Kowalski: Raków w pucharach obnaża Ekstraklasę

Piłka nożna
Kowalski: Raków w pucharach obnaża Ekstraklasę
Fot. Cyfrasport
Nazwanie Rakowa fenomenem nie jest żadną przesadą, z drugiej strony obnaża on w sposób mistrzowski polską ligę. Kluby z Poznania, Wrocławia czy Krakowa, z tradycjami, od lat wspierane przez miasta czy potężnych sponsorów, zatrudniające zawodników za ciężkie pieniądze, powinny się wstydzić, bo przegrywają z Rakowem rywalizację nie tylko na polu sportowym.

Legia pokonała Lechię, potrzebuje już tylko dwóch punktów, aby obronić mistrzowski tytuł, ale nie to było największym wydarzeniem ligowej kolejki. Zwycięstwo drużyny Czesława Michniewicza, sprawiło, że Raków Częstochowa zagwarantował sobie miejsce na podium i grę w europejskich pucharach. Pierwszy raz w historii.

Właściciel klubu Michał Świerczewski napisał na Twitterze, że spełnił się sen kopciuszka, który wszedł na salony. Nawet jeśli przesadził, to naprawdę nieznacznie. Oto reprezentantem Polski na arenie międzynarodowej będzie drużyna, która pięć lat temu grała na trzecim poziomie ligowym. Klub, który pod względem budżetu nie ma równać się z wieloma potężniejszymi rywalami z Ekstraklasy, który przez długi czas nie miał własnego stadionu (pierwszy mecz w Częstochowie odbył się w miniony piątek – 2:0 ze Śląskiem Wrocław), a zespół prowadzi trener bez doświadczenia, rosnąc razem z drużyną.

 

Nazwanie Rakowa fenomenem nie jest żadną przesadą, z drugiej strony obnaża on w sposób mistrzowski polską ligę. Kluby z Poznania, Wrocławia czy Krakowa, z tradycjami, od lat wspierane przez miasta czy potężnych sponsorów, zatrudniające zawodników za ciężkie pieniądze, powinny się wstydzić, bo przegrywają z Rakowem rywalizację nie tylko na polu sportowym. Organizacji i konsekwencji mogłyby się od klubu z Częstochowy uczyć. Choć nie należy rozpatrywać sukcesu Rakowa jedynie przez pryzmat trenera, to jednak jego przykład odzwierciedla sens działania ludzi z Częstochowy.

 

Marek Papszun przejął drużynę w drugiej lidze i krok po kroku szedł z nią wyżej. Gdzie się zatrzyma konkretnie w tym sezonie nie wiadomo, bo jest jeszcze do wygrania finał Pucharu Polski z Arką Gdynia i pojawiła się również możliwość zawalczenia o wicemistrzostwo Polski.

 

Papszun kilka lat temu wymyślił sobie sposób grania, system z trójką obrońców i po prostu dobiera sobie zawodników, jacy są mu do jego realizacji potrzebni. W miarę finansowych możliwości oczywiście. Przy okazji nie ma żadnych sentymentów, swoich żołnierzy, czy zawodników, którzy się zasłużyli i zawsze mogą liczyć na kolejną szansę.

 

Trener z warszawskiego Tarchomina wręcz słynie środowisku z tzw. brutalnej asertywności. Kiedy spotkał jednego z czołowych zawodników w renomowanej klinice, gdzie ten leczył poważną kontuzję, w pierwszej chwili nie zagaił jak zdrowie, ale poprosił, aby gracz się spieszył z leczeniem, bo… ma już kogoś na jego miejsce.

 

Nie jest tajemnicą, że piłkarze za nim nie przepadają, ale za to bardzo szanują. Widzą po prostu, że jest fachowcem i postępuje sprawiedliwie. Podobna rzecz tyczy się jego najbliższych współpracowników. Wciąż ktoś odchodzi, nie wytrzymują intensywności pracy, jaką narzuca trener, który sam nie ukrywa, że jest pracoholikiem. Papszun chce mieć wokół siebie wciąż nowych ludzi, którzy go inspirują.

 

W środowisku panuje przekonanie, że Raków jest jednym z nielicznych klubów ESA, w którym to nie zawodnicy rządzą i w ewentualnym starciu ze szkoleniowcem nie mają szans. W Częstochowie, jak nie idzie, zmienia się personel, a nie trenera. To nie jest tak, że właściciel nie wtrąca się, nie kreuje polityki klubu, nie dyskutuje z trenerem. Ale jednak bardzo mocno liczy się ze zdaniem szkoleniowca. Choćby w kwestii transferów. Tu nie ma takiej możliwości, jak choćby w Legii, gdzie dyrektor sportowy przyprowadza do klubu zupełnie innych zawodników niż życzy sobie trener.

 

Dlatego większość transferów wypala. Także tych zagranicznych. Papszun wyciska z graczy wszystko co dobre jak cytrynę, ale też potrafi kreować. Ci którzy decydują się  przyjść do Rakowa, u Papszuna z reguły rosną albo odżywają. Piątkowski nie tylko podpisał lukratywny kontrakt z RB Salzburg, ale też błyskawicznie trafił do reprezentacji Polski. Rewelacyjnego dziś Cebulę, o którego zabiegało ponad pół ligi, przekonał do siebie swoim projektem, a nie pieniędzmi, których ten mógłby zarobić w innym miejscu więcej. I od razu pojawiły się efekty.

 

Styl, jaki prezentuje Raków to nie są jakieś cuda na kiju. Ale z przyjemnością ten zespół się ogląda. Wielu rywali nie radzi sobie z organizacją gry ekipy Papszuna, doskonałym pressingiem, powtarzalnością, konsekwencją w konstruowaniu akcji od tyłu. No i stałymi fragmentami gry, nad którymi obecnie pracuje Portugalczyk Goncalo Feio. Widać było to wszystko, choćby na przykładzie starcia z Lechem, który ma dużo lepszych graczy, a jednak Raków go zmiażdżył.

 

Czy to co dzieje się w obecnym sezonie jest już limitem drużyny, która bazuje na pomyśle? Czy w takiej konfiguracji można oczekiwać od niej jeszcze czegoś więcej? Zespół, który jeszcze w poprzednim sezonie był beniaminkiem zagra w europejskich pucharach i od razu pojawiło się pytanie, czy to nie są za wysokie progi i czy nie lepiej by było, aby Polskę reprezentował ktoś z teoretycznie większymi możliwościami nawiązania walki. Odpowiedź jest oczywista. Wystarczy rzucić okiem na wyniki wielu wcześniejszych pucharowych prób choćby kolejnych mistrzów Polski…

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie