15 rund z Andrzejem Kostyrą: Jest Foreman, Gołota, kaszanka z Komarem...

Sporty walki
15 rund z Andrzejem Kostyrą: Jest Foreman, Gołota, kaszanka z Komarem...
Fot. Polsat Sport
Andrzej Kostyra w zawodzie dziennikarza sportowego jest od 50 lat!

Piętnaście rund (nie po pięściarsku 45 minut, bo tematem był nie tylko boks) z Andrzejem Kostyrą nie było wolne jak keczup, a wprost przeciwnie: szybko i na wesoło rozmawialiśmy między innymi o jego dziennikarskim starcie, nowych i starych czasach polskiego boksu, litewskiej wódce z Jurkiem Kulejem i kaszance z Władkiem Komarem, ulubionych sportach Andrzeja, wielkich wspomnieniach i nadziejach na 2021. Zapraszam na obszerne fragmenty.

Początki dziennikarskie: "Niech będzie, że w dziennikarstwie sportowym jestem przez pół wieku. Zaczęło się przez przypadek: skończyłem studia prawnicze w Warszawie, potem miałem praktykę w takim przedsiębiorstwie w Białymstoku, odrabiałem stypendium - 225 złotych, takie były wtedy stypendia. Ale nie było to coś, co mnie interesowało, więc zdałem egzamin na studia dziennikarskie, bo wtedy takie studia były po tytule magisterskim. Był tam jednym z wykładowców znany dziennikarz TVP Jerzy Mrzygłód, który widział moje zainteresowanie sportem i zaproponował praktykę w dziale sportowym katowickiego "Sportu”. Po półtora roku dostałem tam etat, wszyscy interesowali się piłką, ale piłka nożna była zajęta - było dwóch znakomitych specjalistów: niedawno zmarły Andrzej Gowarzewski i Grzegorz Stański. Redaktor Mrzygłód wysłał mnie na boks i od tego się zaczęło - najpierw mecze ligowe, potem mistrzostwa Europy juniorów w Kijowie, gdzie poznałem pierwszych znakomitych bokserów, bo przecież Kazio Szczerba tam zdobył brązowy medal, to samo Leszek Kosedowski, byli inni znani pięściarze. Tak to się potoczyło (...)

 

Kiedy skończył się polski boks amatorski: Kiedy zakończyła się liga i kiedy skończył się sponsorat zakładów pracy. Wojsko, policja wspierały kluby bokserskie, kopalnie wspierały, później to zaczęło umierać. Nie było też później takiego "dopingu", a najlepszym jest wiadomo medal olimpijski. A ostatni medal olimpijski wiadomo - Wojtek Bartnik w Barcelonie. Byłem tego świadkiem, bo to był mój debiut na igrzyskach olimpijskich. Nie byłem wtedy komentatorem, bo nim był Lucjan Olszewski. Ze względu na sympatie bokserskie i to, że z Lucjanem współpracowałem, bo pisałem do miesięcznika "Bokser", nasze redakcje były przez ścianę, poszedłem go odwiedzić. 

 

Wywiad z George Foremanem: Właśnie w Barcelonie przeprowadziłem jeden z moich najbardziej pamiętnych wywiadów -  z Georgem Foremanem. Foreman był wtedy komentatorem  stacji telewizyjnej NBC. Byłem u Lucjana, patrzę, a tu siedzi George Foreman. Podszedłem do niego, powiedziałem, że jestem z telewizji polskiej, zapytałem czy można porozmawiać. "Nie ma problemu, dawaj!" - odpowiedział. Na to ja: "Moment, mamy tylko trzy kamery: jedna jest na koniach, druga gdzieś tam!”. Kamera się znalazła, przeprowadziłem wywiad z Foremanem, jeden z moich ulubionych: rozmówca wspaniały, no i był pretekst, żeby z nim porozmawiać. Zaczynam rozmowę od zdania: "Co ci mówi nazwisko Lucjan Trela?" Inteligentna bestia, wiedział, że musi mu coś mówić, ale ja powiedziałem "Trela" po polsku, a kto wie, jak on to nazwisko znał (wymówione) po angielsku? Odparł: "Powiedz ty, wiesz lepiej". To jest facet, który boksował z tobą na igrzyskach olimpijskich w Meksyku, jedyny, którego nie znokautowałeś, który sprawił ci olbrzymie kłopoty, wygrałeś z nim niejednogłośnie". Wtedy otworzyły mu się klapki: "Tak, tak pamiętam! Taki mały, skakał w górę jak Tony Galento!” Wspaniały rozmówca! 

 

Dziennikarstwo kiedyś i dziś: Ty czy ja (nasza generacja dziennikarska) byliśmy uprzywilejowani: mieliśmy bezpośredni kontakt z największymi gwiazdami. Nie był problem spotkać się z Andrzejem Gołotą, z Kazimierzem Górskim. Kaziu przychodził do naszego oddziału katowickiego "Sportu" w Warszawie, na Wiejskiej 12 - rozmawialiśmy, piliśmy koniaczek. Przychodził Jurek Kulej, który przecież też był mega gwiazdą, dwukrotny złoty medalista olimpijski, gawędziliśmy o boksie, o sporcie, coś popijaliśmy - był taki prezes Polskiego Związku Bokserskiego, Witek Sienkiewicz, który przynosił litewską słoninę i wódkę. Po drugiej stronie ulicy była kawiarnia "Frascati", przychodził tam Kazio Deyna, można było z nim pogadać. Władek Komar, mistrz olimpijski był w domu moich rodziców, jedliśmy grzaną kiełbasę, kaszankę. Inne czasy, teraz tego nie ma. (...) Jeszcze jedna różnica - wszechstronność. Podam przykład Janusza Pindery z którym tyle lat się znamy, tyle lat działamy. My z Januszem byliśmy na Formule 1, rozmawialiśmy z Jacquesem Villeneuve, mistrzami świata F1; jeździliśmy na wyścigi motocyklowe, byliśmy na polu golfowym Pebble Beach, czy rozmawialiśmy o skokach narciarskich z Adamem Małyszem, na igrzyskach i nie tylko na igrzyskach. Teraz dziennikarz jest zaszufladkowany - nawet nie do jednej dyscypliny, ale często jednego klubu.

 

Ulubione sporty, jest boks, jest tenis, na trzecim miejscu ...jest futbol amerykański. Tenis też dlatego, że gram - przed pandemią 4-5 razy w tygodniu, mam trzech przeciwników, którzy są ode mnie 100 lat młodsi. O najlepszej tenisistce świata Karolinie Woźniacki, jestem zaszczycony, że pisałem zanim ludzie o niej wiedzieli, byłem na jej meczach zanim jeszcze była znana. Od wielu lat oglądam wszystkie spotkania National Football League, każdy mecz. Czekam teraz na półfinały, chyba kibicuję Buffalo Bills, bo tacy nieszczęśliwi, tyle lat przegrywali. Nie lubiłem jednego klubu, bo tam były oszustwa - New England Patriots. Muszę do mojej listy dodać MMA, bo w to się wciągnąłem, bardzo cenię to, co robią. Mają  sukcesy, których nie ma w boksie, to co robi Janek Błachowicz, Joanna Jędrzejczyk, Mateusz Gamrot - to wszystko mnie cieszy. Wykupuję PPV i oglądam.

 

Walka życia: Gołota - Bowe 2. Nie zapomnę do ostatnich dni. Do dzisiaj, jak przypominam sobie o tej walce, dramatyzmie, to po prostu dreszcze mnie przechodzą. Trzęsły mi się ręce, jak notowałem co się działo, potem nie mogłem tego odczytać. Nie żyliśmy w czasach gladiatorów, którzy toczyli pojedynki na śmierć i życie... ale oni byli na granicy śmierci.

 

Czy "wolny jak keczup" to numer 1: Tych powiedzonek jest dosyć dużo, czasami je wtrącam, bo ile to można mówić  "lewy prosty, prawy prosty" - to wszystko widać. Od czasu do czasu trzeba coś dodać, żeby ludzie się obśmiali. To Wańkowicz już mówił, żeby się zrelaksować. Bo walki oglądają kibice bokserscy, ale też ich żony, które może boksem nie są tak zainteresowane. Czy "wolny jak keczup" jest numer 1? Chyba tak, ale jest jeszcze "solidny jak drzwi w kościele", trochę się tego uzbierało...

 

Polskie P4P wszech czasów: Numer 1 bez podziału na kategorie wagowe to Tomek Adamek, dalej Darek Michalczewski. Wahałem się , który bo obaj wygrali dwa tytuły mistrza świata, jednak Tomek, bo walczył o trzecie mistrzostwo świata, choć Darek był blisko wyrównania rekordu Rocky Marciano. Trzecie - Andrzej Gołota, bo według mnie był mistrzem świata nie przegrywając ani z Johnem Ruizem ani Chrisem Byrdem. Miejsce czwarte "Diablo" Włodarczyk, miejsce piąte to Krzysiek Głowacki.

 

 

Przemysław Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie