Przemysław Iwańczyk: W tym szaleństwie nie ma metody. Wygra ktoś spoza faworytów?

Piłka nożna
Przemysław Iwańczyk: W tym szaleństwie nie ma metody. Wygra ktoś spoza faworytów?
fot. PAP
Triumf FC Porto w Lidze Mistrzów w 2004 roku to jedna z największych sensacji w historii rozgrywek

Nie dziwi, że u bukmacherów faworytami nowego sezonu Ligi Mistrzów jest broniący tytułu Bayern Monachium, a także angielscy dominatorzy z Manchesteru City i Liverpoolu. Ogólnie rzecz biorąc grupa dyżurnych kandydatów do tytułu. Tyle że zapowiada nam się sezon jeszcze dziwniejszy niż przed rokiem, więc można przypuszczać, że zatriumfuje ten, kto będzie najlepiej gospodarował siłami.

Obecność niemieckiego RB Lipsk i francuskiego Olympique Lyon w półfinałowej stawce turnieju 2019/2020 w Lizbonie wskazywały, że mamy do czynienia z sezonem naprawdę wyjątkowym, na którym pandemia koronawirusa odbiła się jak na żadnym innym sporcie. Historia działa się na naszych oczach, kiedy Barcelona dostawała ośmiobramkowy łomot od Bayernu, Lyon wykluczał bogaczy z City, a PSG męczyło się do ostatnich chwil z Atalantą Bergamo. Nie należało się jednak dziwić takiemu obrotowi spraw, bo zarówno w Niemczech jak i we Francji grano inaczej niż w pozostałych ligach z europejskiego topu. Bundesliga jako pierwsza wróciła po lockdownie i pierwsza skończyła sezon spokojnie szykując się do fazy finałowej w Lizbonie, Ligue1 przestała grać na dobre decyzją prezydenta Emmanuela Macrona, więc tamtejsze kluby też dostały względny komfort przygotowań.

 

Bożydar Iwanow: Rusza pucharowy maraton. Obyśmy "dojechali" do mety

 

Doszło więc do sytuacji niespotykanej od 2007 roku, kiedy w półfinale nie było żadnego hiszpańskiego zespołu. A dodajmy, że nie ma innego europejskiego kraju, którego przedstawiciele zdobyliby w sumie w najważniejszym z pucharów aż 18 tytułów (13 Realu Madryt i pięć Barcelony). Obeszły się smakiem także kluby angielskie (w sumie 13 triumfów), obrońcy tytułu z Liverpoolu odpadli już w 1/8 finału, na tym samym etapie Tottenham padł pod siłą RB Lipsk, a Chelsea dostała porządne wciry od Bayernu. Warto wspomnieć tę historię, bo rozpoczynający się dziś kolejny sezon w Champions League znów może przynieść rozstrzygnięcia, o jakich najtęższym eksperckim głowom się nie śniło.

 

Wszystko oczywiście przez pandemię i wynikające z niej konsekwencje. UEFA powołała protokół 2.0, który właściwie nie dopuszcza do tego, by jakiś mecz się nie odbył. Surowe rygory organizacji meczu, a także odpowiedzialność, jaka spada na gospodarzy niezależnie od sytuacji pandemicznej, może doprowadzić do tego, że będziemy mieć do czynienia z bezprecedensową sytuacją, w której ogłaszane będą walkowery. I tak kara zostanie nałożona na zespół, który nie zorganizuje meczu, mimo że organy administracyjne wydadzą np. zakaz widowisk sportowych. Wtedy gospodarz zobowiązany jest znaleźć alternatywne miejsce rozegrania spotkania, nawet w innym kraju.

 

Niespodzianek czy nawet sensacji należy jednak szukać przede wszystkim w warstwie sportowej. Końcówka 2020 roku, kiedy Liga Mistrzów startuje po zaledwie 58 dniach od ostatniego akordu poprzedniej kampanii, nie daje chwili wytchnienia. W najgorszej sytuacji są kluby, których zawodnicy grają w reprezentacjach swojego kraju. Zaczęli oni bowiem na początku października od trzech terminów kadrowych, teraz czekają ich trzy tygodnie z Ligą Mistrzów, później znów trzy mecze reprezentacji i kolejne trzy serie w Champions League. Ten maraton skończy się dopiero w grudniu, a gdzie jeszcze krajowe rozgrywki, które w Anglii czy Hiszpanii są tak samo istotne dla kibiców jak międzynarodowe występy?

 

W tym szaleństwie nie ma metody. To rodzi wielkie obawy związane z kontuzjami i wielkie roszady w składach. Już doszło do sytuacji, kiedy po reprezentacyjnych wojażach i kilku seriach ligowych trener PSG Thomas Tuchel nie mógł skorzystać z ośmiu podstawowych zawodników. Mistrzowie Francji przegrali już w tym sezonie dwa ligowe mecze, w Hiszpanii przegrywały w ostatniej kolejce solidarnie i Real, i Barcelona, a w Anglii tabela wygląda na cokolwiek absurdalną, kiedy w czołowej szóstce są tylko dwa zespoły z tzw. wielkiej szóstki – Liverpool i Arsenal. Chelsea, która uzbroiła się po zęby ściągając m.in. Timo Wernera, Kaia Havertza czy Hakima Ziyecha, jest dopiero ósma.

 

Na nierówno rozkładające się szanse w rozgrywkach 2020/2021 może wpłynąć wiele spraw. Także kibice, bowiem nie wszystkie kraje skorzystają z pozwolenia UEFA na wypełnienie trybun w 30 proc. Determinująca decyzję będzie sytuacja epidemiczna w danym miejscu, ale już wiadomo, że np. kluby angielskie czy hiszpańskie na taki komfort a zarazem ryzyko sobie nie pozwolą.

 

Nowi w Lidze Mistrzów to francuskie Rennes, turecki Basaksehir, działający pod protektoratem prezydenta Recepa Erdogana, rosyjski Krasnodar i duńskie Midtjylland budowane według technokratycznych prawideł mistrzów bukmacherki. Największymi nieobecnymi są Napoli i Benfica Lizbona, która zainwestowała w transfery około 80 mln euro, a przyjdzie jej się bić m.in. z Lechem Poznań w Lidze Europy.

 

ZOBACZ TEŻ - Liga Mistrzów: Terminarz i plan transmisji na wtorek i środę 20 i 21 października

 

U bukmacherów faworytami nowego sezonu Ligi Mistrzów jest broniący tytułu Bayern, a także angielscy dominatorzy z Manchesteru City i Liverpoolu. Ogólnie rzecz biorąc grupa dyżurnych kandydatów do tytułu. Anglicy mają poczucie niespełnienia z zeszłego sezonu i będą chcieli zdetronizować Bayern. Zwłaszcza Guardiola, który na triumf w tych rozgrywkach czeka od 2011 roku. City znów uzbroiło się jak należy, ściągając z Benfiki Ruben Diasa za blisko 70 mln euro i z Chelsea Nathana Ake za ponad 45 mln euro. Liverpool aż tak na rynku transferowym finansowo nie szalał, wziął z Bayernu Thiago, a z Wolverhampton Portugalczyka Diogo Jotę. Stracił za to w ostatnim spotkaniu ligowym ostoję obrony Virgila van Dijka, który zerwał więzadła w kolanie, kontuzjowany na kilka tygodni jest również bramkarz Alisson.

 

Niemcy wyrastają w prognozach ponad wszystkich, bo w 2020 roku skompletowali już pięć klubowych trofeów – mistrzostwo, puchar, superpuchar swojego kraju, Ligę Mistrzów i Superpuchar Europy. Mają na oku również klubowe mistrzostwo świata, co pozwoliłoby im wyrównać sześciokrotny triumf Barcelony z 2009 roku. Bayern wygrał Ligę Mistrzów, wygrywając wszystkie mecze, strzelając w nich aż 43 gole. We wszystkich 52 spotkaniach na wszystkich frontach przegrał zaledwie cztery razy, cztery razy remisując. Trener Hansi Flick mógł triumfować, bo znakomicie wpisał się w charakter drużyny, którą doskonale znał, i ma Roberta Lewandowskiego, który strzelał jak na zawołanie bijąc kolejne snajperskie rekordy indywidualne. Marzeniem kapitana reprezentacji Polski, który zebrał w sumie w Champions League już 68 goli, jest dogonić w klasyfikacji strzelców Raula (71), a w przyszłości być może i Leo Messiego (115). Dokonania Cristiano Ronaldo (130 goli) wydają się być poza zasięgiem kogokolwiek.

 

Ostatnie dwa sezony w Lidze Mistrzów rozgrzały fanów do granic, bowiem przyniosły mnóstwo sensacyjnych rozwiązań i widowiska, o których będzie mówić się latami. Oby było tak i teraz, ale życzmy sobie, by w tym wszystkim było jak najmniej przypadku.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie