Włodarczyk: Znowu pode mnie! Takiego prezentu w życiu bym się nie spodziewała

Inne
Włodarczyk: Znowu pode mnie! Takiego prezentu w życiu bym się nie spodziewała
fot. Cyfrasport

Trzy tygodnie temu przeszła drugą operację kolana, dwa tygodnie temu rozstała się z wieloletnim szkoleniowcem. Decyzja o przesunieciu igrzysk w Tokio o rok spadła więc Anicie Włodarczyk, jak z nieba. - Takiego prezentu w życiu bym się nie spodziewała – mówi w wywiadzie dla Polsatsport.pl.

Tuż po tym jak Międzynarodowy Komitet Olimpijski ogłosił nowe daty rozegrania igrzysk w Tokio, tj. od 23 lipca do 8 sierpnia 2021 roku, dwukrotna mistrzyni olimpijska w rzucie młotem napisała w wiadomości:

“Znowu pode mnie. 8 sierpnia obchodzę urodziny, więc będę je mogła spędzić na ceremonii zamknięcia igrzysk, a mój debiut na igrzyskach miał miejsce 8 sierpnia 2008 roku w Pekinie, gdzie uczestniczyłam w ceremonii otwarcia igrzysk :D”

Rozmawiałysmy dzień wcześniej: o kontuzji, drugiej operacji kolana, zamieszaniu wywołanym koronawirusem, rozstaniu z trenerem, potencjalnych następcach Kaliszewskiego i celach na przesunięte igrzyska w Tokio...

Aleksandra Szutenberg: W obecnych czasach, pierwszym i podstawowym pytaniem musi być: jak zdrowie?

Anita Włodarczyk: Dziękuję, w moim przypadku ze zdrowiem, jeżeli chodzi o koronawirusa, to wszystko w porządku.

A jeżeli chodzi o kolano? W Twoim przypadku to było podchwytliwe pytanie…

Jeśli chodzi o kolano, to właśnie mija trzeci tydzień, kiedy jestem po zabiegu. To był mój drugi zabieg w ciągu ostatniego roku, ale ten był zdecydowanie mniej inwazyjny. Musiałam przejść, jak to określiliśmy z doktorem - lifting, takie czyszczenie. Trzeba było pousuwać zrosty i blizny, które się pojawiły w momencie rozpoczęcia normalnych treningów. W poniedziałek miałam zabieg, drugiego dnia wyszłam ze szpitala o własnych nogach, więc w porównaniu do tego, co było w lipcu ubiegłego roku, to nie było nic wielkiego.

Ale to nie był zabieg planowany…

Nie, nie był planowany. Przygotowania do igrzysk na poważnie zaczęłam 1 stycznia. Wyleciałam do Stanów Zjednoczonych do ośrodka w Chula Viście. Przez pierwsze sześć tygodni zgrupowania, mieliśmy tak ułożony plan treningowy, że trener przygotowywał mnie do wejścia w 100-procentowy trening. W tym najważniejszym momencie, kiedy miałam wrócić do treningu rzutowego, wziąć młot do ręki i oddać swój pierwszy rzut po siedmiu miesiącach, doktor Śmigielski przyleciał do Stanów. Przez pierwszy tydzień nie było lekko. Walczyliśmy. Raz było gorzej, raz lepiej. Zaczęliśmy ten proces treningowy kontynuować, ale na rozgrzewce pojawiały się dolegliwości bólowe, a po treningu kolano puchło i zaczął zbierać się w nim płyn. Po konsultacji z doktorem i rezonansie magnetycznym okazało się, że w kolanie pojawiło się dużo zrostów i blizn. Dwa tygodnie przed planowanym zakończeniem zgrupowania, kiedy liczył się dla mnie każdy dzień , bo termin igrzysk się zbliżał, podjęliśmy decyzję, że operujemy. Miałam cztery godziny, żeby spakować się kupić bilet i szybko wrócić do kraju. To była sobota. W niedzielę wieczorem doleciałam do Warszawy, a w poniedziałek miałam zabieg. Zabieg się udał. We wtorek wróciłam do normalnego funkcjonowania, poszłam na rehabilitację i dostałam od doktora zielone światło i informację, że w piątek będę mogła wrócić na zgrupowanie. Miałam kupiony bilet, ale w środę, kiedy sytuacja z koronawirusem się uaktywniła bardziej, dostałam informację ze związku, że wszystkie zgrupowania są zawieszone, że nie mogę już wrócić do Stanów i muszę zostać w Polsce. Teraz jestem na etapie rehabilitacji i robię tylko trening alternatywny. Oczywiście teraz wszystko jest utrudnione, ale na dzień dzisiejszy wykonuję tylko trening funkcjonalny, jazdę na rowerze stacjonarnym i elementy treningu siłowego.

Kiedy podejmowałaś decyzję o powrocie i poddaniu się zabiegowi, jeszcze nie wiedziałaś, że pandemia tak bardzo się rozwinie i że igrzyska zostaną przełożone, ale mimo wszystko zdecydowałaś się na operację. Teraz ta sytuacja się diametralnie zmieniała. Czy dla Ciebie to lepiej, że igrzyska odbędą się za rok?

Jeśli chodzi o moją osobę – to jak najbardziej. Jak już zaczęły się wszystkie spekulacje, czy igrzyska zostaną odwołane czy nie, ja to po prostu czułam, że zostaną przesunięte, tym bardziej jak już koronawirus zawitał tutaj do Europy. Śledziłam, co się działo wśród moich kolegów i koleżanek z Europy. Wszyscy uciekali ze zgrupowań, wracali do swoich krajów. Wtedy sobie pomyślałam, że to jest niemożliwe, że sportowcy zaczną się buntować, że jeden może trenować , drugi nie, pojawią się trudności w przygotowaniach. Długo nie trzeba było czekać na tę oficjalną informację.

Tak, jak wspominałam, takiego prezentu w życiu bym się nie spodziewała. Mam więcej czasu na przygotowania. Jakbym teraz wróciła do treningu, to oczywiście wszystko wiązałoby się z dużym ryzykiem. Zawsze z tyłu głowy jest taka myśl, czy się zdążę przygotować po kontuzji czy nie, mimo tego, że wiary i optymizmu mi nie brakowało.

Doszło do jeszcze jednej chyba także dla Ciebie niespodziewanej sytuacji – do rozstania z trenerem Kaliszewskim – czy możesz opowiedzieć kulisy tej historii…

Podczas całych przygotowań, kiedy byliśmy w Stanach nie było żadnego incydentu, w ogóle przez całą moja karierę podczas współpracy z trenerem nigdy nie mieliśmy ani jednego zgrzytu, spięcia. Kiedy wylatywałam ze zgrupowania do Polski na zabieg wszystko było normalnie, byliśmy w super relacjach.

Sytuacja się trochę skomplikowała, po zabiegu i koronawirusie. Wróciłam do Polski, a trener otrzymał informację, że zgrupowania zostają zawieszone i na następny dzień mają przebukowany bilet do Polski. Trener musiał pozamykać sprawy formalne na zgrupowaniu. Fizjoterapeuta wrócił do Polski, trener nie wrócił. Byłam z nim w kontakcie – trener się zapierał, że nie chce wrócić ze względów rodzinnych. Ja cały czas czekałam, miałam nadzieję, że trener wróci, ale jak widać się trenera nie doczekałam i nastąpiło zakończenie współpracy.

Trener ma rodzinę w Stanach Zjednoczonych?

Nie, nie, nie. Trener nie ma rodziny w USA, więc to taka dość skomplikowana sytuacja. Trener zaoferował mi przygotowania zdalne – online. Ja sobie nie wyobrażam, jak można konkurencję rzutową trenować zdalnie. Nie wyobrażam sobie, jak miałabym iść na trening z telefonem i przez różne komunikatory trenować, a trener zdalnie przez kilka tysięcy kilometrów miałby mnie instruować online. Ale to są sprawy między nami. Trener się oddał do dyspozycji PZLA, ja też jestem po rozmowach ze związkiem. Oczywiście nadal chcę przygotowywać się do Tokio, mimo że nasze drogi z trenerem Kaliszewskim się rozeszły. W najbliższym czasie będzie już wiadomo, kto zostanie moim trenerem.

ZOBACZ TEŻ: Kobus-Zawojska: Trudno skupić się na treningu, gdy w głowie kłębią się myśli o sytuacji na świecie

Czy te rozmowy z potencjalnymi następcami już trwają? I jak dużo Ty masz w tej sprawie do powiedzenia?

Rozmowy już trwają. Bardzo się cieszę, że związek niczego mi nie narzuca. Związek docenił wszystkie moje osiągnięcia, wie doskonale, że jestem zawodniczką doświadczoną. Dostałam informację, że jeżeli ja będę miała jakiś pomysł, to siadamy do stołu i rozmawiamy, ale na pewno nie będą mi nikogo narzucać.

Czy masz już taki pomysł? Są pomysły w głowie.


Cieszę się, że teraz, jak igrzyska są przesunięte, nie muszę szukać trenera na już, bo na pewno byłoby to bardziej skomplikowane. Mam więcej czasu, mam kilka pomysłów, ale to jeszcze chwila.

Czy możesz zdradzić, czy myślisz o szkoleniowcach polskich czy zagranicznych?

Nie ukrywam, że wchodzą też w grę szkoleniowcy zagraniczni. Nie zamykam się tylko na okręg trenerów pracujących w Polsce. Tak to wygląda. Czyli to jest więcej niż jedno nazwisko w Twojej głowie? Tak. Są różne sytuacje z trenerami, różne relacje, niektórzy się kłócą itp., ale nie raz można się po prostu pogodzić i wrócić do siebie. Też to biorę pod uwagę, że gdybym nie miała wyboru i możliwości, z kim trenować, to też nie strzelałabym sobie w kolan. Teraz mam możliwości i myślę, że znajdę szkoleniowca, który będzie chciał ze mną współpracować.

A czy widzisz w tym momencie opcję dalszej współpracy z trenerem Kaliszewskim? Czy to bierzesz pod uwagę?

Nie. To już było. Decyzja już zapadła. Ja mam taki charakter, że jak powiem A, to już niczego nie zmieniam, więc takiej możliwości na pewno nie będzie.

Domyślam się, że Twoim głównym celem jest trzecie złoto igrzysk olimpijskich. Jesteś już doświadczona zawodniczką, na topie topów jesteś nieprzerwanie od 2009 roku, czyli w 2021 roku będzie to już 12 lat. Czy wierzysz, że jesteś w stanie to kolejne, trzecie złoto olimpijskie wywalczyć?

Jeżeli bym nie wierzyła w siebie, to już bym zakończyła karierę. Myślę, że już w momencie tej pierwszej operacji na kolano, bo operacja była poważna - siedem miesięcy powrotu, więc wtedy już bym mogła się poddać, stwierdzić, że nie ma sensu. Jestem jednak ambitnym sportowcem i ta ambicja sportowca nie pozwala mi na to, żeby w momencie, kiedy jest ciężko, kiedy tak naprawdę zaczynasz od nowa powrót do zwykłego funkcjonowania, żeby się poddać. Nadal w to wierzę, tym bardziej teraz. Druga operacja, sytuacja rozstania z trenerem, więc jestem tym bardziej zmotywowana. Pełna koncentracja na przygotowaniach i walce o trzeci medal na igrzyskach w Tokio– trochę dziwnie to brzmi – Tokio 2021.

Czego Ci w tej skomplikowanej sytuacji życzyć?

Zdrowia, nic mi więcej nie potrzeba. Wiem, że jak będzie zdrowie, to na pewno wrócę do wspaniałej dyspozycji.

Cała rozmowa z Anitą Włodarczyk w załączonym wideo.

Aleksandra Szutenberg, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie