Czy Andrzej Stękała może zostać następcą Kamila Stocha?

Zimowe
Czy Andrzej Stękała może zostać następcą Kamila Stocha?
Fot. Cyfrasport
Jak dotąd czternastu Polaków zajmowało miejsce w czołowej dziesiątce klasyfikacji końcowej Turnieju Czterech Skoczni. W środę 6 grudnia w Bischofshofen do tego elitarnego grona może dołączyć Andrzej Stękała.

Pięć lat temu Andrzej Stękała był objawieniem. Zdobył 105 punktów w PŚ, w jednym z turniejów zajął nawet szóste miejsce. Potem jednak zniknął. Niedawno przyznał, że zaszkodziła mu współpraca z trenerem Horngacherem. Stękała jednak nie odpuścił. Trenował w kadrze B, a na życie zarabiał jako kelner. W środę może osiągnąć kolejny wielki sukces, bo tym będzie miejsce w dziesiątce w końcowej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni. Są tacy, którzy widzą w nim nawet następcę Kamila Stocha!

Jak dotąd czternastu Polaków zajmowało miejsce w czołowej dziesiątce klasyfikacji końcowej Turnieju Czterech Skoczni. W środę 6 grudnia w Bischofshofen do tego elitarnego grona może dołączyć Andrzej Stękała. Niewiele brakowało, by ten 25-latek dał sobie spokój ze skakaniem. Pięć lat temu ówczesny trener Stefan Horngacher uparł się, żeby zmienić technikę jego skakania. Kompletnie rozregulował tym młodego zawodnika. Co gorsze, okazało się, że nie ma między nimi chemii. – Oni nie mogli się dogadać – mówi nam Apoloniusz Tajner, prezes PZN, a Stękała w rozmowach z dziennikarzami po sukcesie w mistrzostwach świata w lotach w Planicy przyznał wprost: – Trener Horngacher nie lubił mnie, zresztą ja jego też.

 

Przepadł, jak kiedyś Adam Małysz

 

Zdaniem Tajnera, trudno jednak zniknięcie Stękały po pierwszych sukcesach spłycić wyłącznie do braku chemii na linii zawodnik – trener. – Wielu skoczków przez to przechodziło. Zaczynało dobrze, ale potem przychodził regres, który zdawał się nie mieć końca. Stefan Hula miał trzyletnie przerwy w dobrym skakaniu, Adam Małysz po pierwszym wystrzale nagle przepadł i też, jak Andrzej, myślał o tym, żeby ze skakaniem dać sobie spokój. Udało się jednak Adamowi ten  ciężki okres przetrwać, a wiele wskazuje na to, że podobnie rzecz ma się z Andrzejem – komentuje Tajner.

 

Największym problemem dla Stękały było to, żeby pogodzić trening skoczka narciarskiego z pracą. W kadrze B, do której trafił, gdy został skreślony przez Horngachera, nie miał żadnego stypendium. Prezes Tajner mówi nam, że większość zawodników jest z biednych rodzin i kiedy ze skakania nie mają pieniędzy, to idą do pracy. Z czasem rezygnują ze sportu. Stękała postanowił jednak robić jedno i drugie. Wytrwał prawie 5 lat, czekając na poprawę i to jest w całej tej historii niesamowite. – Cierpliwość jest w tym przypadku najważniejsza. Przecież żaden z tych zawodników, którzy wpadali w turbulencje, nie zapominał, jak się skacze. Każdy z nich musiał robić swoje i czekać aż ten moment przebudzenia przyjdzie – uważa Tajner.

 

Pomogli mu ludzie w pracy

 

Stękała pokazał prawdziwy charakter. Pomogli mu tez ludzie, na który trafił w pracy. Od trzech lat jest kelnerem, czasem też pomaga w kuchni, w Zbójnickiej Chacie w Zakopanem. Właściwie to zaczynał jako pomoc, ale szefowa zauważyła w nim potencjał i zaczął podawać posiłki. – Szliśmy mu na rękę, żeby mógł ćwiczyć na skoczni. Zamienialiśmy się z nim dyżurami. Gdy pojawiały się chwile załamania, motywowaliśmy go do działania, wspieraliśmy radą i dobrym słowem – mówił szef kuchni Mateusz Chyc-Magdzin w rozmowie z Faktem, bo też dla bulwarowej prasy, to była niesamowita historia. Kelner, który wskoczył na podium w Planicy.

 

Jednak na mistrzostwach świata w lotach nie poprzestał. Teraz ma wielką szansę na miejsce w dziesiątce TCS. Właściwie to byłby już pewny tego miejsca, gdyby nie zepsuł drugiego skoku w Insbrucku. Zaraz po wylądowaniu widać było, że jest zawiedziony, bił się po kasku. Jan Szturc, wujek i pierwszy trener Małysza mówi jednak, że Stękała ma otwartą autostradę do kariery. – Wegetację i kryzys formy ma za sobą. Zwyciężyły marzenia. Pierwszym sygnałem, że wraca, był medal w mistrzostwach Polski, potem była ta Planica, a teraz prestiżowy turniej, gdzie oddał pięć bardzo dobrych skoków i tylko jeden był zły – ocenia Szturc.

 

Następca obecnych mistrzów

 

Według Szturca nasz młody zawodnik ma wszystkie cechy dobrego zawodnika, czytaj mistrza. – Jest uparty, ambitny, dąży do celu, bez respektu walczy z tymi najlepszymi. Zauważyłem też, że jest odporny na czynniki pogodowe. Bez względu na warunki wietrzne daje z siebie wszystko. Na progu i w powietrzu. Dla mnie najbardziej pocieszające jest to, że on ma 25 lat, więc jest szansa na rozwój i jeszcze lepsze skakanie. W naszej kadrze sukcesy odnoszą teraz trzydziestolatkowie, ale mając Stękałę nie musimy się martwić o przyszłość polskich skoków – analizuje Szturc.

 

W karczmie, w której pracuje, ostatni raz był w listopadzie. Potem zaczął się sezon, pojechał na mistrzostwa. Jak wróci będzie czekało na niego: udko z kaczki i makaron z boczkiem, dwie jego ulubione dania w Zbójnickiej Chacie. Stękała w jednym z wywiadów już zapowiedział, że wróci nie tylko po to, żeby zjeść, ale dalej tam pracować. Uważa, że tam są ludzie, którzy mu pomogli i dołożyli swoją cegiełkę do sukcesu. Mówi, że nawet jeśli zacznie zarabiać wielkie pieniądze, to z pracy w restauracji nie zrezygnuje.

 

- W środę trzymamy kciuki za Stękałę – stwierdza prezes Tajner, który jest też pewny tego, że Kamil Stoch wygra tegoroczny turniej. A Stękała może też kiedyś będzie się cieszył z czegoś więcej. – Teraz sukcesem będzie miejsce w dziesiątce, które przez ten jeden skok z Insbrucku jest zagrożone. Oby finisz był udany – kończy Szturc.

 

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie