałem powołanie na Drużynowy Puchar Świata, ale nie skorzystano z moich usług. Chwilę potem, 4 sierpnia 2009 roku, mój nowy klub, Indianerna Kumla, miała rozegrać spotkanie z Ikaros Smederną, ale nie można ścigać się z nieistniejącym tworem, który zbankrutował, więc znów miałem wolne. Życie daje trochę radości i trochę smutku” – podsumowuje Magnus.
Z tej perspektywy, rezygnacja ze startów w Anglii była błędem. Któż z nas jest na tyle mądry i przewidujący, aby wiedzieć co przyszłość kryje za swymi drzwiami? „Nie ukrywam, że żałuję swej decyzji. Brakowało mi atmosfery angielskiego parku maszyn. Przed sezonem 2009 rozmawiałem z Poole Pirates. Dzwonili też do mnie promotorzy Belle Vue Aces Manchester. Szkopuł w tym, że było już niewiele czasu do rozpoczęcia sezonu, a mnie wydawało się wówczas, że nie potrzebuję rozruchu przed jazdą na kontynencie. Szkoda, że tak postąpiłem, bo nie był to trafiony krok” – przyznaje Magnus.
Czy u podstaw decyzji Zetterstroema leżały pieniądze? Liga angielska nie należy do krezusów finansowych, ale imponuje regularnością wypłat. Dobrze wie o tym Peter Adams, menedżer mistrzów Sky Sports Elite League w sezonie 2009, ekipy Wolverhampton Wolves. Na łamach brytyjskiej prasy, Peter wyznał, że „liga angielska wyśmiewana przez rzeszę ekspertów, daje zatrudnienie wielu żużlowcom i zapewnia stały chleb”. Adams odmówił ujawnienia nazwiska zawodnika reprezentującego „wilki”, ale nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, aby odgadnąć kto kryje się za słowami Petera… Peter Adams ujął to zagadnienie w dyplomatycznym tonie: „nie chcę wchodzić w personalia, ale jeździ u mnie zawodnik, który w Polsce odjechał 19 imprez, a zapłacono mu za dwie”. „Zorro” też wie o kogo chodzi. Nie sprowadza jednak wszystkiego do kwestii apanaży. „Byłoby uproszczeniem, gdybym powiedział, że liczą się tylko pieniądze. Jestem świetnym żużlowcem pod warunkiem, że mam wokół siebie grupę oddanych mi osób. Wszystko musi grać, począwszy od mechaników, a na rodzinie kończąc. Jeśli życie rodzinne mnie cieszy, przekłada się to również na żużel. Potrzebuję ludzi, którzy chcą odnosić sukcesy i wygrywać. Tylko wówczas zdołam wykrzesać z siebie energię. Szczerze mówiąc, ścigam się tak długo na żużlu, bo ufam ludziom z mojego teamu. Oni dają mi impuls, aby nie zerkać w metrykę, tylko cieszyć się jazdą. Uczucie towarzyszące zwycięstwom jest niepowtarzalne i z pewnością stokroć ważniejsze od pieniędzy. To radość spełnienia. Podam abstrakcyjny przykład. Możesz mieć najpiękniejszą na świecie żonę, która sprawia, że ślinianki u innych facetów przeskakują z luzu na trzeci bieg. Bajeczną laleczkę i cud piękności. Tylko cóż to będzie za życie, skoro okaże się głupią gąską, która nie myśli? Potrzebujesz ładnej, zgrabnej dziewczyny, ale ona musi też ruszać głową i myśleć.
Ta sama układanka jest niezbędna w sporcie. Muszę mieć sprawny każdy element teamu. Cóż z tego, że będę miał świetnych mechaników i fizjoterapeutę, skoro nie będę przykładał się do treningu, spóźniał się na samoloty i nie dbał o dietę? Oczywiście, jak każdy osobnik, który chodzi po naszej planecie, chcę zarabiać pieniądze, aby żyć, ale zarobki to tylko cząstka tego co robię. Muszę czerpać radość z atmosfery w zespole, z każdej podróży, wspólnego posiłku, tańca, imprezy. Życie musi być jak paleta malarza. Jeśli ciągle korzystasz z tej samej farby, w końcu poczujesz, że jest okropnie nudne i jednowymiarowe, nieprawdaż?” – pyta filozoficznie „Zorro”.
Gdański klimat
Syn Magnusa – Kevin, często trenował stając pomiędzy słupkami na obiekcie Lechii Gdańsk. „Zorro” nie rozpacza, że jego latorośl wybrała futbol, a nie pachnący kontuzjami speedway. W piłkarskiej edukacji syna Magnusa pomagał również właściciel Poole Pirates – Matt Ford. Dziś Matt scedował obowiązki na synów, a sam zarządza zamkiem we Francji, lecz ilekroć „Zorro” zadzwoni z prośbą o pomoc, Ford nigdy nie odmawia wsparcia. A i buteleczkę zacnego wina wyciągnie z chłodnej piwniczki…
Dziś „Zorro” jest wzorowym pracownikiem salonu sprzedaży aut KIA w Szwecji, co nie znaczy, że zapomina o Gdańsku. „Mam przyjaciół w Trójmieście. Podczas startów w Wybrzeżu kupiłem mieszkanie w Gdańsku. To przepiękne miasto ze starówką jeszcze bardziej urokliwą niż Gamla Stan w Sztokholmie. Oddani fani, serdeczni ludzie, wspaniałe restauracje, pogodni pracownicy klubu. Gdańsk na zawsze zamieszkał w moim sercu…” – prawi z radością w oczach Magnus. 9 grudnia Zetterstroem skończy 49 lat.
Fani z Gdańska przez 6 lat oklaskiwali występy Magnusa. Zawsze wkładał ogrom serca w starty w barwach Wybrzeża. A kibice byli na tyle zauroczeni jego jazdą, że wspierali go nawet podczas GP w Bydgoszczy 10 października 2010 roku. Jaką erupcję radości przeżyli gdańscy sympatycy speedwaya, gdy w trzecim wyścigu „Zorro” zdystansował tak utytułowane żużlowe marki jak Jarek Hampel, Jason Crump (trzykrotny indywidualny mistrz świata) i Piotr Protasiewicz!
„Zorro” wystartował w 14 turniejach GP. Zdobył 93 punkty, raz awansował do finału, zwyciężył w 12 wyścigach. Co ważniejsze, na toruńskiej MotoArenie, gdy Greg Hancock nie mógł skorzystać z „łyżwy”, Magnus użyczył swojej Kalifornijczykowi…
W podróży przez życie nie ma płaskich dróg – wszystkie prowadzą albo w górę albo w dół. Bywa, że w życiu jest jak w pociągu: wygodnie siedzący odnoszą się wrogo do stojących, chociaż powinno być odwrotnie. Życie może też upodobnić się do cebuli. Obieramy ją, warstwa po warstwie i czasem płaczemy. Zdarza się, że jest komedią dla tych, którzy patrzą, a tragedią dla tych, którzy czują. Momentami jest niewiele lepsze od lichwiarza: ściąga ogromne procenty za te nieliczne przyjemności, których nam użycza. A jeżeli chcemy uwierzyć, że życie polega przede wszystkim na uprzejmości, wystarczy spojrzeć na „Zorro”. Wówczas przekonamy się, że przy akompaniamencie uśmiechu i serdeczności, może ono być niezwykłą przygodą…
Przejdź na Polsatsport.pl