Bożydar Iwanow: Zwycięzców się nie sądzi? W przypadku reprezentacji Brzęczka jest inaczej

Piłka nożna
Bożydar Iwanow: Zwycięzców się nie sądzi? W przypadku reprezentacji Brzęczka jest inaczej
fot. Cyfrasport
Reprezentacja Polski pokonała Ukrainę 2:0 w meczu towarzyskim przed decydującymi spotkaniami Ligi Narodów.

Narracja wokół występu środowego występu reprezentacji Polski jak wczorajszy wieczór. Dość chłodna. Znów – jak to często w przypadku drużyny Jerzego Brzęczka – więcej jest utyskiwania niż poszukiwania „jasnej strony księżyca”. Tak jak w eliminacjach do EURO 2020. Wygraliśmy, ale… I tu zaczyna się długa lista wątpliwości i narzekań.

W jednej z ostatnich „Prawd Futbolu” Romana Kołtonia prezes PZPN Zbigniew Boniek trafnie zaznaczył, że sztuką jest będąc słabszym wygrać. Że to także świadczy o klasie zespołu. Ukraina grała wczoraj lepszą piłkę, miała bardziej kreatywny środek pola, oddała zdecydowanie więcej strzałów, ale co z tego, skoro na Śląskim przegrała? Nie wykorzystała rzutu karnego, pierwszego gola dał nam w prezencie bramkarz lecz czy mamy się z tego powodu obrażać? To błędy rywala. Naszej odpowiedzialności nie ma tu żadnej.


Wspominając legendarny mecz na PGE Narodowym z Niemcami, wygrany 2-0, też musimy pamiętać, że Polacy oddali wtedy trzy strzały, a ówcześni Mistrzowie Świata pewnie około dwudziestu. Zwycięzców wtedy nikt nie sądził tak jak robi się to teraz. Owszem, wtedy ranga była zupełnie inna, bo eliminacje Mistrzostw Europy, a w towarzyskim meczu ważne są i inne elementy, ale przecież w futbolu chodzi przede wszystkim o to, żeby wygrywać.

 

ZOBACZ TAKŻE: Jak się czuje Jakub Moder po strzeleniu pierwszego gola dla reprezentacji Polski?


Ukraina wyszła w zdecydowanie mocniejszym personalnie składzie niż nasza drużyna. W wyjściowej jedenastce trzech podstawowych obrońców – u nas – żaden, w tym jeden absolutny debiutant i dwóch stoperów, którzy rozgrywali mecze nr 3 i 2 kadrze. Goście z liczebną przewagą w środku pola i niesamowitym Zinczenką – Polacy tylko z dwójką, stąd taka dominacja w tej kluczowej dla przebiegu każdego meczu formacji. Przód? Ukraina z napastnikiem numer jeden Jaremczukiem, który jest jej odpowiednikiem naszego Lewandowskiego i może grającym mniej w West Hamie ale ciągle dającym dużą wartość Jarmolenką. „Biało-czerwoni” z debiutantem Płachetą, nie występującym w klubie Milikiem i grającym ogony Zielińskim. Trudno było więc marzyć, że ten mecz mógł wyglądać inaczej. Ale jednak go wygraliśmy.


Środek obrony na pewno wyglądałby pewniej gdyby obok Walukiewicza zagrał Glik lub Bednarek. Brzęczek nie chciał jednak ryzykować jakiegoś urazu bo obaj będą potrzebni na grę o punkty. W pomocy musimy grać trójką, bo Góralski sam wszystkiego nie zabezpieczy, nie może być wszędzie, dlatego rywal oddał tyle uderzeń zza szesnastki. Ale z drugiej strony Polacy przy odpoczynku „Lewego” musieli skorzystać z obu naszych pozostałych i … jedynych napastników. Nie dziwmy się selekcjonerowi, że podaje rękę Milikowi. Do końca roku to jedyne szanse na jego granie. I pokazanie się ewentualnym kontrahentom, przypomnienie, że … żyje. I że potrafi grać w piłkę. Inna sprawa, że wczoraj wyglądało to gorzej niż np. z Finlandią ale też przeciwnik był na zdecydowane wyższym poziomie. Ale brak powołań do kadry nie wpłynie na jego lepsze postrzeganie i wzrost ceny. A De Laurentis nie odda go za „frytki”. Czy się komuś to podoba czy nie, Milikowi trzeba pomóc. Bo dzięki temu i on wiosną może pomóc tej kadrze.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie