Antoni Piechniczek o Sousie: Miał prawo do ryzyka, ale już nie może eksperymentować

Piłka nożna
Antoni Piechniczek o Sousie: Miał prawo do ryzyka, ale już nie może eksperymentować
Fot. Cyfrasport
Piechniczek: Każdy trener ma prawo do eksperymentów. Musi jednak minimalizować stopień ryzyka, redukować je do minimum. Błędem, który wszyscy mieli prawo wytknąć Sousie, było z pewnością nie wystawienie Glika w pierwszym meczu z Węgrami.

Sousa musi teraz zbudować szkielet. Musi sobie powiedzieć, że Glik to podstawowy obrońca, a do tego dochodzi Bednarek i może Helik, bo jemu warto dać szansę mimo błędów. Analogiczne decyzje muszą zapaść odnośnie pozostałych formacji. Przyjmijmy, że piłkarze i Sousa się poznali, więc teraz będzie już tylko lepiej. Ja na to liczę – mówi legendarny trener reprezentacji Polski Antoni Piechniczek.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Po przegranej z Anglią, prezes Zbigniew Boniek mówi, że świat się nie zawalił, ale już Grzegorz Lato uważa, że potrzebujemy cudu, żeby pojechać na mundial.

 

Antoni Piechniczek, były selekcjoner reprezentacji Polski: Anglia jest faworytem naszej grupy, co potwierdziła trzema wygranymi meczami. Nasza drużyna będzie walczyła o drugie miejsce z Węgrami i Albanią. Tak bym to ujął.

 

A jakie ma pan wrażenia po otwarciu eliminacji i trzech pierwszych meczach Paulo Sousy w roli selekcjonera?

 

Sytuacja jest niewesoła. Dobrze, że potrafiliśmy odrobić straty z Węgrami, bo tam się różnie to mogło potoczyć. Mamy jednak remis. Taki sam wynik mogliśmy przywieźć z Wembley.

 

To dlaczego się nie udało?

 

Nie odpowiem wprost. Mam natomiast pewne przemyślenia odnośnie eksperymentów personalnych w kadrze. Każdy trener ma prawo, by je robić. Musi jednak minimalizować stopień ryzyka, redukować je do minimum. Błędem, który wszyscy mieli prawo wytknąć Sousie, było z pewnością nie wystawienie Glika w pierwszym meczu z Węgrami. Odwrotnie wygląda sytuacja z Helikiem, który gra z Węgrami i robi błąd, a z Anglikami to powtarza. Po jego niepotrzebnym wślizgu sędzia odgwizduje karnego, po którym tracimy gola. Jasne, my też mogliśmy mieć karnego. Jakby był VAR, to mielibyśmy go na pewno po ręce Anglika w polu karnym.

 

Wróćmy jednak do ryzyka.

 

To dopowiem, że Sousa zna się na piłce i ma nadal moje zaufanie, ale jednak musi się liczyć z tym, że w tej sytuacji pojawią się wokół niego wątpliwości. Związane właśnie z tym brakiem minimalizowania ryzyka. Pewne osoby będą miały do niego żal o różne kadrowe decyzje.

 

Puentując...

 

Trener Sousa miał prawo do ryzyka, bo objął reprezentację tuż przed eliminacjami. Należało jednak ograniczyć roszady wykonywane w obronie i zaufać najbardziej doświadczonemu Glikowi od pierwszego meczu. Inna sprawa, że w Heliku drzemią duże możliwości i mimo potknięć w dwóch meczach nie odstawiłbym go definitywnie od kadry. A w ogóle jeszcze nas czeka dużo emocji, a jeśli na mecz z Węgrami będą mogli wejść kibice, to może zabraknąć wejściówek. Taki będzie ciężar gatunkowy tego spotkania. Z tym zastrzeżeniem, że to będzie spotkanie o drugie miejsce.

 

ZOBACZ TAKŻE: Liga Mistrzów w Polsacie Sport. Wszystko co powinniście wiedzieć 

 

A nie ma pan po tych pierwszych meczach uczucia niedosytu. W sumie ułożyły się tak, że może było urwać kilka punktów więcej.

 

Oczywiście, że jest niedosyt. Mecz na Węgrzech był do wygrania, choć oni mogą z kolei powiedzieć, że zremisowali na własne życzenie, bo dwukrotnie prowadzili w tym tak ważnym meczu. Istotne dla nas, że skończyło się remisem i piękną bramką Lewandowskiego. To może być trafienie na wagę awansu. Tak myślę. Co do Anglii, to oni chcieli wygrać minimalnym nakładem sił. Trzeba im jednak oddać, iż zdobyli bramki w tych fragmentach meczu, kiedy musieli ją za wszelką cenę zdobyć. Szybko otworzyli wynik na 1:0, a w końcówce, kiedy zanosiło się na remis, zdobyli drugiego gola. Jakby tam było pełno ludzi na trybunach, to oni na pewno zagraliby inaczej. Kibice wygwizdaliby ich za taką grę, jaką pokazali w meczu z nami.

 

Co pan ma na myśli?

 

To, że Anglicy spinali się wyłącznie w tych momentach, gdy im na czymś zależało. Chcieli wyjść na prowadzenie, żeby sobie ułożyć mecz i zrobili to. W końcówce chcieli wygrać i też dopięli swego. Na marginesie, to przy 1:1 Augustyniak miał okazję i mógł im pokrzyżować plany. W trenerskiej analizie trzeba być jednak obiektywnym, dlatego raz jeszcze powtórzę, że tamten mecz z Anglikami tak się ułożył, bo oni chcieli zwyciężyć bez wkładania większego wysiłku. Stąd pewne wrażenie, że mogło być lepiej.

 

To smutna refleksja.

 

Na dokładkę ich stoper zrobił błąd, jakiego my nie zrobiliśmy w obronie. Taka strata piłki w polu karnym, to może być na poziomie juniorskim, a nie reprezentacyjnym. Tu mały plus dla naszych obrońców, że choć mówiliśmy o nich źle, to takich byków nie robili.

 

Tu bym polemizował, bo jednak sprokurowanie karnego w sytuacji, gdy piłka była praktycznie na aucie, to było słabe.

 

To prawda. Helik miał blokować, bo to był ostry kąt i rywal nie był w stanie nic zrobić.

 

A pana zdaniem, to miało prawo się udać. Bez żadnego meczu towarzyskiego, tylko na podstawie rozmów z zawodnikami. Czy mogliśmy w takiej sytuacji oczekiwać czegoś więcej?

 

Selekcjoner rozmawia z piłkarzami, obserwuje ich na treningach, na meczach i wyciąga wnioski. I myślę, że Sousa to zrobił, bo przecież wielkiej rewolucji w kadrze nie było. Brzeczek, gdyby został, byłby w identycznej sytuacji. Też rozpocząłby te eliminacje bez żadnej próby towarzyskiej. Ja mam takie wrażenie, że Sousa trochę zderzył się z tym, co ja przeżywałem na mistrzostwach świata w Meksyku. Wtedy stare odeszło, a nowe jeszcze nie zadziałało. Ja miałem wtedy grupę zawodników, która zdobyła trzecie miejsce w Hiszpanii, ale miałem też takich, którzy potem, przez lata, stanowili o sile reprezentacji. W Meksyku jednak jeszcze nie zagrali. Teraz Sousa ma trochę tak samo. Z tym że u niego stare zostało, a nowe jeszcze nie działa.

 

Czyli nie zgadza się pan z moją tezą?

 

W tej drużynie są zawodnicy, którzy przeżyli wielu selekcjonerów. Ile Lewandowski miał takich spotkań, w których coś się zaczynało? Odpowiem, że dużo. Nie zgadzam się z tezą, bo ci sami piłkarze grali u Brzęczka. Dla nich to był pierwszy mecz u Sousy, ale podchodzili do niego z dużym bagażem doświadczeń. Jakby doszło do rewolucji, to mówiłbym inaczej, ale tej rewolucji, jak wspomniałem, nie było.

 

Było za to kilka dziwnych decyzji.

 

To prawda. Ja też się zastanawiam, czy Jóźwiak, który zagrał dobry mecz z Węgrami, musiał być na Wembley rezerwowym. Albo czy należało wracać do Helika. Nie ma jednak co rozdzierać szat. Trener Sousa musi teraz inteligentnie podejść do kolejnych spotkań. Już nie może eksperymentować. Musi stabilizować. Przypomnę, że największe sukcesy były w czasach stabilizacji. Trener Górski grał sprawdzoną jedenastką i zajął trzecie miejsce na mundialu, trener Gmoch trochę eksperymentował i było gorzej, choć miejsce w ósemce z perspektywy czasu cieszy. Ja w trakcie mundialu w Hiszpanii zrobiłem jedną zmianę za kontuzjowanego Iwana i też się trzymałem składu. Sousa też musi sobie zbudować szkielet. Musi sobie powiedzieć, że Glik to podstawowy obrońca, a do tego dochodzie Bednarek i może Helik, bo jemu warto dać szansę. Analogiczne decyzje muszą zapaść odnośnie pozostałych formacji. Przyjmijmy, że piłkarze i Sousa się poznali, a teraz będzie już tylko lepiej. Ja na to liczę.

 

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie