Siatkarska Liga Narodów najbardziej potrzebna jest… klubom

Siatkówka
Siatkarska Liga Narodów najbardziej potrzebna jest… klubom
fot. Cyfrasport
Siatkarska Liga Narodów najbardziej potrzebna jest…  klubom

Dużo słów pada ostatnio na temat sensowności organizowania siatkarskiej Ligi Narodów. O anulowanie sezonu międzynarodowego apeluje m.in. trener Andrea Anastasi. Dołącza do niego spora grupa prezesów, trenerów i zawodników. Pod jednym hasłem – nie czas na kadrę, czas na ratowanie klubów. Sęk w tym, że kadra i kluby to system naczyń połączonych. Kadra klubom może tylko pomóc. Na pewno nie zaszkodzi.

Być może część siatkarskiego środowiska zapomniała już od czego zaczął się boom na tę dyscyplinę sportu. Jak zostaliśmy volleylandem. Ja wciąż dobrze pamiętam swoją pierwszą rozmowę z trenerem Ireneuszem Mazurem, który właśnie objął kadrę siatkarzy i postawił w niej niemal w 100% na swoich mistrzów świata z roku 1996. Rozmawialiśmy w drewnianym baraku na warszawskiej AWF, gdzie związek miał siedzibę. Pamiętam nawet swoje niezbyt mądre pierwsze pytanie „Czy wygramy choć jeden mecz w Lidze Światowej”, do której właśnie zostaliśmy zaproszeni.

 

Potem było pierwsze sensacyjne zwycięstwo kadry nad Rosją w Lipiecku (3:2, dzień później już 0:3). Wciąż mam przed oczami te drewniane krzesła wokół parkietu i żołnierzy usadzonych na tych krzesłach, by robili frekwencję. A potem był wybuch popularności. Pierwsze mecze w Spodku z Brazylią i całkowite szaleństwo, w jakie wpadli kibice. Siatkarze za sprawą Plusa trafili na billboardy. Z miejsca stali się gwiazdami, choć sportowych sukcesów jeszcze długo nie odnosili.

 

Pamiętam to wszystko, bo zaczynałem wtedy karierę dziennikarza zajmującego się siatkówką. Pamiętam halę Legii na warszawskim Bemowie, walkę „wojskowych” pod wodzą Huberta Jerzego Wagnera o utrzymanie się w I lidze i garstkę kibiców na trybunach. Liga wtedy była bardzo ubogim krewnym kadry. I gdyby nie sukcesy tej kadry, do dziś pewnie nie stałaby się zbyt kolorowa.

 

Koniunkturę na siatkówkę nakręca w Polsce reprezentacja. Oczywiście kluby stały się profesjonalne, publiczność jest, budżety porosły, każdy klub zatrudnia mniejsze lub większe gwiazdy. Mecze PlusLigi mają porównywalną, a czasem większą oglądalność od spotkań piłkarskiej Ekstraklasy. I pewnie kluby się nie zawalą się, jeśli nie będzie w tym roku kadry. Ale jeśli reprezentacja pojawi się na parkiecie, śmiem twierdzić, że siatkówka klubowa tylko na tym skorzysta. Na pewno nie straci.

 

Bo jeśli PlusLiga ma wrócić jesienią, to co komu przeszkadza, by w sierpniu zagrał zespół narodowy. Niech nikt mi nie opowiada, że kadrowicze będą przemęczeni, jeśli prosto z meczów międzynarodowych wrócą do klubów i będą musieli grać. Przecież tak jest co roku, tyle, że normalny sezon reprezentacyjny trwa zazwyczaj o wiele dłużej i jest o wiele cięższy. Teraz każdy siatkarz marzy o tym, by mógł grać.

 

Siatkarska Liga Narodów tylko pomoże w rozmowach ze sponsorami, podtrzyma zainteresowanie kibiców, wykreuje nowe gwiazdy – nie tylko te polskie, które zapewne trafią do PlusLigi. Zupełnie nie widzę konfliktu między interesami klubów, a reprezentacji.

 

Na Lidze Narodów zyskają siatkarze, zyska telewizja (jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy element klubowej układanki w walce o sponsorów), zyska cała dyscyplina. Nie widzę jakoś, by ktoś mógł stracić.

 

Osobną kwestią jest bezpieczeństwo. Zawodników i wszystkich, którzy będą w ten projekt zaangażowani. O tym trzeba rozmawiać, o to trzeba zadbać. Nie mówię, że to proste, ba sam mam duże wątpliwości, że to w ogóle możliwe. Ale nie kupuję tezy, że Liga Narodów w czymkolwiek zagraża klubom.

 

Raport dotyczący koronawirusa TUTAJ

 

Raport dotyczący koronawirusa w sporcie TUTAJ

 

Robert Małolepszy, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie