85 lat temu urodził się wybitny polski koszykarz Janusz Wichowski

Koszykówka
85 lat temu urodził się wybitny polski koszykarz Janusz Wichowski
fot. PAP
85 lat temu urodził się Janusz Wichowski (z lewej), jeden z najwybitniejszych polskich koszykarzy.

85 lat temu urodził się Janusz Wichowski, jeden z najwybitniejszych polskich koszykarzy. Z reprezentacją kraju sięgnął po historyczny sukces - srebrny medal mistrzostw Europy we Wrocławiu w 1963 roku.

Urodził się 6 października 1935 roku w Chełmie Lubelskim, dorastał w Jeleniej Górze. Właśnie tam, biegając za piłką po podwórku i grając w siatkówkę na trzepaku, zaraził się sportem. W szkole wychowania fizycznego uczył go jeden z pierwszych absolwentów warszawskiej AWF Marian Koczwara, który odkrył u niego sportowy talent.

 

Grał w Budowlanych Jelenia Góra, Ślęzie Wrocław oraz stołecznych drużynach Polonii, Legii i Skrze. Czterokrotnie zdobył mistrzostwo Polski - z Polonią (1959) i Legią (1961, 1963, 1966). Sześć razy był królem ligowych strzelców (1956-1960, 1964).

 

W reprezentacji Polski w latach 1956-67 rozegrał 224 spotkania, zdobywając 2970 pkt. Na igrzyskach olimpijskich w Rzymie (1960) był drugim strzelcem turnieju - 166 pkt, za słynnym Radivojem Koracem z Jugosławii - 192. Był także olimpijczykiem w Tokio (1964), gdzie reprezentacja prowadzona przez trenera Witolda Zagórskiego zajęła szóste miejsce, a on sam był najskuteczniejszy w całym turnieju z linii rzutów wolnych (87,8 procent).

 

Pięciokrotnie wystąpił w mistrzostwach Europy, zdobywając srebrny medal we Wrocławiu (1963) i brązowy w Moskwie (1965), gdzie był kapitanem drużyny. Zadebiutował w tej roli 17 kwietnia 1964 roku w Łodzi w jedynym w historii wygranym przez Polaków meczu z oficjalną reprezentacją USA (82:73).

 

Z ekipą biało-czerwonych zajął też szóste miejsce w ME w Stambule (1959), siódme w Sofii (1957) i dziewiąte w Belgradzie (1961) - w trzech ostatnich turniejach był najskuteczniejszym zawodnikiem reprezentacji. Grał także w pierwszych mistrzostwach świata, w których wystąpili polscy koszykarze - w 1967 roku w Montevideo zespół zajął piąte miejsce.

 

Wichowski, pseudonim boiskowy "Wichoś", które to imię nosi na jego cześć klub sportowy przy szkole podstawowej w Jeleniej Górze, zawodnik błyskotliwy i skuteczny, był jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiej koszykówki w jej najlepszych latach.

 

W reprezentacji zadebiutował... pod szczęśliwą "trzynastką". W meczu z Chinami, 13 lipca 1956 roku, wystąpił w koszulce z numerem 13 i zdobył 13 punktów. Wkrótce miał nadejść złoty okres męskiej koszykówki i drużyny narodowej prowadzonej przez trenera Zagórskiego. Szczytowym osiągnięciem był srebrny medal... 13. mistrzostw Europy we Wrocławiu.

 

We wrocławskim turnieju grał na pozycji skrzydłowego, wychodził regularnie w pierwszej piątce i był trzecim strzelcem zespołu, po Mieczysławie Łopatce i Bogdanie Likszo.

 

"Wichowski był zawodnikiem bardzo ekspresyjnym, wygrywającym pojedynki jeden na jeden. Wślizgiwał się pod kosz, imponował doskonałą techniką" - wspominał honorowy prezes PZKosz Kajetan Hądzelek, który wówczas był sekretarzem komitetu organizacyjnego ME we Wrocławiu.

 

Trener Zagórski stawiał go w trójce najlepszych zawodników w historii polskiej koszykówki, obok środkowego Łopatki i rozgrywającego Zbigniewa Dregiera.

 

"Moim zdaniem to był najlepszy polski koszykarz, pod każdym względem. Potrafił grać wszędzie, na każdej pozycji. Umiał dryblować, wiedział, gdzie się ustawić, a poza tym miał niesamowitą technikę. Nikt w Polsce nie podawał tak jak on. Janusz potrafił operować piłką jak mało kto w Europie. Wyróżniał się błyskotliwymi dograniami - tyłem, przodem, miał oczy dookoła głowy. To rzadki dar. Pomagały mu w tym długie palce, jak u pianisty. Szybko biegał do kontrataku, pod koszem zbierał piłki wyższym zawodnikom. Grał taką zmysłową koszykówkę" – tak klubowego kolegę z Legii, a potem z reprezentacji opisywał Włodzimierz Trams.

 

Po olimpiadzie w Rzymie Wichowski otrzymał propozycję gry w Barcelonie (kilka miesięcy wcześniej Polonia w ćwierćfinale Pucharu Europy wyeliminowała w dwumeczu kataloński klub, a "Wichoś" był wyróżniającym się graczem zespołu). Na kontrakt nie zezwalały jednak ówczesne przepisy, a on nie chciał wyjeżdżać nielegalnie, zamykać sobie drogi powrotu do kraju, gdzie zostali rodzice.

 

Wyjechał dopiero na początku lat 70., do Valenciennes - z żoną, członkinią zespołu "Mazowsze", i synem. Miał to być roczny pobyt, ale przedłużył się na stałe. Młodszy syn urodził się już we Francji. Mieszkali w Marly, ale często przyjeżdżali do Polski.

 

Wszyscy wspominają go jako fantastycznego kolegę i dobrego ducha drużyny.

 

"W tamtych czasach Janusz był królem towarzystwa. Wysoki, elegancko ubrany, przystojny, elokwentny, dowcipny - był ulubieńcem kobiet" - tak charakteryzował go Stanisław Olejniczak, młodszy kolega z drużyny.

 

Wichowski zaliczał się do warszawskiej bohemy lat 60. Przyjaźnił się m.in. z Gustawem Holoubkiem, Józefem Prutkowskim, Romanem Wilhelmim, Zbigniewem Cybulskim, Wojciechem Gąssowskim, Bogdanem Łazuką, Stanisławem Dygatem czy Kaliną Jędrusik.

 

Nie doczekał jubileuszu 50-lecia sukcesu z Wrocławia. W wyniku ataku serca zmarł 31 stycznia 2013 w szpitalu w Valenciennes.

 

"Januszek to był kochany człowiek, pełen humoru. Z wszystkimi żył bardzo zgodnie. Miał w sobie to coś, że wszyscy go lubili. Był wspaniałym zawodnikiem, uważaliśmy go za najlepszego, mimo że miał pewną wadę - był bardzo nerwowy. Przejawiało się to w trakcie meczów, gdy denerwował się, że jemu czy komuś gra nie wychodzi. Poprzez te nerwy popełniał też czasem dużo niepotrzebnych fauli, a przed długi czas był w kadrze najwyższym zawodnikiem, wartościowym centrem. Dopiero później doszli Łopatka i Likszo. Duża liczba fauli nie pozwalała mu na pełne zaangażowanie w obronie" – powiedział PAP kolega z reprezentacji i rówieśnik, starszy o niespełna trzy miesiące Zbigniew Dregier, który za sprawą Wichowskiego także wyjechał do Francji i tak jak on osiedlił się tam na stałe.

 

"Janusz wiedział, że przy mojej pomocy jego drużyna może awansować do wyższej klasy i zaprosił mnie. Przyjechałem po dłuższej przerwie, trzy miesiące nie miałem piłki w ręku. Graliśmy razem w zespole, który wywalczył ten awans, a ja wywalczyłem... sprowadzenie z Polski rodziny. Potem wyjechałem na południe Francji. Janusz został na północy, ale nasze rzadsze już spotkania zawsze były serdeczne" – zakończył Dregier

MM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie