Białoński: Niemiecki pierwiastek w Ekstraklasie

Piłka nożna
Białoński: Niemiecki pierwiastek w Ekstraklasie
Fot. Cyfrasport
Trener Kosta Runjaić jest liderem z Pogonią Szczecin. Szkoleniowiec ma niemiecką licencję i na niemieckiej myśli szkoleniowej opiera swoją pracę

Kosta Runjaić jest liderem z Pogonią, która działa w skromnych warunkach i niemal co roku traci najlepszych graczy, a Peter Hyballa odmienił Wisłę Kraków w zespół prezentujący bodaj najbardziej widowiskowy styl w PKO Ekstraklasie. Niemiecka myśl szkoleniowa dała powiew świeżości w naszej lidze – pisze szef Sportu w Interii Michał Białoński.

Co łączy Runjaicia z Hyballą? Nie tylko niemiecka licencja trenerska. Ich drużyny imponują przygotowaniem fizycznym, wybieganiem. Na dodatek „Portowcy” niemal nie tracą bramek. W 17 spotkaniach pozwolili rywalom na strzelnie jedynie ośmiu, w czym są fenomenem w skali Europy! Nawet w Czechach dominująca nad konkurencją Slavia Praga straciła 11 bramek w 19 meczach (0.58 bramki na mecz, w Pogoni ten współczynnik wynosi 0.47).

 

Oczywiście nikt nie powiedział, że szczecinianie mogą powoli przymierzać koronę mistrzowską na głowy. Legia, która dla porównania straciła aż 17 goli, czai się na dystansie tylko dwóch punktów za plecami lidera.

 

Batalię Śląska z Wisłą miałem przyjemność obserwować z efektownego Stadionu Wrocław. Traf sprawił, że w miniony piątek obok tej areny przejeżdżał także były selekcjoner Franciszek Smuda, u którego wrocławski obiekt wiąże się ze złymi skojarzeniami, na wspomnienie porażki z Czechami podczas Euro 2012.

 

Wróćmy jednak do 17. kolejki Ekstraklasy – we Wrocławiu to plasująca się w dole tabeli Wisła prezentowała się niczym zespół z czołówki, a takim właśnie jest Śląsk.

 

- Wisła ma inną jakość piłkarską niż na początku sezonu. Teraz wiślacy prezentują się bardzo dobrze – cmokał z zachwytu szkoleniowiec Śląska Viteżslava Laviczka i nie było w tym cienia kurtuazji.

 

Hyballa stosuje bezkompromisową taktykę, opartą na ekstremalnie wysokim pressingu. Nie byłaby możliwa jej realizacja bez bazy, jaką jest dobre przygotowanie fizyczne zespołu. Dużo biegania na wysokiej intensywności, do których dochodzi szybkie rozegranie piłki mocnymi podaniami – właśnie to powoduje, że gra „Białej Gwiazdy” jest widowiskowa. Gdyby dołożyć do niej jeszcze skuteczność wykończenia akcji, ale to już jest rola wykonawców, jakich ma w składzie trener.

 

Tymczasem Hyballa dysponuje niemal tym samym zespołem, jakim kierował wcześniej Artur Skowronek, na ławce trzyma aż pięciu młodzieżowców. Fakt,  że w ciągu dwóch miesięcy zdołał drużynę odmienić o 180 stopni jest godny podziwu.  Najlepiej to widać po przypadku Adiego Mehremicia. Bośniak był wyśmiewany na początku sezonu, a teraz wyrósł na jednego z najlepszych stoperów ligowych, za którego kluby zagraniczne chcą płacić niemałe pieniądze. Właściwie wszyscy pozostali wiślacy prezentują się o niebo lepiej – po zimowych, ciężkich przygotowaniach są wycieniowani, znoszą trudy meczu, którego intensywność sami nakładają szalonym pressingiem.

 

Nie będzie cienia przesady w stwierdzeniu, że takiego wpływu na Wisłę, jak Hyballa, nie wywarł nikt od Henryka Kasperczaka, który w 2002 r. zaczął ją prowadzić na podbój Europy. Wtedy siłą krakowian była ofensywna taktyka 1-4-4-2 z wysoko ustawioną linią defensywy, rajdami Kalu Uche i Kamila Kosowskiego na skrzydłach, bramkami Macieja Żurawskiego, Tomasza Frankowskiego i Marcina Kuźby, prostopadłymi podaniami Mirosława Szymkowiaka. Teraz „Biała Gwiazda” prawdziwych gwiazd ma niewiele, za wyjątkiem Kuby Błaszczykowskiego, któremu zdrowie nie pozwala na regularną grę. Jest Yaw Yeboah, ale tak naprawdę to cały zespół błyszczy po solidnych, rozumnych treningach.

 

ZOBACZ TAKŻE: Lech walczy o utrzymanie? To już nie żart!

 

Niemiecki pierwiastek trenerski Runjaicia i Hyballi może wyzwolić zdrową rywalizację z polskimi trenerami i spowodować ich postęp. Jeden z liderów naszych szkoleniowców Michał Probierz wpadł w kryzys, po tym jak po porażce z Wartą podał się do dymisji, która nie została przyjęta. W sobotę jego Cracovia tylko cudem nie przegrała na własnym stadionie z czerwoną latarnią ligi – Podbeskidziem. „Pasy” doprowadziły do remisu po kontrowersyjnym rzucie karnym, a niemal w ostatniej sekundzie meczu młodzieżowiec „Górali” Dominik Frelek, miast do pustej bramki, trafił w słupek.

 

Cracovia ma tylko trzy punkty przewagi nad Podbeskidziem. Jeszcze w grudniu wydawało się, że bielszczanie są skazani na degradację. Tuż przed Bożym Narodzeniem zatrudnili trenera Roberta Kasperczyka, który przez ostatnie cztery lata był szefem skautów w… Cracovii. I Podbeskidzie z Kasperczykiem najpierw pokonało sensacyjnie Legię, później ograło Górnika, a teraz urwało punkty „Pasom”. To pozwala „Góralom” realizować marzenie o uniknięciu degradacji.

 

Jadąc przez śnieżną zadymkę, jaka zaatakowała Wrocław, uświadomiłem sobie jedno - zawodowa piłka w Polsce wytrzymuje mróz i potężne opady śniegu. Starcie Śląska z Wisłą odbyło się bez przeszkód i chyba niepotrzebne były dywagacje trenera Laviczki na temat ewentualnego przełożenia meczu. Murawa nie była zmrożona, siedmiostopniowy mróz nie zagraża rozgrzanym intensywnym bieganiem organizmom. Sędzia Bartosz Frankowski, stoper Śląska Mariusz Pawelec i pomocnik Wisły Gieorgij Żukow biegali w krótkich rękawkach i w niczym im to nie przeszkadzało. Pawelec wykonał najwięcej wślizgów po zaśnieżonej trawie. Nikt nie odniósł kontuzji. Zawodowy piłkarz umie sobie radzić nawet w takich warunkach. Rzecz jasna, spora w tym zasługa nowoczesnych obiektów, jak ten we Wrocławiu. Zadaszone trybuny zatrzymały śnieżną nawałnicę.

Michał Białoński, Interia
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie