Frank Warren o wejściu na polski rynek: Chcemy zbudować coś naprawdę dużego, szukamy nowych mistrzów świata!

Sporty walki
Frank Warren o wejściu na polski rynek: Chcemy zbudować coś naprawdę dużego, szukamy nowych mistrzów świata!
fot. PAP
Frank Warren i Tyson Fury.

- Polska kocha boks. Macie spore tradycje. W Anglii mamy dużo Polaków, pracują tutaj i są kibicami boksu. Mamy poważne zamiary, długofalowe plany. Będziemy szukać nowych zawodników, którzy w przyszłości zostaną mistrzami świata - mówi legendarny, bokserski promotor Frank Warren, który "wchodzi" ze swoją grupą promotorską do naszego kraju. 21 listopada odbędzie się pierwsza gali Queensberry Polska.

Andrzej Kostyra: Był pan promotorem wielu bokserskich gwiazd: Prince’a Naseema Hameda, Franka Bruno, Amira Khana, Joe Calzaghego, Rickyego Hattona, Tysona Fury… Zaczął pan w Royal Albert Hall 40 lat temu. Jak pan wspomina tę galę teraz?


Frank Warren: Pierwsza gala była chyba w hotelu Bloomsbury, 1 grudnia 1980 roku, to było oczywiście bardzo dawno temu. Wrzuciłem dwóch amerykańskich półciężkich – Otisa Gordona i Jerryego Martina. Na papierze wydawało się, że to będzie świetna walka, ale będę z tobą szczery - była beznadziejna, bardzo nudna, nie mieliśmy wtedy wielu fanów, więc to był fatalny chrzest w profesjonalnym boksie.


Ale domyślam się, że nie żałuje pan zainwestowanego w boks czasu i pieniędzy. Choć pewnie jest pan trochę zmęczony tym, co się dzieje teraz na świecie?


Słuchaj, nawet jeśli bym żałował to już trochę za późno, żeby się z tego wycofać. O 40 lat za późno. Generalnie cieszę się tym. Były lepsze i gorsze czasy, poznałem interesujących ludzi. Pochodzę ze zwykłej rodziny, a poznałem niesamowitych ludzi z całego świata, do tzw. normalnych ludzi z ulicy po osoby z rodzin królewskich, ba samych królów. Wszyscy mieli wspólne zainteresowania i miłość do boksu, tak, jak ja. To błogosławieństwo, miałem bardzo dużo szczęścia. To, co teraz się dzieje na świecie, pandemia COVID-19, to tragedia.

 

 

Tyle ludzi, tyle różnych problemów, nie tylko zdrowotnych. Ludzie tracą pracę, ja nie mogę narzekać, staramy się działać dalej. Działamy z tym, co mamy do dyspozycji. Staramy się dalej organizować gale, robimy je w Anglii, bez kibiców. Zrobiliśmy już osiem imprez, kolejne cztery odbędą się jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Oczywiście, finansowe implikacje są takie, że tracisz trochę pieniędzy. Jest dużo konsekwencji. Ja na przykład przestałem oglądać mecze piłki nożnej, bo bez kibiców na trybunach to nie to samo. Atmosfera jest sterylna. Ale jeśli nie organizowalibyśmy gal, nie byłoby boksu, więc musimy to robić. Mam nadzieję, że kiedy powstanie szczepionka, wszystko się polepszy - dla nas i dla wszystkich.


Do tej pory Pana firma Queensberry Promotion koncentrowała swoją aktywność na Europie, Wielkiej Brytanii. Teraz inwestuje Pan w Polskę. Pierwszy show Queensberry Poland ma się odbyć 21 listopada na średniowiecznym zamku w Gniewie. Jaki jest powód, że inwestuje Pan w naszym kraju, Polska była kiedyś potęgą w boksie, regularnie młóciła brytyjskich bokserów, ale to było lata temu. Teraz jesteśmy w kryzysie, prawie 30 lat bez olimpijskiego medalu...


Polska kocha boks. Macie spore tradycje. W Anglii mamy dużo Polaków, pracują tutaj i są kibicami boksu. Wiem, bo spotykałem ich na moich galach. Kiedy Mariusz Krawczyński do mnie przyjechał, bardzo chciał coś zrobić, spotkał się z moim synem Francisem i wspólnie bardzo ciężko pracowali przez kilka lat, żeby doprowadzić do sytuacji jaką mamy teraz. Zainwestowali dużo czasu i pieniędzy, nadal inwestują pieniądze w boks i bokserów. Ja przyznaję, że nie mogę się już doczekać tej gali. Mam nadzieję, że dobrze to wymówię - w zamku w Gniewie. To będzie unikalna lokalizacja, jak na naszą pierwszą galę.

 

Oczywiście, w innych okolicznościach publiczność kupiłaby bilety i to byłoby fantastyczne, ale trzeba od czegoś zacząć, więc zaczynamy od tego, gdzie jesteśmy. Udało nam się zrobić dobrą kartę walk. Oni trzymają nad tym pieczę, ja jestem tym staruszkiem w tle, a oni to świeża krew. Mam ogromna wiarę w Mariusza, patrzę na niego jak na jednego z moich synów. Będziemy pracowali bardzo ciężko, wszyscy, jako drużyna, Queensbery Polska i Queensbery tu w Wielkiej Brytanii, żeby to przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem.

 

To nie jest projekt krótkofalowy, tu nie chodzi o jedną galę. To będą regularne imprezy, transmitowane przez Polsat, z którym mamy znakomite relacje. Będziemy współpracować w przyszłości. Żeby zbudować markę, trzeba od czegoś zacząć. I my zaczynamy od tego. Będziemy odkrywać polskie talenty, pokazywać je i mam nadzieję, że w przyszłości zdobędą tytuły mistrza świata. Taki jest cel. Chcemy budować, budować i stworzyć coś ważnego i trwałego w Polsce, dla polskiego boksu.

 

ZOBACZ TAKŻE: Legendarny promotor Frank Warren szuka talentów w Polsce


Zna Pan jakieś nazwiska bokserów, którzy wystąpią na zamku w Gniewie?


Tak, zaraz je powiem, ale mój polski jest straszny: Mamy kilku bokserów z Uzbekistanu, między innymi znakomitego Sharakhmatova, mamy kilku utalentowanych młodych zawodników z Kazachstanu: Wśród nich Batyrzhan Jukembayev (waga super lekka) który ma bilans 18-0... A jeśli chodzi o Polaków to spróbuję wymówić ich nazwiska, ale proszę wybaczyć moją złą wymowę: Paweł Augustynik, z wagi półciężkiej, który będzie walczył z Darkiem Sękiem, Rafał Jackiewicz który będzie walczył z Bartłomiejem Grafką, Michał Soczyński w wadze cruiser który zmierzy się z Michałem Czykielem, debiutujący w wadze cruiser Ryszard Lewicki, poza tym Karol Długosz z Erykiem Ciesłowskim (półciężka), Abdulkhay Sharakhmatov z Robertem Niedźwiedzkim, Kamil Mroczkowski z Mateuszem Rybarskim. I kilku bardzo młodych zawodników: Artur Proksa. Mam nadzieję że zrozumieliście co mówiłem.


Tak, chociaż będzie Pan jeszcze musiał popracować nad polskim...


Wiem o tym, będę musiał, na razie mój polski nadaje się do śmieci. Ale spokojnie.


W grupie Queensberry Poland jest kilka międzynarodowych talentów. Słyszałem o jednym, mistrzu Uzbekistanu Sharakhmatowie. Dla mnie to pewny pretendent do mistrzostwa świata. Słyszałem też, że kończycie negocjacje z Sofiane Oumihą, francuskim srebrnym medalistą igrzysk olimpijskich w Rio, który pokonał na IO Teofimo Lopeza.


Jesteś bliski prawdy. Nasze rozmowy są zaawansowane. Mam nadzieję, że Francisowi (syn Franka Warrena – przyp. Red.) uda się szybko doprowadzić to do końca. Mamy naprawdę dobrych pięściarzy. To wczesny etap, więc trzeba się skupić na budowie. Będziemy też wykorzystywać chłopaków z Wielkiej Brytanii. I w drugą stronę - niektórzy z Polaków dostaną szansę walki na Wyspach. To całkiem interesujący scenariusz. To będzie działało. Sprawimy, że to się uda. To będzie fantastyczne.


Jest Pan 40 lat w bokserskim biznesie, Ale do tej pory chyba nigdy Pan nie promował polskich bokserów. Czy próbował Pan tego kiedykolwiek?


Nie pamiętam nazwisk. Miałem kilku polskich pięściarzy w moich kartach walk. Nigdy nie miałem jednak z nimi kontraktu promotorskiego. Teraz jest jednak inaczej. Ci faceci to już faceci należący do Queensberry. Mają nas za sobą. My dajemy im platformę, poprzez którą mogą pokazać światu, jak dobrzy są. My szukamy polskich Naseemów Hamedów, polskich Joe Calzaghich. To chcemy zbudować, o to w tym wszystkim chodzi - o wypromowanie wielkich nazwisk.


Panie Warren. Mam dla Pana mały kwestionariusz. Nie tylko o boksie. 12 krótkich pytań, 12 odpowiedzi. Który zawodnik przez te 40 lat był najbardziej utalentowany w Pana bokserskiej stajni?


Najbardziej utalentowany był Naseem Hamed. To wyjątkowy talent. Pod koniec kariery, nie trenował tak, jak powinien. Oczywiście dużo wygrał, zdobył wiele tytułów mistrza świata, ale mógł być jeszcze lepszy. Kolejny wspaniały pięściarz to Joe Calzaghe, był niepokonany, fenomenalny w wadze super średniej i półciężkiej. No i oczywiście Tyson Fury. Niepokonany, waga ciężka, najlepszy ciężki na świecie. Tak więc do tej pory to ci dwaj panowie, o których powiedziałem i Tyson, który wciąż robi to, co powinien i prawdopodobnie ich przyćmi.

 

ZOBACZ TAKŻE: Frank Warren: Od kilku lat obserwuję polski rynek


Bokserzy, który najbardziej Pana rozczarowali?


To są tylko ludzie. Większość pięściarzy, którzy mnie rozczarowali to ci, którzy zmarnowali talent. Talent może cię zaprowadzić do pewnego miejsca. Potrzebujesz też skromności i pracy, ciężkiej pracy. Kiedy byłem mały, mieliśmy świetnego piłkarza - George’a Besta. To chyba był najbardziej utalentowany brytyjski futbolista. Ale przestał grać na poziomie profesjonalnym w wieku 26 lat. Żył pełnią życia. Pił, robił rzeczy, których nie powinien robić profesjonalny sportowiec. Jego kariera skończyła się bardzo szybko, a mógł osiągnąć więcej. Podobnie było z kilkoma bokserami. Kilku mnie rozczarowało. Nie będę mówił więcej, oni wiedzą, że o nich chodzi. I, posłuchaj, może to brutalne co teraz powiem, ale ja dalej będę robił to, co robię, a oni dostają jedną szansę. A jeśli nie dadzą z siebie wszystkiego, z pewnością ten wywiad przeczytają pięściarze, więc powiem to jeszcze raz - jeśli się nie poświęcisz, nie dasz z siebie wszystkiego, to nie masz szans w boksie. To najtrudniejszy sport ze wszystkich.


Pana najlepszy bokserski biznes. Podpisaniem kontraktu z Tysonem Furym, który został odrzucony przez Eddiego Hearna?


Tak naprawdę nie był odrzucony przez Eddiego Hearna. Tak mówi Eddie Hearn. Tak naprawdę prosił go o umowę, ale Tyson już ją podpisał ze mną. I chyba ma o to żal. Myślał, że z Joshuą trafił prawdziwy diament. Mam zresztą nadzieję, że w przyszłym roku uda się doprowadzić do walki Joahua - Fury. Ja wierzę, że Tyson ma wszystko, żeby go pokonać. Wtedy będę mógł powiedzieć, że to najlepszy brytyjski pięściarz, z którym miałem do czynienia. Jestem zachwycony, że Tyson jest ze mną. Przyszedł, kiedy nie był w dobrym miejscu, miał sporo problemów w życiu, miał straszne problemy ze zdrowiem psychicznym, miał problem alkoholowy. I przezwyciężył to. Ja mu pomogłem wrócić, jego kariera wróciła na właściwe tory, a on mi pomógł jako promotorowi. Jesteśmy dobrą parą.


Jakie było najbardziej niebezpieczne Pana doświadczenie jako bokserskiego promotora i menedżera. Próba morderstwa przez Terry’ego Marsha? Był Pan dwa razy postrzelony w klatkę piersiową, kula przeszła niedaleko serca? A może coś innego?


Tak, byłem postrzelony, on stanął przed sądem, ale został uznany niewinnym. To się wydarzyło 30 lat temu, w ogóle o tym nie myślę, to dla mnie zupełnie nieznaczące wydarzenie. Ja zawsze myślę o tym, co teraz i o tym co jutro. Tylko na tym mi zależy.


Kiedy był Pan najbardziej szczęśliwy jako bokserski promotor?


Było kilka takich momentów, w których byłem szczęśliwy jako promotor. Na różne sposoby. Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy podpisałem pierwszą umowę telewizyjną. To zrobiło dużą różnicę w promocji pięściarzy, poprzez finansowe implikacje. To było w 1981 roku, umowa z ITV, dużą telewizją. Wystartowałem boks w telewizji Sky, w telewizji Setanta, w BT. To wszystko były szczęśliwe chwile, z oczywistych powodów.

 

Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy prowadziłem pięściarzy, o których wiele osób mówiło, że nie zdobędą mistrzowskich tytułów, ale im się udało. Joe Calzaghe. Wszyscy sądzili, że Jeff Lacy go pokona, ale to on wygrał. Ricky Hatton, kiedy pokonał Kostię Cziu. To była walka o tytuł najlepszego pięściarza bez podziału na kategorie wagowe. Wtedy byłem bardzo szczęśliwy, to mój człowiek wygrał.

 

Kiedy Tyson Fury po raz pierwszy pokonał Kliczkę. Byłem wtedy jego promotorem, cieszyłem się, że Tysonowi się udało, cieszyłem się, kiedy walczył z Wilderem został okradziony, orzeczono remis. Drugą walką się ekscytowałem i wykonał dobrą robotę. Nigel Benn w tragicznej walce z Geraldem McClellanem. To był bardzo smutny czas, pokazuje, jak niebezpieczny może być ten sport (McClellan dwa miesiące po walce był w śpiączce, przeszedł operację mózgu, która uratowała mu życie, ale  pięściarz stracił wzrok, częściowo słuch, nie mógł chodzić - przyp. red). Cieszyłem się, że wygrał, ale konsekwencje już nie były szczęśliwe. Na szczęście więcej było tych dobrych chwil niż tych złych. Gdyby było inaczej, pewnie już bym się tym nie zajmował. Mam radochę, kiedy przychodzę do biura, bo każda walka to nowy biznes, nowa impreza, nowy show, różniący się od poprzedniego.


Pana idea szczęścia poza boksem?


Moja rodzina. Ona mi dostarcza dużo radości . Chodzę też na wiele koncertów, bardzo lubię muzykę. Lubię dobre restauracje. Dobre jedzenie i wino, lubię chodzić do teatru, mam sporo zainteresowań. Ale największą radość daje mi rodzina.


Czy jest coś czego Pan w boksie nie lubi?


Nie lubię medycznej strony boksu. Podam ci przykład. Danny Williams, którego licencję wstrzymała wiele lat temu Brytyjska Federacja Boksu. Nie powinien walczyć, ale wciąż lata do Europy i walczy w Europie. I są kraje, które na to zezwalają. To niestety, doprowadzi do wielu problemów w jego późniejszym życiu. Jest za stary, poniesie karę, a tak naprawdę w ogóle nie powinien walczyć. Niestety, jednak boks na całym świecie nie jest skoordynowany, a poszczególne organizacje nie współpracują. A to pięściarz powinien być chroniony. To mnie naprawdę rozczarowuje. Jest za dużo federacji bokserskich, obecnie są cztery. Myślę, że dwie to maksimum. Nie chciałbym bowiem monopolu. Ale w sumie jesteśmy sportem, w którym jest sporo miejsca na ulepszenia. W Wielkiej Brytanii federacja bokserska pracuje bardzo ciężko, żeby zadbać o zdrowie pięściarzy. Chciałbym, żeby inne kraje wzięły przykład. Na koniec dnia - boks to bardzo niebezpieczny sport i pięściarzy trzeba chronić.

 


Jacy są Pana bohaterowie w prawdziwym życiu?


Poznałem wielu moich bohaterów. Kiedy byłem dzieciakiem, moim bohaterem był Muhammad Ali. Spotkałem się z nim. Podobnie jak z Nelsonem Mandelą. Byłem u niego w domu w Johannesburgu, zaprosił mnie po jednej z walk, usiedliśmy, pogadaliśmy. To najbardziej inspirująca postać, jaką kiedykolwiek spotkałem. Niesamowity człowiek. To, przez co przeszedł, pobyt w więzieniu, walka o swoje prawa, po tym wszystkim nie miał żadnych uprzedzeń, żadnej wrogości do ludzi. To przykład dla liderów tego świata. To moi najwięksi bohaterowie. Jeszcze jeden to Frank Sinatra, którego promowałem, bo jestem też promotorem muzycznym. On też jest moim bohaterem i wspaniale się z nim współpracowało.


A jaką żyjącą osobę Pan najbardziej podziwia?


Podziwiam wszystkich medyków, lekarzy. To, co robią w tych dramatycznych warunkach, w jakich się znaleźliśmy, jest niesamowite. Lekarze i pielęgniarki. To ich podziwiam. To niedoceniani bohaterowie. A to dzięki nim możemy jakoś przetrwać ten trudny czas. Oni powinni być teraz na piedestale. Wszyscy powinniśmy ich podziwiać i naśladować.


Jakie jest pana życiowe motto?

 

Moim motto jest ciężka praca. Nikt ci niczego w życiu nie da za darmo, musisz na to zapracować. A jeśli ciężko pracujesz… Ludzie powiedzą, że miałeś szczęście, ale prawa jest taka, że im ciężej pracujesz, tym więcej masz szczęścia. Ja pracowałem bardzo ciężko i starałem się zaszczepić ten kult pracy w dzieciach. Troje z nich poszło w moje ślady, George zarządza Queensbery w Wielkiej Brytanii, Henry tu pracuje, Francis jak wiesz też tu pracował i teraz współpracuje z Mariuszem. Chciałbym, żeby odnieśli sukces. Oni się cieszą tą robotą. Są młodzi, stworzą świetny team. Bardzo ciężko razem pracują. Marzę o ich sukcesie.

 

Wywiad publikujemy dzięki Super Expressowi. Całą rozmowę zobaczysz TUTAJ.

 

 

Rozmawiał Andrzej Kostyra, współpraca Justyna Kostyra
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie