Iwańczyk: Legia jak Bayern, nie przepuści żadnej okazji

Piłka nożna
Iwańczyk: Legia jak Bayern, nie przepuści żadnej okazji
fot. Cyfrasport
Legia Warszawa w ostatnich latach dominuje w polskiej lidze.

Choć kibicom spoza Warszawy trudno się z tym pogodzić, Legia staje się dla polskiej piłki tym, czym np. Bayern Monachium jest od lat dla niemieckiego futbolu. Nie ma w tym powodu do narzekania, jest raczej nadzieja, że i u nas zapanuje normalność.

Co bardziej wyrywnym fanom od razu wyjaśniam, że normalność to nie hurtowo zdobywane przez zespół z Łazienkowskiej tytuły mistrza Polski, ale tendencja, która widoczna jest w najlepszych ligach świata, dająca podstawy piłkarskiego ekosystemu, gdzie mniejsi pracują na większych, a zyskuje na tym i futbol klubowy, i reprezentacyjny. Tak jak we Włoszech jest Juventus i kluby, które usiłują mu skraść tytuł (od ośmiu lat nie udało się nikomu), jak we Francji jest PSG i aspirujące zespoły, by od czasu do czasu przełamać monopol (Monaco), jak w Niemczech mamy Bayern, który w XXI wieku dał się złamać tylko pięciokrotnie (dwa razy Borussia, Werder, VfB Stuttgart, VfL Wolfsburg), tak nad Wisłą mamy Legię, która od 2013 r. tytuł straciła dwukrotnie na rzecz Lecha i Piasta. Wyjątkiem wśród najlepszych rozgrywek jest Premier League, która ze względu na luksus, w jakim funkcjonuje, przynosi często zaskakujące wyniki. Choć i tam przecież coraz wyraźniej rysuje się przewaga nad resztą Liverpoolu oraz Manchesteru City.

 

Ponieważ twitterowe dysputy piłkarskie toczą się wielowątkowo i codziennie serwują lawiny ciekawostek, nie pomnę już, kto przytoczył porównanie Wisły Kraków Bogusława Cupiała do obecnej Legii. Tamci giganci również zbierali najlepszych polskich piłkarzy z klubów ekstraklasy, by znakomicie radzić sobie w pucharach za czasów Henryka Kasperczaka, a nawet otrzeć się o Ligę Mistrzów za kadencji Jerzego Engela. Maciej Żurawski z Arkadiuszem Głowackim przyszli z Lecha, Kamil Kosowski z Górnika Zabrze, Mariusz Baszczyński z Ruchu Chorzów, Mirosław Szymkowiak z Widzewa, itd. Stworzyli zespół, do którego w Polsce mało kto miał podejście. Nie twierdzę, że był to stan idealny dla naszego futbolu (kiepska reprezentacja, tocząca ligową piłkę korupcja), ale przynajmniej dawał poczucie, że udało się stworzyć choć jedną (bywało, że zaskakiwali na plus i inni) drużynę zdolną nie kompromitować się w Europie.

 

Zobacz także: Vuković przedłużył umowę z Legią!

 

Poza przyjemnym wypadkiem przy pracy, jakim był awans Legii do Ligi Mistrzów w 2016 r., na nadmiar pucharowych emocji nie możemy narzekać od lat. Zresztą nie są to nawet emocje, po których kibic zwyczajnie się wkurza, raczej to łomoty i kompromitacje, które pozbawiły nas wrażliwości do tego stopnia, że naigrywamy się sami z siebie.

 

Patrząc na ostatnie ruchy Legii i jej właściciela, mam wrażenie, że wraca nad Wisłę model, który został przez nasze kluby porzucony na rzecz sprowadzania zagranicznej, niekoniecznie jakościowej piłkarskiej siły roboczej. Nie tabuny przez nikogo nierozpoznanych wyrobników, a przejrzani przez skautów i wyselekcjonowani pod kątem przydatności wyróżniający się piłkarze z naszej ligi trafiają właśnie do najlepszych drużyn. Legii, ale nie tylko, jeśli przyjrzymy się, jakim boom na młodych Polaków wywołał budzący ambiwalentne odczucia przepis o młodzieżowcu.

 

Wbrew pozorom i poza jednym wyjątkiem (Bartosz Slisz z Zagłębia Lubin) Legia nie płaci za nich krocie, najczęściej bierze za darmo lub za rozsądne rynkowo klauzule odstępnego. Tylko w ostatnich kilkunastu miesiącach trafili na Łazienkowską z innych polskich klubów wyróżniający się zagraniczni gracze (licząc od wczoraj Filip Mladenović, Walerian Gwilia, Arvydas Novikovas, Carlitos, Jose Kante) czy Polacy, którzy albo się wyróżniają, albo są perspektywiczną inwestycją (Slisz, Piotr Pyrdoł, wcześniej Paweł Stolarski), albo zwyczajnie wypełniają nieobsadzone w drużynie role (Mateusz Cholewiak). Czyż nie podobnie działa przywołany wcześniej Bayern czy inne zespoły, które wiodą prym w swoich krajach? Oczywiście nie są one w stanie pomieścić u siebie wszystkich najlepszych, ale nie przepuszczają żadnej okazji, by przynajmniej przyjrzeć się potencjalnym wzmocnieniom i zabezpieczyć sobie ewentualną transakcję.

 

Monopol nie służy nikomu, kibice zapewne chcieliby, by Lech, Piast czy inne polskie zespoły deptały Legii po piętach strasząc odebraniem tytułu, ale to, co dzieje się obecnie przy Łazienkowskiej, jest jedyną drogą, by wreszcie przebić się do Europy. I zrobić to w warunkach nieprzeszacowanego budżetu, który w razie niepowodzenia nie wywalałby klubu do góry nogami.

 

Dziś Legia jest o krok od odzyskania mistrzostwa, z kadrą, jaką ma, może długo nie oddać tytułu i wreszcie skutecznie zawalczyć w pucharach. Nie ma w tym powodu do narzekania, jest raczej nadzieja, że i u nas zapanuje normalność. Że przynajmniej zrobiono wszystko, by najlepsi z ligi grali w jednym miejscu i reprezentowali nasz futbol w Europie z godnością, a nie permanentnym wstydem.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie