Kowalski: Lechia jest o włos od tego, aby niemal powtórzyć swój najlepszy start w historii

Piłka nożna
Kowalski: Lechia jest o włos od tego, aby niemal powtórzyć swój najlepszy start w historii
Fot. PAP
Jeśli Lechia Gdańsk drugi raz z rzędu obroni Totolotek Puchar Polski, będzie to wyczyn nie lada.

Jeśli Lechia Gdańsk drugi raz z rzędu obroni Totolotek Puchar Polski, będzie to wyczyn nie lada. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wiele złego działo się w trakcie sezonu w klubie i wokół niego.

W pewnym momencie wcale nie było pewne, że Lechia otrzyma licencję na następny sezon, bo miesiącami zalegała z wypłatami znacznej grupie zawodników. Gdy ci wystąpili z wezwaniami uregulowania zaległości, zostali odsunięci od pierwszego zespołu. Owszem odejścia i odsunięcia zimą takich graczy jak Haraslin, Peszko, Augustyn, Sobiech, Wolski czy Lipski sprawiły, że borykający się z problemami finansowymi klub zszedł znacząco z kosztów, ale zanosi się na serię trudnych procesów, bo wielu z nich nie odpuści. Sam Peszko, który miał być nawet zatrudniony jako szef skautingu po zakończeniu kariery, domagać się będzie około miliona złotych.

 

Wiele poczynań władz klubu rodziło pytania o sens prowadzenia takiej, a nie innej polityki. Z jednej strony trzeba było zaciskać pasa, z drugiej, kiedy pojawiła się np. oferta za Patryka Lipskiego z Pasta Gliwice za milion złotych, Lechia ją odrzucała. Wołała trzymać zawodnika, któremu nie pozwalała zbyt wiele grać i płacić mu miesięcznie 75 tysięcy złotych.

 

ZOBACZ TAKŻE: Totolotek Puchar Polski: Ostatnie szlify Cracovii przed finałem (WIDEO)

 

Atmosfery nie poprawiały także wypowiedzi odchodzących zawodników na temat trenera Piotra Stokowca, który ich zdaniem nie miał żadnych skrupułów odsuwając ich od drużyny, nie zwracając w ogóle uwagi na aspekty czysto sportowe. Śmiało można stwierdzić, że aż tak ostrych słów od swoich graczy nie usłyszał żaden inny trener w lidze.

 

Mimo tego Stokowiec, choć krążyły plotki, że był zagrożony zwolnieniem jesienią ubiegłego roku, jakoś przetrwał. W rundzie mistrzowskiej trzy mecze wygrał, dwa przegrał (w tym 0:3 z Cracovią u siebie), dwa zremisował i ostatecznie zajął miejsce czwarte. Tylko jedno niżej niż w poprzednim sezonie, który uchodził za najlepszy w historii klubu. I do tego znów awansował do finału po nieprawdopodobnym meczu z Lechem, w którym drużyna z Poznania oddała ponad 30 strzałów i serii rzutów karnych prowadziła 2:0.

 

ZOBACZ TAKŻE: Karol Fila: Mam nadzieję, że to my wygramy Puchar Polski. 

 

Ogromnym atutem Lechii nie jest widowiskowa gra (zespół gra bardzo defensywnie), ale fakt, że drużyna potrafi być cierpliwa, umie przetrwać nawałnicę rywala i ukąsić choćby po stałym fragmencie gry. Jest cierpliwa. To ewidentnie stempel Stokowca. Do tego w przeciwieństwie do piątkowego rywala wciąż ma w swoim składzie zawodników, na których będzie mogła w najbliższym czasie sporo zarobić. To przede wszystkim reprezentanci młodzieżówki Karol Fila czy Tomasz Makowski, którzy robią systematyczne postępy, ale także nieco starszy Łukasz Zwoliński (zdobył 7 goli w 13 meczach).

 

Znając charakterystykę obu drużyn i ich trenerów, na jakieś ułańskie szarże od pierwszej minuty nie można w finale Pucharu Polski liczyć. A piłka przygotowywana do wykonania stałego fragmentu gry, może być przez długi czas w centrum uwagi. Z drugiej strony ten finał to też doskonały moment, aby zmienić zdanie o sobie i jednak próbować zaskoczyć czymś świeżym, widowiskowym. I jednych i drugich stać na to.

Cezary Kowalski, seb, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie