Ojciec Igi Świątek: Za dużo cukru w herbacie nie smakuje

Tenis
Ojciec Igi Świątek: Za dużo cukru w herbacie nie smakuje
Fot. PAP
Iga Świątek

Wygrana w plebiscycie na sportowca roku? Lewandowski raczej nie daje szans. Iga po triumfie w Paryżu? Zmieniła się, wydoroślała, przybyło obowiązków, a ja odebrałem pewną lekcję. Wyjazd z Polski? Nie sądzę, tu nam dobrze – mówi Tomasz Świątek, ojciec najlepszej polskiej tenisistki.

Przemysław Iwańczyk: Jesteśmy w przededniu wyboru sportowca roku 2020. Pewnie nie ma kibica, który wyobraża sobie pierwszą trójkę bez Igi, ale są przecież i tacy, którzy widzą ją na pierwszym miejscu. Na pewno Wasza rodzina…


Tomasz Świątek: Przyznam, że w głębi ducha liczę na to, że Iga wygra, ale przyznam szczerze, że to, czego dokonał Robert Lewandowski w minionym roku, raczej nie daje Idze szans na wygraną. Ale przecież wszystko zależy od czytelników, widzów, słuchaczy, generalnie kibiców, więc może sprawa pozostaje wciąż otwarta. Realnie patrząc, podium będzie bardzo dużym sukcesem.


Pamiętamy ubiegłoroczny plebiscyt, w którym wygrał żużlowy mistrz świata Bartosz Zmarzlik, wyprzedzając właśnie Lewandowskiego. Było to konsekwencją sukcesu sportowego, ale i olbrzymiej dyscypliny całego środowiska żużlowego, które oddało swój głos. A jak to jest w tenisie?


Szczerze mówiąc nie wiem. Słyszałem o kibicach żużla, że są mocno zwarci, by kibicować swoim. Może wynika to z tego, że w Polsce odbywa się wiele imprez żużlowych, w które kibice zaangażowani są bezpośrednio. Oczywiście myślę o czasach, kiedy jeszcze nie było pandemii, a fani mogli siadać na trybunach. W tenisie imprez na najwyższym światowym poziomie nie ma u nas w ogóle. Ktoś, kto czuje sport z najbliższej odległości, jest mu oddany sercem.

 

ZOBACZ TAKŻE: Spadek Hurkacza w rankingu ATP. Wszystko przez modyfikację zasad


Lewandowski jest stałym bywalcem plebiscytu od lat, jego zwycięzcą z 2015 roku. Iga jest w tym gronie powiewem pewnej nowości. Wszystko to w konsekwencji triumfu we French Open. Zapytam zatem, jak to wygląda z perspektywy czasu; było to zwycięstwo spodziewane czy niespodziewane?


Szczerze? Iga wszystkich miło zaskoczyła. W głębi ducha liczyłem na dobry wynik, ale byłbym szaleńcem, gdybym wierzył, że ona to wygra. W trakcie turnieju wszystko się zmieniało, po meczu z Simoną Halep wszyscy zaczęli wierzyć, było to na pewno przełomowe spotkanie, gdzie nie tylko pokazała, że na wiele ją stać, ale także wytrzymała wielką presję. Po tym zaskoczeniu, bo chyba tylko sama Iga się tego spodziewała, zwycięstwo nabierało realnych kształtów.


Jak istotną sprawą dla funkcjonowania całego Waszego teamu są komentarze tenisowych specjalistów, byłych zawodników, które wieszczą Idze bogatą karierę na lata, uważając jej wygraną za otwarcie nowego rozdziału?


Jako ojciec spoglądam na to chłodnym okiem. Nie raz życie nauczyło mnie, że triumfujące podnoszenie rąk w górę jest błędem. Tak też spoglądam na karierę Igi. Oczywiście życzę jej jak najlepiej, ale powiem przekornie, że jej wygrana w Paryżu trochę przewróciła nasz sposób bycia. Znaleźliśmy się w zupełnie innej rzeczywistości. Cały splendor, otoczka wokół Igi, rzesze fanów, których lawinowo przybywa, czy przysłowiowe poklepywanie po ramieniu powoduje, że musimy uczyć się z tym żyć. Funkcjonowanie w takim świecie jest dość trudne – i dla Igi, i dla trenerów, i dla mnie. Chciałem powiedzieć, że w związku z tym na początku sezonu 2021 wcale nie musi być tak różowo, jak wszyscy sobie wyobrażają. Zaznaczam, że nie będzie to konsekwencja tego, że Iga mniej trenuje lub inaczej się przygotowuje do wyzwań, ale przybyło jej wiele nowych obowiązków, a są to wywiady, spotkania, itd. W moim odczuciu to zaburza zwyczajny do tej pory rytm pracy. Do tego dochodzi, niestety, pandemia i jej konsekwencje, co nie ułatwia sprawy. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, a my do normalnego funkcjonowaniu. Ale jest też druga strona medalu; wynik w Paryżu pozwolił Idze uwierzyć, że nie jest już kopciuszkiem, umie poradzić sobie w wielu trudnych sytuacjach. Zbuduje to moim zdaniem wartość, która przełoży się na poszczególne mecze.


Stąd bierze się moje kolejne pytanie, czy biorąc pod uwagę osobowość Igi wszystkie te dobre recenzje i prognozy pozwalają wejść na wyższą falę, czy jednak powodują obciążającą presję?


Iga nie daje po sobie poznać, że coś jej przeszkadza, coś ją męczy. Wydaje mi się jednak, że za dużo cukru w herbacie nie spowoduje, że będzie ona smaczniejsza. Może to przeszkadzać, na pewno jest to coś nowego. Potrzebujemy trochę czasu, by się z tym oswoić, działać normalniej. Trochę czasu od zwycięstwa w Rolanda Garrosie upłynęło, ale sam nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy wystarczająco, by Iga stanęła na korcie i normalnie na nim funkcjonowała. Mam nadzieję, że tak. Natomiast jednego jestem pewien, że ten wynik nie przewrócił jej w głowie. Zachowuje się, funkcjonuje, rozmawia normalnie…


…trochę się znajomi zmienili, co można wywnioskować z mediów społecznościowych, gdzie gratulacje składali Idze najwięksi na świecie…


Wiadomo. Jest sukces, jest wielu jego ojców, aż nie sposób ich policzyć (śmiech). Porażka od zawsze była sierotą. Dajemy sobie z tym radę. Oprócz sztabu trenerskiego przybyło nam PR-owców, menedżerów, cała ekipa mocno się rozbudowuje. Dodatkowe obowiązki, rzeczy, które rodzą się wokół Igi, nowi sponsorzy, którzy zapewne wkrótce się pojawią, wymusiły na nas takie decyzje. Jak już wszystko to pospinamy, mam nadzieję, że Iga znajdzie się na prostej, gdzie ważny będzie tylko i wyłącznie sport, a za tym pójdzie wynik.


Jak długo docierało do Pana, jak wielki sukces osiągnęła Pańska córka? To suma doświadczeń, z jakimi po raz pierwszy mierzy się polski kibic, a co dopiero ojciec…


Jeden ze sponsorów zaprosił mnie i starszą córkę na mecz finałowy w Paryżu. Będąc na trybunach od razu nie dotarło do mnie, że Iga wygrała cały turniej. Potrzebowałem parunastu minut, by moja głowa przyswoiła tę myśl. A tak naprawdę wszystko dotarło do mnie, jak kolosalny jest to sukces, kiedy zacząłem oglądać w internecie wszystkie mecze jeszcze raz. Wcześniej przeżywałem to oczywiście, ale tonując emocje. To piękne, że właśnie Iga otworzyła tę drogę, być może także dla innych tenisistów. Słyszę teraz z ust młodych zawodników: Iga mogła, to my też możemy. To fajne, że młodzi ludzie patrzą na swoje kariery przez pryzmat córki. Niech będzie to zaczyn pod wiele dobrych wydarzeń dla polskiego tenisa. Kiedy o tym myślę lub mówię, przechodzi mi po plecach dreszczyk emocji.


Jest Pan byłym sportowcem, wioślarzem, olimpijczykiem z Seulu. Na ile doświadczenia te pozwalają patrzeć na karierę Igi w mniej emocjonalny sposób? Pewnie percepcja byłego sportowca przy takiej dawce emocji działa zupełnie inaczej niż przeciętnego Kowalskiego, który pewnie popadłby w bezrefleksyjną euforię…


Nie umiem tego ocenić. Ale prawdą jest, że patrzę na sport lub też go analizuję właśnie na chłodno. Nie podskakuję w radości na drobne sukcesy, staram się wyrachowany. Może to być jeden z powodów, dla których nie widać mojej radości. Niewątpliwie wyniosłem to ze sportu, choć w żaden sposób nie mogę porównywać się do Igi, tak jak nie da się porównać wioślarstwa do tenisa. Przeżycia oczywiście mogą być podobne, może właśnie stąd wiem, co dzieje się w głowie sportowca, że nie należy przedwcześnie wyrażać swoich opinii. Wiele nauczyło mnie dorastanie w tenisie obu córek, odebrałem jako rodzic dużą lekcję.


Zadam bardzo kłopotliwe pytanie. Miami, Monte Carlo… Gdzie się wyprowadzacie?


Nigdzie, zostajemy w domu.


Ale jakaś pokusa pewnie jest. Jeśli nie teraz, to już niebawem. Najlepsi ludzie tenisa funkcjonują w takim właśnie świecie. W ogóle to wszystko, czego dokonała Iga, jest na przekór wszystkiemu. Na pewno wbrew systemowi, który w naszych warunkach nie powinien dać tenisistki, która wygrywa turniej wielkoszlemowy.


W którymś z wywiadów spontanicznie powiedziałem, że jesteśmy zespołem „Made in Poland”. Zrobiliśmy wszystko w Polsce, mamy polskich trenerów, tylko od czasu do czasu trenujemy tam, gdzie są lepsze warunki atmosferyczne. Przecież to jest bardzo fajne, na pewno się z tego cieszę. Wydaje mi się, że Iga jest typem zawodniczki, która pewnie nie umiałaby wyprowadzić się do innego kraju. Raczej jest tak, że po dłuższym wyjeździe bardzo chce wrócić do domu. Tu się resetuje, znajduje odskocznię. Czy zrobi to w Monte Carlo lub Miami? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Tym bardziej że Iga jest jeszcze bardzo młoda, ma 19 lat, momentami – będę bardzo szczery – to jeszcze dziecko. Osiągając tak wielki sukces bardzo szybko wydoroślała, dzieje się to z dnia na dzień. Ale czy wyjedzie? Na pewno zawsze będzie chciała tu wracać.

 

ZOBACZ TAKŻE: Polska dominacja! Iga Świątek i Robert Lewandowski najlepszymi sportowcami Europy


Mówił Pan o rozszerzeniu Waszego teamu. Tak szczerze, poza ludźmi, których starannie przeselekcjonowaliście i włączyliście ich do grupy, jak wiele tzw. rzepów znalazło się w Waszym otoczeniu? Rzepów, czyli tych, którzy chcieliby skubnąć z tego tortu coś dla siebie.


Pewnie jest tak dzieje. Wiem natomiast, że tak jak przed, tak i po sukcesie jest bardzo wielu doradców, każdy chce coś podpowiedzieć. Padają oczywiście propozycje zrobienia wspólnego biznesu, ale traktujemy to z przymrużeniem oka. Poza tym pieniądze, które Iga wygrała w Paryżu, są jej, mnie nic do tego. Mogę co najwyżej jej doradzić. Generalnie jednak do wszystkiego podchodzimy niezwykle ostrożnie.


Jakie są Wasze plany na 2021 rok?


Grubych planów nie ma, poza tym, żeby Iga utrzymała się w czołowej dwudziestce rankingu WTA [obecnie jest 17. – red.]. No i igrzyska olimpijskie, Iga chce tam dobrze wypaść, pod warunkiem, że w ogóle dojdzie do tego święta w Tokio. Wielkie szlemy? Powiem uczciwie, że trudno jest cokolwiek prognozować, specyficzny będzie już najbliższy wyjazd do Australii. Po przylocie cała ekipa przejdzie od 15 do 30 stycznia ścisłą kwarantannę pod rygorem dyskwalifikacji za złamanie regulaminu. Dla każdego zawodnika będzie to trudne, dla Igi także. Siedzenie 19 godzin w pokoju przy pięciogodzinnej możliwości wyjścia na trening i posiłek jest niezwykle uciążliwe. Z drugiej strony, jeśli ktoś uniesie to mentalnie, to i wynik może być bardzo dobry. Już podczas US Open, kiedy wszyscy tenisiści zostali odcięci od świata i funkcjonowali w systemie „hotel – kort”, było niezwykle trudno. Ale zaprocentowało, bo po przyjeździe do Paryża Iga wiedziała już, co ją czeka. Wracając do Australian Open, obiecują tam, że po przejściu kwarantanny będzie można normalnie funkcjonować, nawet poruszać się bez maseczek. Iga zapisała się do treningów przez pierwszy tydzień z Eliną Switoliną, szybką, silną tenisistką, więc o formę przygotowań byłbym spokojny. A co będzie dalej? Byłbym mądrzejszy, gdyby nie COVID, teraz nie można niczego planować.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie