Trener Górski przywita Go w niebie z otwartymi ramionami. „Grając na Musiała człowiek musiał się z rodziną pożegnać”

Piłka nożna
Trener Górski przywita Go w niebie z otwartymi ramionami. „Grając na Musiała człowiek musiał się z rodziną pożegnać”
Fot. Cyfrasport
Adam Musiał (z prawej) był legendą Wisły Kraków, w której grał w latach 1967-77 oraz bardzo ważnym zawodnikiem reprezentacji Kazimierza Górskiego.

- Śpiewa dzisiaj Polska cała, nie ma ch... na Musiała – to był stały element repertuaru kibiców Wisły Kraków, gdy grał w niej Adam Musiał. – To był zacięty krakus. Wychodząc do gry przeciwko niemu, człowiek musiał testament pisać, bo on gryzł trawę, a rywala nie puścił – wspomina Jan Tomaszewski. – Na boisku nie bał się niczego, a poza nim kochał życie – dodaje Adam Nawałka.

W wieku 71 lat zmarł Adam Musiał. Był legendą Wisły Kraków, w której grał w latach 1967-77 oraz bardzo ważnym zawodnikiem reprezentacji Kazimierza Górskiego. Zdobył z nią trzecie miejsce na mundialu w 1974 roku. Nawet gdyby nie zagrał na tamtych mistrzostwach ani minuty, to i tak przeszedłby do historii, jako ten, który został odstawiony przez Górskiego od jednego ze spotkań. Wszystko z powodu wypadu na miasto, a właściwie zbyt późnego powrotu. Na dokładkę Musiał, po powrocie do hotelu, zamiast przemknąć do pokoju, wdał się w dyskusję z trenerem. Było czuć, że świętował.


Ze Szwecją nie zagrał. Początkowo selekcjoner chciał go odesłać do kraju, ale wstawili się za nim koledzy z zespołu.– Pan Kazimierz chciał nam zrobić lekki wstrząsik, bo stwierdził, że poczuliśmy się za pewnie. Ten mecz bez Adama był fatalny. Pokazał nam, ile znaczy on dla naszej drużyny. To było nasze najgorsze spotkanie na tamtych mistrzostwach, wygraliśmy tylko dzięki szczęściu – przekonuje Jan Tomaszewski, kolega Musiała z reprezentacji.

Piłka mogła przejść, rywal już nie

W reprezentacji debiutował po jednym sezonie spędzonym w Wiśle, do której trafił z Górnika Wieliczka. W Wiśle grały same krakusy, więc początkowo dogryzano mu z powodu miejsca urodzeniu. Mówiono, że słoma mu z butów wychodzi. Szybko jednak zdobył zaufanie i sympatię kolegów. Z racji tego, jaki był na boisku i poza nim. W trakcie meczu kierował się jedną dewizą: piłka może przejść, rywal już nie. Ten, który na niego grał, przeżywał najgorsze 90 minut w karierze. – To był wojownik, który nikogo i niczego się nie bał – zauważa Adam Nawałka, którego Musiał wprowadzał do wiślackiej drużyny.

 

ZOBACZ TAKŻE: Eksperci Polsatu Sport wspominają Adama Musiała 


Przede wszystkim był jednak człowiekiem z krwi i kości. – Takim do tańca i do różańca – stwierdza Nawałka, bo też Musiał dosłownie kochał życie i korzystał z niego pełnymi garściami. Taki był. – Miał jednak zasady. Gdy chodzi o granie w piłkę, to był bardzo zdyscyplinowanym i ambitnym człowiekiem. Ta jego radosna część nigdy nie miała wpływu na to, jak prezentował się na boisku – komentuje Nawałka.

Wodzirej i psycholog w zespole

Był dobrym duchem Wisły, ale i też reprezentacji. Na mundialu w Niemczech zapewniał kolegom totalny reset. – Po każdym meczu jechaliśmy dwie, trzy godziny autokarem do Murrhardt – wspomina Tomaszewski. – On wtedy przeistaczał się w wodzireja, który jakąś przyśpiewką potrafił spowodować, że przyjeżdżaliśmy do ośrodka zresetowani. On nam zapewniał odnowę moralną i psychiczną. Z nim zapominaliśmy o troskach, o niedawnym meczu i skupialiśmy się na tym, co przed nami.


Musiał był lubiany, choć często gęsto nie gryzł się w język. W słynnych eliminacjach do mundialu, w których wyeliminowaliśmy Anglików, po zwycięskim remisie na Wembley (1:1) stwierdził, że Allan Clarke dobrze zrobił, kopiąc Tomaszewskiego. Nasz bramkarz się nie obraził, tylko przyznał Musiałowi rację. – Tamta akcja mnie obudziła, dopiero wtedy zacząłem grać jak w transie – przyznaje, a my przypomnijmy, że wtedy straciliśmy gola po karnym odgwizdanym za faul Musiała na Martinie Petersie. Anglik przyznał potem w autobiografii, że symulował.

Miał furę szczęścia i BMW

Z reprezentacją pożegnał się z powodu wypadku samochodowego. Uderzył w koło ciężarówki, która jechała z naprzeciwka i wbił się w nią. Był w stanie śmierci klinicznej. Nie miał kości w twarzoczaszce, potrzebny był przeszczep z ręki i biodra. Przedramię miał poskładane z pomocą śrub i blach. Potrzebował dwóch lat, żeby dojść do siebie. Nic dziwnego, bo obrażenia były bardzo poważne. Gdy wyciągali go z auta, siedział na tylnym siedzeniu. Bez butów, bo te zakleszczyły się między pedałami. Miał furę szczęścia i dobre auto – BMW.


Wrócił jeszcze na boisko, ale w późniejszych wywiadach przyznawał, że to nie miało sensu. Nadrabiał pewne braki rutyną, ale nie potrafił wrócić do dawnej formy. Inaczej widzi to Nawałka. – Może Adam widział wtedy u siebie pewne braki, ale ja twierdzę, że po tamtym wypadku się pozbierał i grał na bardzo dobrym poziomie. Byłem jednym z tych młodych chłopaków wchodzących do drużyny, którzy byli wpatrzeni w Musiała niczym w obraz.

Zobaczyli Musiała i zapłacili

Z Wisły odszedł po konflikcie z trenerem Orestem Lenczykiem. Andrzej Iwan, który wtedy grał w Wiśle, napisał w książce, że Musiał złamał zakaz picia alkoholu. On sam tłumaczył z kolei, że problemem był jego charakter i zasady Lenczyka. To jakoś nie współgrało. Lenczyk próbował wtedy ujarzmić Musiała, zsyłał go nawet do rezerw, aż w końcu eks-reprezentant nie wytrzymał. Trafił do Arki Gdynia. Kiedy przyjechał z Arką na mecz do Krakowa, to Wisła miała zapłacić za wygranie meczu, bo to dawało jej mistrzostwo Polski. Musiał w rozmowie z Onetem przyznał, że wtedy wiślacy nie chcieli zapłacić, więc został poproszony o wyjście na rozgrzewkę. Wtedy gospodarze mieli się przestraszyć i zapłacić kasę.


Po Arce grał jeszcze w angielskim Hereford United i amerykańskim Eagles New York. Później został szkoleniowcem. W 1991 roku „Piłka Nożna” wybrała go trenerem roku za to, że z Wisłą zajął trzecie miejsce w lidze. Długo jednak w tym fachu nie wytrzymał, choć miał predyspozycje do prowadzenia zespołów. – On był świetnym motywatorem, dawał innym ogromne wsparcie. Wystarczyło kilka słów Adama i wychodziłem z siebie, żeby grać na najwyższych obrotach. Nie mogłem dać plamy, bo obaj występowaliśmy na lewej flance. Ja na pomocy, on na obronie – mówi Nawałka.

Cupiał mu pomógł

Za czasów Bogusława Cupiała w Wiśle był szefem ochrony na obiekcie. Witał prezesa na stadionie, szedł z nim do loży honorowej. W ostatniej rozmowie z Onetem podkreślał, że wiele Cupiałowi zawdzięcza, że dzięki niemu całkowicie zerwał z alkoholem. Cupiał miał mu postawić warunek: pracujesz u mnie, ale koniec z piciem. – Nawet na weselu syna się nie skusiłem – mówił potem dumny z siebie Musiał.


W ostatnich latach miał problemy z chodzeniem i jedzeniem. Te pierwsze przez sprawy przeciążeniowe. Na starość wyszły te wszystkie lata grania w piłkę. Rzadko wychodził z domu. Chciał, żeby ludzie pamiętali go jako człowieka pełnego wigoru, a nie zniedołężniałego starca. A kłopot z jedzeniem był następstwem wycięcia żołądka. Nawet żartował, że żona robi mu frykasy, a on nie miał apetytu.


Musiał zawsze był autentyczny. Potrafił otwarcie mówić nie tylko o swoich sukcesach, ale i też wadach i słabościach. Może dlatego inni nie obrażali się, kiedy zwrócił im uwagę. – To był szczery chłopak, którego, mam nadzieję, trener Górski powita w niebie z otwartymi ramionami – kwituje Tomaszewski.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie