Sportowa prognoza na 2021 rok: Widzieć ich ciągle na szczycie

Inne
Sportowa prognoza na 2021 rok: Widzieć ich ciągle na szczycie
fot. PAP
Iga Świątek

Trudno uznać za mrzonkę Roberta Lewandowskiego demolującego osiągnięciami świat piłki nożnej, czy Igę Świątek, która otwiera nową erę tenisa. To będzie wiele lepszy rok, nie tylko ze względu na utrzymujących się na topie polskich sportowców. Dzięki szczepionce na koronawirusa jest szansa na powrót do względnej normalności.

Skutki odczuwać będziemy latami. Nie chodzi tylko o psychiczne konsekwencje zakrawające na kolejną poważną pandemię, ani o wymiar ekonomiczny, który pozostaje poza wszelką dyskusją. Także w sporcie być może ustanowi się nowy ład, dyktowany tyleż pracą wchodzących na szczyt, co przypadkiem stanowiącym ważne kryterium w ustalaniu hierarchii za rok 2020. W wielu sportach zmiana warty nie będzie jednorazowym występkiem, może przerodzić się w utrwaloną na lata tendencję. I jeśli o tym mowa, warto rozpocząć prognozy na najbliższe 12 miesięcy od świata tenisa, który rozkręci się na nowo lada dzień.

 

Kiedy Iga Świątek sięgała po triumf w Rolanda Garrosie, padały głosy, że był to turniej mniejszej niż zwykle wagi, bo ogołocony z prawdziwych gwiazd, brakowało przecież kilku zawodniczek czołówki ówczesnego rankingu, a i koronowirusowe dzieło dało znać o sobie. Było ich znacznie mniej niż szczerych zachwytów nad formą, a przede wszystkim potencjałem Polki, której ustami światowych ekspertów wywróżono usłaną sukcesami karierę. Można więc spodziewać się, że jeśli Świątek nie powtórzy sukcesu sprzed kilku miesięcy, to przynajmniej ugruntuje swoją pozycję na szczycie. Polka jest w tej chwili 17. w rankingu WTA, jeśli spojrzymy na czołówkę i porównamy z zestawieniem sprzed kilku lat, bez trudu dostrzeżemy, że to właśnie w tenisie dzieje się na naszych oczach koronawirusowa rewolucja. Czy to w przypadku kobiet czy mężczyzn, kończy się czas starych mistrzów, niektórzy albo leczą rany po długich wyczerpujących sezonach, albo zupełnie stracili motywację do tego, by podjąć wyzwanie po raz kolejny. Nikt już nie ma wątpliwości, że kończy się tenisowa era trzech wielkich (Roger Federer, Rafael Nadal, Novak Djoković), to samo czeka kobiecy tenis. Nie będzie zatem żadną niespodzianką, jeśli Świątek przesunie się na sam szczyt, idąc w sukurs społecznym oczekiwaniom.

 

Zobacz także: Tenisowe podsumowanie 2020 roku (WIDEO)

 

Jak przyzwyczajamy się do tego, że nie ma w światowym tenisie wyrwy po Agnieszce Radwańskiej, jest za to opisana szeroką perspektywą godna następczyni, tak już za normę uznaliśmy kolejne rekordy strzeleckie Roberta Lewandowskiego. Osiągnięcia indywidualne to jedno, oczekiwania wobec drużyn, które Polak reprezentuje, to inna historia. Nad Wisłą panuje bezsporne przekonanie, że kapitan reprezentacji po zdominowaniu wszystkich liczących się plebiscytów powiedzie też drużynę narodową do sukcesu na Euro. I choć jestem w stanie wyobrazić sobie Bayern Monachium broniący tytułu w Lidze Mistrzów, znacznie trudniej spojrzeć realnie na kroczącą od sukcesu do sukcesu drużynę trenera Jerzego Brzęczka. Niepohamowana chęć jakiegokolwiek sukcesu może okazać się presją nie do zniesienia. Wybujałym fantastom polecam więc mitygować się w zapędach, wyjście z grupy na Euro będzie sukcesem na miarę naszego potencjału, a co wydarzy się ponadto, niech będzie darem od losu rekompensującym nam pechowe potknięcie z Portugalią w karnych na poprzednich mistrzostwach. Skoro o mistrzostwach mowa, być może w końcu Belgowie, wiedzeni przez świetnego w klubie Kevina de Bruyne, doczekają się turnieju na miarę ich potężnego potencjału, który nie daje znać o sobie w chwilach najwyższej próby? Może też wykreują króla strzelców, bo Romelu Lukaku jest w formie wprost imponującej?

 

Nie zapominajmy również o innym wielkim reprezentacyjnym wyzwaniu, jakim są eliminacje mundialu. Nie będzie łatwo wygrać grupowej batalii z Anglikami, ale też nie histeryzujmy po każdym niepowodzeniu paląc selekcjonera na stosie. Gdybym dziś miał określić szansę trenera Brzęczka na pozostanie na stanowisku, nie byłaby to euforyczna wizja. Głównie dlatego, że powszechnej narracji już dawno został spisany na straty, a także ze względu na zbliżające się wybory prezesa PZPN. Niezależnie kto nim zostanie – czy sukcesor Zbigniewa Bońka Marek Koźmiński, czy przedstawiciel opozycji Cezary Kulesza – każdy nowy szef ma swoją wizję. A jak trudno sprawuje się funkcję trenera kadry przyjętą w schedzie przez nowego prezesa związku, wie doskonale Waldemar Fornalik, który kończył robotę z jedną tylko wizją utraty stanowiska. Kto wygra wybory? Ktokolwiek by to był, niech pięć razy się zastanowi, zanim zniszczy dla zasady wszystko to, co wypracowali poprzednicy. Jest bowiem ludzką pokusą odciąć się od przeszłości, ale potrzeba w tym wszystkim rozsądku, a nie wylewania dziecka z kąpielą.

 

Jesteśmy na polskim gruncie, więc spójrzmy na krajową piłkę. Choć czuć jak duża część kraju kibicuje niespodziewanemu kandydatowi do mistrzostwa z Częstochowy (Raków), to zapewne Legia obroni tytuł i wreszcie kwalifikuje się do pucharów. Dobrze, by w ślad za przełamaniem tej klątwy poszły kolejne sukcesy Lecha Poznań, nie chcemy bowiem kolejnej sytuacji, w której awans do pucharów i gra na dwóch frontach okupiona jest krajowym kłopotami oraz rozprzedażą najbardziej perspektywicznych graczy.

 

Pośrodku kalendarzowej zimy należałoby pochylić się na kolejnymi sukcesami polskich skoczków, ale nie mam zamiaru udawać znawcy i kreślić wizji dla naszych czołowych reprezentantów, bo to najbardziej zagadkowy sport, jaki znam. Zagadkowy i skłaniający do bezgranicznego zaufania wobec tych, którzy skoki nam medialnie komunikują. Szacunek, że są w stanie dostrzec to, czego przeciętne ludzkie oko nie widzi. O skokach piszę więc dlatego, by delikatnie zaapelować, by sportu nie mieszać z polityką, co niestety miało miejsce przy okazji startu Turnieju Czterech Skoczni. Nie jestem pierwszym naiwnym, który wierzy, że można wyjąć sport z politycznego kontekstu, ale też czynienie z niego oręża dyplomatycznego w niesłusznej sprawie jest po prostu słabe.

 

ZOBACZ TAKŻE: Kubacki: Jeszcze nigdy coś takiego mi się nie przydarzyło

 

Rok 2021 to igrzyska olimpijskie. O ile jeszcze przed rokiem można było snuć prognozy dotyczące medali, tak dziś wobec takiego zadania pozostajemy zupełnie bezradni. Jak bowiem określić formę lekkoatletów, którzy przez wiele miesięcy nie mieli poważnego sprawdzianu? Jak odnieść się do przedstawicieli mniej medialnych, ale równie ważnych sportów, którzy albo w ogóle nie mieli warunków do trenowania, albo musieli zmagać się z innymi wyzwaniami natury ekonomicznej, które zepchnęły sport do cienia. Dotyczy to tak polskich, jak i zagranicznych sportowców. Możemy jedynie przypuszczać, i to z dużym prawdopodobieństwem, że klasyfikację medalową wygrają Amerykanie przed Chińczykami, a na trzecie miejsce wdrapie się Wielka Brytania korzystając z sankcji, jakie spadły na rosyjskich sportowców ze strony WADA i Trybunały Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie. Polacy? 15 medali byłoby wydarzeniem i największym osiągnięciem od igrzysk w Atlancie. 10 medali i mniej należy uznać za porażkę, nawet jak na specyfikę czasów, w jakich przyszło nam żyć, a sportowcom trenować.

 

Skoro o znów o pandemicznej rzeczywistości mowa, niech nie będzie to prognoza, a życzeniowe myślenie. Dzięki szczepionce jest szansa na powrót do względnej normalności. A normalnością niech będą kibice na trybunach. Czego sobie i Państwu z serca życzę.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie