Powrót do gry w PlusLidze po koronawirusie. "Nie byliśmy gotowi”

Siatkówka
Powrót do gry w PlusLidze po koronawirusie. "Nie byliśmy gotowi”
fot. Trefl Gdańsk
Powrót do gry w PlusLidze po koronawirusie. "Nie byliśmy gotowi”

Pandemia koronawirusa wywróciła kalendarz PlusLigi do góry nogami. Nie ma ostatnio dnia, by przez media nie przetoczyła się informacja o nowym przypadku zarażonego siatkarza. I tak na przykładzie Trefla Gdańska, w piątek 24 lipca mówiło się o jednym zawodniku, w niedzielę o czterech, skończyło się na dziesięciu i trzech członkach sztabu. Jak radzą sobie drużyny w nowej rzeczywistości? Z jakimi powikłaniami mierzą się po przebyciu choroby?

Na te i inne pytania odpowiedział trener przygotowania fizycznego zespołu z Pomorza, Wojciech Bańbuła.

 

Natalia Perlińska: Zacznijmy od początku. Tak naprawdę Trefl był „królikiem doświadczalnym” w PlusLidze, bo jako pierwsi zderzyliście się z zakażeniami koronawirusem w zespole. Jak to się u was zaczęło? Jakie procedury wdrożyliście, a do których byliście zmuszeni?

 

Wojciech Bańbuła: Pierwszy przypadek zanotowaliśmy w drugim tygodniu przygotowań. Jeden z chłopaków poczuł się źle i został w domu. Zaprzyjaźniona Pani doktor zleciła zrobienie testu na koronawirusa, który wskazał, że siatkarz jest zakażony. Ta informacja była dla nas całkowitym zaskoczeniem, tym bardziej że trzy kolejne osoby z zespołu, w tym ja, poprosiły o zwolnienie z treningu ze względu na gorączkę, bóle mięśni i osłabienie. Zgodnie z panującymi wówczas wytycznymi cały zespół został objęty kwarantanną domową i oczekiwał na wyniki testów. Jak się wkrótce okazało 10 zawodników i trzech trenerów zachorowało na COVID-19. Po dziewięciu dniach wspólnych treningów nasz sezon przygotowawczy się zatrzymał.

 

ZOBACZ TAKŻE: Mariusz Wlazły zakażony koronawirusem! Nowe przypadki w Treflu Gdańsk

 

Jak próbowaliście zminimalizować spadek formy podczas izolacji?

 

Stan zdrowia większości chorych zawodników nie pozwalał na podjęcie aktywności fizycznej. Ci, który nie zachorowali, ale musieli odbyć siedmiodniową kwarantannę, trenowali w warunkach domowych, a później indywidualnie na siłowni. Chorzy musieli jednak czekać. Obowiązujące wówczas zasady zwalniały chorego z izolacji dopiero po uzyskaniu dwóch negatywnych wyników testów wykonanych w odstępie 48 godzin, 10 dni od stwierdzenia zakażenia. W praktyce wyglądało to tak, że po 10 dniach sanepid zlecał badanie kontrolne - najczęściej za jeden, bądź dwa dni. Oczekiwanie na wynik badania trwało zazwyczaj dwa dni, po czym umawiano nas na kolejne badanie następnego dnia i znowu oczekiwanie na wynik do dwóch dni.

 

Jeśli jednak wynik pierwszego lub drugiego badania kontrolnego był dalej pozytywny, lub nieokreślony, zegar się zerował i za siedem dni trzeba było powtórzyć test i jeśli wynik był negatywny odczekać dwa dni i powtórzyć badanie. Tym sposobem najkrótszy okres izolacji trwał w naszym zespole 19 dni, a najdłuższy ponad 40! Wielu zawodników siedziało w domach kilkadziesiąt dni po ustąpieniu objawów choroby, czekając na dwa korzystne wyniki testów.

 

Opisuję to tak dokładnie, żeby pokazać, jak wiele dni sezonu przygotowawczego straciliśmy przez konieczność trzymania się obowiązujących zasad.

 

Jak to wyglądało po przerwie? W jakiej dyspozycji wrócili siatkarze? Mieli jakieś obowiązkowe badania?

 

Po ustąpieniu objawów choroby ćwiczyliśmy w warunkach domowych, skupiając się na treningu izometrycznym, elementach rozciągania oraz wysiłkach cardio. Bardzo pomocne były wytyczne opublikowane przez zespół pod przewodnictwem Dr Niall Elliott (sportscotland.org.uk - przyp. red.) opisujące bezpieczny powrót do wyczynowego sportu po zakażeniu SARS-CoV-2.

 

Przed powrotem do treningów na hali, każdy z zawodników musiał przejść badania lekarskie obejmujące między innymi badanie EKG, RTG klatki piersiowej, badania krwi i spirometrię.

 

Ty jako trener od przygotowania fizycznego zawodników przeprowadzałeś im dodatkowe testy motoryczne czy wydolnościowe?

 

Monitorowanie pracy serca podczas treningów, subiektywna ocena zmęczenia po wysiłku, to standardy, których trzymamy się na co dzień w Treflu. Tu nic się nie zmieniło. Dodatkowo testuję zawodników w kilku specyficznych próbach skocznościowych, co pozwala zarówno im, jak i mnie widzieć wpływ naszej pracy na ten najważniejszy w siatkówce parametr - skoczność. Nie lubię zgadywać, co robimy na treningu. Wolę to sprawdzać i kontrolować.

 

Były znaczące różnice między tymi, którzy odbyli kwarantannę w zdrowiu a tymi, którzy przeszli chorobę?

 

Zdecydowanie tak i to z dwóch różnych powodów. Ci pierwsi zostali w domu tydzień i cieszyli się dobrym zdrowiem, drudzy zaś wyraźnie osłabli podczas choroby, a ich przerwa wynosiła od 19 do 40 dni. Zawodnicy, którzy nie zachorowali, mogli po prostu kontynuować swoje przygotowania po tygodniowym wypoczynku, a druga grupa znacząco cofnęła się, jeśli chodzi o zdolności motoryczne.

 

W drugim tygodniu września wspomniane przeze mnie testy motoryczne dały wyniki zbliżone do tych z początku czerwca, czyli czasu kiedy nie trenowaliśmy. Wniosek był prosty. Nie byliśmy gotowi do gry w PlusLidze. A za dwa tygodnie mieliśmy zagrać pierwszy mecz ligowy.

 

 

Kontynuujesz analizę zawodników?

 

Cały sezon. Powtórzę się - albo testujesz, albo zgadujesz. Według mnie, w profesjonalnym sporcie powinniśmy zgadywać jak najmniej rzeczy. Bez stałej kontroli ucieka nam bardzo wiele.

 

Jednocześnie wiem jakie problemy są z tymi testami. Potrzeba na nie czasu, wiec zostaje nam go mniej na sam trening. Nie wszyscy wiedzą co testować i jak, tu potrzeba też odpowiednich technologii. Dalej mamy zbyt szybkie i pochopne interpretacje wyników oraz założenia, że każdy kolejny test musi dawać lepszy wynik, a wcale tak nie jest.

 

Teraz już nikogo nie dziwią nowe przypadki koronawirusa, które posypały się lawinowo i dotknęły już wszystkich ekip w PlusLidze. Jak według ciebie powinna wyglądać droga od pierwszych sygnałów, objawów zawodników, przez izolację, do powrotu do treningów?

 

W piłce nożnej, jeśli w zespole pojawia się jeden pozytywny zawodnik, jest on wysyłany na izolację, a reszta zespołu trenuje, dalej stosując dodatkowe względy bezpieczeństwa. Wykonywane są też oczywiście testy wszystkich, którzy mieli kontakt z chorym. Dzięki temu większość zespołu może kontynuować trening bez kilkudniowej przerwy. Sport wyczynowy nie lubi nagłych zmian. Jeśli trenujemy ciężko przez tydzień, a później mamy tydzień przymusowego siedzenia w domu to w trzecim tygodniu ryzyko urazów wzrasta. A tu mamy sytuację kiedy przerywamy trening zawodników z podejrzeniem, że mogą być chorzy, a tak naprawdę ciągle nadają się oni do treningu, a zmuszamy do szybkiego powrotu do gry tych, którzy ledwo co wygrali walkę z chorobą i zdecydowanie nie są gotowi. Rozumiem, że takie są przepisy, ale jeśli nie służą one zdrowiu, któremu w założeniu przecież miały służyć, trzeba rozmawiać o ich zmianie. Jeśli dało się to zorganizować w piłce nożnej to dlaczego nie da się w siatkówce? Ta pierwsza to co prawda rywalizacja na otwartej przestrzeni, ale jednak sport kontaktowy. Szatnie, odprawy i podróże autokarem też mają wspólnie, więc ekspozycja na wirusa wcale nie jest mniejsza.

 

Jak powinien wyglądać powrót do treningów? Po ustąpieniu objawów i obowiązkowych badaniach zleconych przez lekarza powinien nastąpić kilkudniowy okres wprowadzenia w trening z monitorowaniem wysiłku. Dopiero po takim okresie adaptacji można wrócić do sportu wyczynowego.

 

Dla wszystkich starcie z wirusem SARS-CoV-2 jest nowym doświadczeniem. Myślałeś nad jego konsekwencjami, powikłaniami?

 

Jeśli chodzi o zdrowie zawodników to lepiej być trochę zbyt ostrożnym niż zbyt śmiałym. Na razie nie mamy informacji o tym, że ktoś w naszej lidze ma powikłania po koronawirusie, ale co, jeśli za jakiś czas u któregoś z ozdrowieńców wystąpią problemy z sercem lub z płucami? Wtedy zaczną się rozmowy, jak to się stało i czy można było tego uniknąć.

 

Może tak naprawdę środowisko musi nauczyć się żyć z koronawirusem i odnaleźć się w nowej rzeczywistości, masz jakieś spostrzeżenia, „wskazówki” dla klubów?

 

Stawiać zdrowie na pierwszym miejscu. Nawet kosztem przegranego meczu. Zawodnik, który widzi, że trenerzy i klub są za nim, a jego potrzeby są dla nich ważne, funkcjonuje znacznie lepiej. To w końcowym rozrachunku opłaca się obu stronom.

Natalia Perlińska, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie