Faworyt gwarantował KO, a przegrał z rywalem... walczącym jedną ręką!

Sporty walki
Faworyt gwarantował KO, a przegrał z rywalem... walczącym jedną ręką!
fot. Polsat Sport
Anthony Yarde

Anthony Yarde (20-2, 19 KO) gwarantował wygraną przez nokaut, skończyło się na tym, że mieli rację ci, którzy zastanawiali się jak faworyt poradzi sobie z lewym prostym mniej znanego Lyndona Arthura. Okazało się, że na Yarde wystarczyła tylko ta jedna umiejętność - zwycięstwo powędrowało do pięściarza, który podobno był bez wielkich szans. Może i był... przed walką, ale na ringu w Londynie wygrał jedną ręką. Dosłownie!

Według bukmacherów Yarde był faworytem nawet 5 do 1, czyli przypisywano mu prawie 80-procentowe szanse na wygraną. Jedynym problemem Yarde miał być solidny lewy prosty przeciwnika, ale lewy prosty, który nigdy nie miał okazji się sprawdzić przeciwko rywalowi klasy Anthony Yarde. Bardzo szybko, podczas tej przez większość rund jednostajnej walki, sprawdzał się i to znakomicie - faworyt nie miał okazji skrócić dystansu, a Arthur nie miał ochoty wdawać się w bijatykę z silniej trafiającym przeciwnikiem. Kiedy narożnik Yarde zdał sobie sprawę, że Arthur praktycznie nie zadaje ciosów prawą ręką (wygrany przyznał później, że odniósł kontuzje), było już za późno.

 

W końcowych dwóch rundach Yarde zaatakował, był nawet bliski nokdaunu, ale podobnie jak rok wcześniej, w walce o pas mistrza świata z Kowaliowem, nie wykorzystał sytuacji i walkę przegrał. Jak najbardziej zasłużenie, choć poza dwoma sędziami, którzy przyznali Arthurowi jednopunktowe zwycięstwo, był też sędzia Ian Lewis, który jakimś sposobem widział zdecydowaną (117-111!) wygraną Yarde.

 

Zobacz także: Michał i Marcel Materla po walce na Polsat Boxing Night. "Jeśli zechce przejść do MMA..."

 

Ten ostatni uważał zresztą podobnie. “To jest rabunek w biały dzień. Rzadko używam tego słowa, ale jestem przekonany, że mnie oszukano. On mi nic nie zrobił, to ja nadawałem tempo walki, trafiałem bardziej soczystymi ciosami. Parę razy trafił lewymi prostymi, nic więcej. Prawie go na końcu znokautowałem, więc nie traktuje tej walki jako swojej porażki”. Czy Yarde traktuje czy nie, to już sprawa drugorzędna, bo wszyscy widzieli, co się działo na ringu w Londynie. Dla 29-letniego Arthura (18-0, 12 KO) to bardzo cenne zwycięstwo, które daje mu miejsce wśród najlepszych brytyjskich pięściarzy wagi półciężkiej jak Callum Johnson czy Joshua Buatsi. Ale nie tylko: według wcześniejszej zapowiedzi promotora Franka Warrena czyni go obowiązkowym rywalem do walki o pas mistrza świata WBO.

 

Dla Franka Warrena z Queensberry Promotions nie był to dobry tydzień, choć mógł być jeszcze gorszy gdyby nie fakt, że w dwóch kolejnych walkach, które przegrywali jego faworyci, nie reprezentował wszystkich czterech pięściarzy występujących na ringu.

 

Nie zmienia to jednak faktu, że przegrali ci bardziej znani w światowym boksie (Daniel Dubois i Anthony Yarde). A promować tych którzy wygrali (Joe Joyce i Lyndon Arthur) będzie znacznie trudniej. Szczególnie dotyczy to ostatniego zwycięzcy Lyndona Arthura, pięściarza praktycznie nieznanego poza Wielką Brytanią. Arthur nie ma stylu, który się dobrze ogląda, czy umiejętności jakie ma elita wagi półciężkiej, ale jest solidnym pięściarzem, który niczego bez walki nie odda. A Yarde? “Nie załamię się. Wrócę do pracy. A to, co się stało, tylko podsumowuje, czym jest dla mnie 2020 rok”. Kto wie, czy nie zobaczymy walki Yarde - Arthur 2, ale tym razem obaj muszą pokazać na ringu znacznie więcej, by kogokolwiek takim pojedynkiem zainteresować.

Przemysław Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie