Iwanow po meczach kadry Sousy: Czy leci z nami pilot?

Piłka nożna
Iwanow po meczach kadry Sousy: Czy leci z nami pilot?
Fot. Cyfrasport
Paulo Sousa ma nad czym myśleć po tych trzech meczach...

Czy bez zmiany „polskiej myśli szkoleniowej" na portugalską mielibyśmy więcej punktów po trzech marcowych spotkaniach eliminacji do mistrzostw świata? Tego nigdy się nie dowiemy, ale już po meczu w Budapeszcie z Węgrami dotarło do mnie sporo głosów, że z Jerzym Brzęczkiem tego meczu byśmy nie przegrali. I taka refleksja pojawiła się już po debiucie nowego selekcjonera.

Wynikowo - generalnie - jeszcze nic szczególnie złego się nam nie przytrafiło. Tabela naszej grupy, z której patrzymy na resztę stawki  dopiero z czwartego miejsca, nie wygląda oczywiście korzystnie. Ale trzeba brać pod uwagę, że kalendarz zafundował nam dwa wyjazdy do najmocniejszych rywali, więc „najgorsze” mamy za sobą.

 

Poza tym mity o chęci zajęcia pierwszego miejsca i tak wkładałem między bajki. Realna była, jest i będzie, jedynie druga lokata. A potem dwustopniowe baraże, gdzie spotkać nas może średnia przyjemność trafienia na Holendrów, Szwedów, Czechów albo Rosjan. Droga do Kataru faktycznie jest daleka. A ja nie widzę na razie, by ten, który ma nas po niej prowadzić, faktycznie może pełnić rolę futbolowego mesjasza.

 

Opisana pięknymi słowa filozofia gry Paulo Sousy na razie nie dociera do polskiego piłkarza. Nie jest on (polski piłkarz) ani Hiszpanem, ani Portugalczykiem więc w genach ma nieco inne wzory zachowań. To nie przypadek, że Primera Division od lat – poza drobnymi wyjątkami – nie sięga po naszych rodaków, a jeśli już – to i tak liga szybko ich „wypluwa”.

 

Tak jak Damiana Kądziora, który nie dał sobie rady w przeciętnym, żeby nie powiedzieć słabym Eibar. Benfica, Sporting, Porto, kapitalne miejsca do rozwoju, mają tak dobre szkolenie i scouting rynku południowo-amerykańskiego, że w ogóle na Polaków nie zerkają. Naszym odległym wspomnieniem są występy tam Andrzeja Juskowiaka, Grzegorza Mielcarskiego czy bramkarzy Józefa Młynarczyka i Andrzeja Woźniaka.

 

ZOBACZ TAKŻE: Lewandowski zabrał głos w sprawie swojej kontuzji

 

Grywamy za to w Championship, lidze rosyjskiej, słabszych klubach Serie A – wyłączając Zielińskiego i Szczęsnego, albo Bundesligi, ponad którą i tak wybija się tylko osoba najlepszego piłkarza świata. Takie mamy realia, więc nagle nie nauczymy się rozgrywać piłki od obrońców bo jedyny, który potrafi to robić – Sebastian Walukiewicz – w ogóle nie otrzymał powołania. Tak samo jak Tomasz Kędziora, który na pewno przydałby się co najmniej jak back-up Bartosza Bereszyńskiego. Wahadła? Super pomysł. Tylko ilu naszych piłkarzy ma doświadczenia pełnienia takiej roli w swoich klubach?

 

Brzęczkowi zarzucano – moim zdaniem niesłusznie – że w jego drużynie nie było hierarchii. Uważam, że była. I z łatwością można było przewidzieć jaka co mecz wybiegnie jedenastka. Teraz nie wie tego nawet drużyna, dowiadując się o składzie na dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania.

 

Lider obrony Kamil Glik rozpoczyna eliminacje na ławce. Kto oprócz Jana Bednarka zyskał miano trzeciego stopera? „Bereś” jest pół-prawym stoperem czy wahadłowym? Maciej Rybus czy Arkadiusz Reca? Kto drugim napastnikiem? Kamil Jóźwiak to gracz podstawowego składu czy jednak „joker”? Po co do kadry powołania otrzymali Sebastian Kowalczyk i Bartosz Slisz?

 

Eliminacje do mistrzostw świata to nie są przygotowania do EURO, tu trzeba punktować. Wiecie już, jak zagramy ze Słowacją, Szwecją i Hiszpanią na mistrzostwach Europy? Bo ja nie. Oby ta wiedza, po tym co zobaczyliśmy w marcu, znajdowała się w głowach sztabu naszego selekcjonera.

 

Obawiam się jednak, że czerwcowe spotkania towarzyskie z Islandią i Rosją znów mogą stać się okazją do eksperymentów. A te – jak mówił trafnie Bogusław Kaczmarek – najlepiej sprawdzają się w laboratoriach…

 

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie