Kowalski: W Madrycie kalkulują, z kim Real Madryt zmierzy się w finale

Piłka nożna
Kowalski: W Madrycie kalkulują, z kim Real Madryt zmierzy się w finale
fot. PAP

Powtórka ubiegłorocznego finału czyli starcie Bayernu z PSG skradnie show. To oczywiste po losowaniu ćwierćfinałowych par Ligi Mistrzów, ale nie mniej ciekawa będzie konfrontacja finalistów z 2018 roku z Kijowa czyli Realu Madryt z Liverpoolem.

Rękawice dwóch wielkich trenerów Zinedine Zidane'a i Juegena Kloppa zostały po raz ostatni skrzyżowane w kijowskim finale w 2018 roku. Była to trzecia z rzędu wygrana Liga Mistrzów Zidane'a i ostateczna zapowiedź wspaniałego czasu Kloppa w europejskiej piłce, kolejnego triumfatora LM. Kijów był też ostatnim przystankiem Cristiano Ronaldo w Realu. Jego odejście było szokiem nie mniejszym niż późniejsza decyzja Zidane'a, która zakończyła erę wielkiego sukcesu Królewskich (cztery wzniesione Puchary Europy w ciągu pięciu lat). Liverpool kontynuował ewolucję, wygrał Ligę Mistrzów i wreszcie po latach rodzime rozgrywki, a Real znalazł się w depresji. Julen Lopetegui i Santiago Solari nie byli w stanie zmotywować spasionych sukcesami kotów, a klub dwa razy odpadał w Lidze Mistrzów na poziomie 1/8 finału, w tym blamując się u siebie z Ajaksem (1:4). Sytuacja zmusiła Florentino Pereza do ponownego przekonania Zidane'a, aby przejął dowodzenie i powierzenia mu odpowiedzialności za odbudowę kadry. I trzeba dziś przyznać, że udaje mu się ta sztuka, choć nie bez potężnych zakrętów. Po trzech latach Real znów jest w ćwierćfinale.

 

I znów gra z Liverpoolem. Kluby są w innej sytuacji niż wtedy w Kijowie, ale łączy je jedno: W Lidze Mistrzów odkupiły wszystkie grzechy ostatnich miesięcy. Liga Mistrzów ratuje je zarówno sensie sportowym, wizerunkowym, jak i finansowym. Taki stan rzeczy dla jednej ze stron potrwa tylko do spotkania rewanżowego 27 kwietnia. Wczytując się w hiszpańskie media, można odnieść wrażenie, że po wylosowaniu ekipy „The Reds” madrytczycy… głęboko odetchnęli.

 

Stołeczny dziennik „El Mundo” pisze, że parę miesięcy temu trafienie na Liverpool wywołałoby w Madrycie przyspieszony oddech. Realu, ale też jakiegokolwiek innego zespołu w Europie. A teraz: „no nie jest to tak komfortowy rywal jak FC Porto, ale też nie musimy przecież grać z City lub Bayernem”. Z tymi największymi rywalami Real nie zmierzy się aż do zakładanego wielkiego finału. Tak samo jak z PSG. W ten sposób ustalono bowiem drabinkę gier (przed półfinałami losowania już nie będzie).

 

Hiszpanie zbudowani ostatnim popisem Realu z Atalantą, gdzie widzieliśmy znów polot, ale i dominację wynikającą z ogromnego doświadczenia i wyrachowania, przypominają liczby statystyki ćwierćfinałowego rywala:

 

Sześć kolejnych porażek u siebie (rekord wszech czasów). 25 punktów straty do prowadzącego Manchesteru City. Mówiąc brutalnie: ostatnich miesiącach „The Reds” zeszli do slamsów.

 

Dziennikarze i eksperci z Półwyspu Iberyjskiego zaznaczają jednak, że Liverpool to zraniona bestia, ale jednak wciąż bestia. Tacy gracze jak Salah, Mane, Firmino, Fabinho, Alexander-Arnold wciąż są na Anfield. Teraz również nowi Thiago, Diogo Jota. No i Juergen Klopp, który próbuje załatać potężną dziurę powstałą na skutek długotrwałych urazów Van Dijka, Gomeza, Matipa…

 

Brak ich naturalnych obrońców doprowadził do tego, że Fabinho i Henderson byli ustawiani w defensywie, choć wcześniej w tej piekielnej machinie Kloppa odgrywali kluczową rolę w szybkim przenoszeniu piłki do ataku właśnie w formacji środkowej. „Klopp rozebrał jednego świętego, aby próbować ubrać drugiego” – zauważa „El Mundo”. Obrona straciła siłę, a pomoc przestała działać, bo Wijnaldum został pozbawiony odpowiedniego wsparcia. W ataku Salah wciąż strzela (25 goli we wszystkich rozgrywkach), ale Firmino (6) i Mane (12) obniżyli lot.

 

Ostatnio coś drgnęło. Klopp zdecydował się na powrót Fabinho na swoje miejsce. A za ich plecami stawia wypożyczonego z Schalke Kabaka i twardziel Philipsa lub R. Williamsa. Chociaż próba jest nadal niewielka, postęp widać (dwa zwycięstwa w dwóch ostatnich grach).

 

I teraz jest pytanie: czy Liverpool będzie kontynuował swój rozwój, a przed wszystkim czy wysforuje się na czwarte miejsce (na razie ma 5 punktów straty). Jeśli tego nie zrobi, wygranie tej edycji Ligi Mistrzów będzie jedynym sposobem na start w rozgrywkach w następnym sezonie. A to jest konieczność przede wszystkim ekonomiczna dla klubu z takimi pensjami i wydatkami jak Liverpool.

 

Tego typu presja wydaje się być większa po stronie mistrzów Anglii. I w tym też Hiszpanie upatrują swojej szansy.

 

Jeśli Real wyeliminuje zwycięzcę Premier League, spotka się w półfinale ze zwycięzcą dwumeczu Porto - Chelsea. Z drugiej strony drabinki w boju wykrwawiać się będą PSG z Bayern i Manchester City z Borussią Haalanda.

 

Co prawda jeszcze nie bardzo głośno, ale w Madrycie już kalkulują z kim ekipa Zidane'a zmierzy się w… finale. Byłby to piąty taki mecz Realu w ciągu ośmiu lat. No, a jeśli się tam znajdzie, to wiadomo… W żadnym z czterech poprzednich Królewscy nie przegrali.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie