Miedź wywiesza białą flagę. W Legnicy nie wierzą już w awans

Piłka nożna
Miedź wywiesza białą flagę. W Legnicy nie wierzą już w awans
fot. Cyfrasport
Dominika Nowaka, który wprowadził drużynę do Ekstraklasy, spadł z niej i miał za zadanie wrócić, zastąpił duet Ireneusz Kościelniak - Wojciech Łobodziński.

Miedź Legnica zmieniła trenera. Dominika Nowaka, który wprowadził drużynę do Ekstraklasy, spadł z niej i miał za zadanie wrócić, zastąpił duet Ireneusz Kościelniak - Wojciech Łobodziński. Wybór jakiego dokonał zarządzający klubem tak naprawdę jednoosobowo właściciel Andrzej Dadełło, oznacza jedno: najbogatszy klub Fortuna 1 ligi wywiesza białą flagę. Nikt już nie wierzy w awans, będzie cięcie kosztów.

Dwa lata temu w I lidze Miedź grała najładniej w piłkę, jako beniaminek ESA też potrafiła czarować i zdaniem wielu, było kilka zespołów słabiej grających i bardziej zasługujących na spadek. Pewnie także dlatego trenera nie tylko nie zwolniono, ale nawet ostatnio przedłużono kontrakt na pięć lat. Z zaznaczeniem, że będzie on obowiązywać jeśli drużyna nie straci szans awansu. W przerwie z powodu pandemii zespół trenował na własnych zamkniętych obiektach, przygotowując się w najlepszych możliwych warunkach do restartu rozgrywek. Nadzieje rozbudzono duże, bo strata do dwóch czołowych drużyn, których miejsce dawało bezpośredni awans, nie była duża, drużynę czekał prestiżowy mecz o awans do półfinału Pucharu Polski z Legią, no i seria meczów w I lidze u siebie z najważniejszymi rywalami w walce o awans. Ze Stalą, Podbeskidziem, Termalicą, Wartą.

 

Mecz z Wartą jeszcze się nie odbył, ale z pierwszą trójką udało się wywalczyć ledwie punkt. Mało tego, na wyjeździe Miedź ledwo zremisowała z ostatnimi Wigrami, strzelając gola w ostatniej minucie. Zespół nie tylko stracił szansę na bezpośredni awans, ale nawet wypadł na moment poza pierwszą szóstkę, która gwarantuje baraże. A najgorsze, że grał beznadziejnie. Poza Marquitosem zastęp Hiszpanów człapał po boisku, defensywa popełniała katastrofalne błędy, młodzi napastnicy (Kostorz, Makuch) nie strzelali goli, doświadczeni gracze nie byli w stanie brać ciężaru gry na siebie, albo wyłącznie siadali na ławce rezerwowych. Rozczarowanie, to najdelikatniejsze określenie gry drużyny, której w sensie ekonomicznym i sportowym (na papierze) niczego nie brakowało. Jasne, że najwyższy budżet w lidze (10 mln złotych), nie gra, ale można było oczekiwać czegoś więcej.

 

Właściciel zwolnił Nowaka po trzech latach pracy i wydawało się, że spróbuje zatrudnić jakiegoś markowego strażaka. W Legnicy mówiło się o Jacku Zielińskim, Kazimierzu Moskalu, Leszku Ojrzyńskim, Januszu Kudybie czy znanym z Korony Kielce Gino Lettierim. Kogoś kto mógłby realnie wstrząsnąć znudzonym bardzo dobrze opłacanym towarzystwem, które z niejednego piłkarskiego pieca jadło chleb. Dadełło postawił jednak na zupełnie niedoświadczonego na tym poziomie Ireneusza Kościelnika i dał mu do pomocy będącego już na zawodniczej liście płac weterana Wojciecha Łobodzińskiego, który niedawno został przywrócony do zespołu z rezerw.

 

Taka opcja to nie jest sygnał chęci ucieczki do przodu i próba wywalczenia awansu za wszelką cenę. Raczej odwrotnie, wygląda to na pogodzenie się z tym, że teraz się nie uda. Za chwilę zacznie się najprawdopodobniej „schodzenie z kosztów”, rozwiązywanie kontraktów z najmniej efektywnymi, a dobrze opłacanymi zawodnikami (średnio zarabiają po 20), co jest w sumie logiczne, bo grać tak słabo, jak dotychczas można za znacznie mniejsze pieniądze.

 

Jeśli jakimś cudem uda się wywalczyć awans (Miedź jest obecnie szósta), wyjdzie na to, że właściciel jest geniuszem. Jeśli nie, „wyczyszczony” zespół będzie miał bazę przed następnym sezonem.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie