O co chodzi w proteście mediów? Wyjaśniamy
Od środowego poranka nie można było przeczytać ani obejrzeć wiadomości na sportowych kanałach Polsatu oraz w portalu polsatsport.pl. Specjalna wersja serwisu miała związek z akcją "Media bez wyboru". W proteście zjednoczyły się liczne prywatne media, które opublikowały wspólne oświadczenie. O co chodzi w proteście mediów? Wyjaśniamy w 10 punktach.
"Media bez wyboru". Reakcje polityków, dziennikarzy i internautów
Media, które przyłączyły się do akcji "Media bez wyboru", na swoich stronach internetowych publikują list otwarty do władz RP i liderów ugrupowań politycznych. List został podpisany m.in. przez Agorę S.A., Dziennik Wschodni, Edipresse Polska, Grupę Eurozet, Kino Polska TV S.A., Polska Press Grupę, Ringier Axel Springer Polska, TVN S.A. i Telewizję Polsat.
Czego dotyczy protest i jaka jest argumentacja mediów? Wyjaśniamy:
Projekt ustawy o składce mediów na walkę z epidemią to tak naprawdę de facto nowy podatek.
Wbrew twierdzeniom strony rządowej, nie ma nic wspólnego z walką z epidemią i zwalczaniem Covid – w treści ustawy nie pojawia się ani razu słowo epidemia czy Covid.
Media prywatne działające w Polsce zostaną pozbawione do 15 proc. swoich przychodów.
Dla dużej części mediów będzie to równoznaczne z perspektywą ograniczenia działalności lub wręcz bankructwa. Wiele mediów funkcjonuje w Polsce z rentownością na poziomie kilku procent. Odebranie im do 15 proc. środków może oznaczać ich stopniowy upadek.
Polacy mogą stracić stracą powszechny dostęp do wysokiej jakości rozrywki, filmów, seriali, muzyki, kultury, sztuki oraz sportu.
Polskich mediów nie będzie stać na tworzenie takiej liczby programów i treści jak dotychczas. Szacuje się, że Polacy obejrzą w ciągu roku około 1000 odcinków mniej ulubionych seriali czy kilkuset filmów czy 1000 godzin transmisji sportowych.
Nowy podatek i odebranie mediom kolejnych 15 proc. przychodów, a co z tego wynika mniej produkcji - może oznaczać zwolnienia pracowników.
Skoro będzie mniej produkcji, to może to oznaczać mniejsze zapotrzebowanie na pracowników - zarówno jeśli chodzi o pracowników mediów, jak i artystów – reżyserów, aktorów, piosenkarzy, scenarzystów, osób zatrudnionych w realizacji i produkcji telewizyjnej, a także dziennikarzy oraz osób tworzących treści np. dla portali internetowych. Zagrożone są więc setki tysięcy osób w szeroko rozumianej branży mediów w Polsce. Część miejsc pracy raczej na pewno zostanie na pewno zlikwidowana.
Podatek dotknie wszystkie media w Polsce – w zasadzie oprócz publicznych.
Podatek jest uderzeniem w cały sektor mediów w Polsce, poza publicznymi. Podczas gdy media publiczne otrzymują w sumie z kieszeni każdego Polaka 2 mld złotych, media prywatne są obciążane dodatkowy podatkiem w wysokości 1 mld złotych.
Co więcej, tak naprawdę twierdzenie, że media publiczne również zapłacą ów podatek jest o tyle nieuczciwe, że można się spodziewać, że rządowy fundusz przekaże pieniądze mediom publicznym. Innymi słowy – media publiczne i tak dostaną swoje pieniądze.
To Polacy, widzowie powinni decydować co chcą oglądać, czego słuchać i co czytać.
Dzisiaj media tworzą treści, programy, audycje zgodnie z oczekiwaniami widzów. Na co dzień miliony widzów decydują, co chcą oglądać – to jest ich wybór. Media finansowane przez reklamę starają się więc tworzyć programy o wysokiej oglądalności, trafiające w oczekiwania szerokiej grupy widzów. Widzowie decydują co chcą oglądać w najbardziej demokratyczny sposób, czyli za pomocą pilota do telewizora. Widzowie sami najlepiej wiedzą, czego chcą.
Autorzy projektu twierdzą, że z podatku powstanie fundusz, który będzie przeznaczony na wsparcie kultury i dziedzictwa narodowego w obszarze mediów. Fundusz ten będzie mógł decydować, co mają tworzyć media. A to widzowie sami najlepiej wiedzą, czego chcą.
Ponadto media prywatne w Polsce przeznaczają miliony złotych na tworzenie treści o polskiej historii, kulturze, sztuce i dziedzictwie narodowym. Media prywatne poświęcają tym tematom część swoich kanałów, audycji, seriali, filmów – współfinansują też różne przedsięwzięcia w tym obszarze.
Rząd może zwrócić się do mediów, żeby wskazać im, co jeszcze mogłyby zrobić, ale nie musi tego robić poprzez wprowadzanie nowych ustaw czy podatków.
Podatek mieli zapłacić głównie cyfrowi giganci, a zapłacą polskie, lokalnie działające media.
Niestety niezgodnym z prawdą twierdzeniem jest to, że podatek zapłacą głównie „zagraniczni giganci cyfrowi”. Z szacunków i wyliczeń, jakich dokonały media wynika, że "zagraniczni giganci cyfrowi" zapłacą zaledwie 50-100 mln złotych, podczas gdy polskie media zapłacą go około 800-900 mln złotych.
Czytaj całość na Polsatnews.pl.
Przejdź na Polsatsport.pl