"Lewy", Furtok i inni czyli najlepsi, polscy snajperzy Bundesligi

Piłka nożna
"Lewy", Furtok i inni czyli najlepsi, polscy snajperzy Bundesligi
Fot. PAP
Robert Lewandowski ma w tym sezonie na koncie 38 bramek. Jeśli zdoła zagrać w dwóch ostatnich meczach ma szansę pobić rekord Muellera. Tylko czy zdoła? Trzymamy kciuki

W oczekiwaniu na kolejne wieści o stanie zdrowia Roberta Lewandowskiego, mając nadzieję, że jednak zagra w dwóch ostatnich kolejkach Bundesligi i pobije lub wyrówna rekord Muellera, prezentujemy TOP5 najlepszych polskich snajperów niemieckiej ligi. "Lewy" jest oczywiście pierwszy, ale kto za jego plecami?

MIEJSCE 5

 

Marek Leśniak, czyli ten, który uciekł

42 bramki w Bundeslidze

 

Człowiek wyjątkowy choćby ze względu na datę urodzenia. Przyszedł na świat 29 lutego, a że ta data pojawia się jedynie w latach przestępnych, urodziny świętuje 28 lutego lub 1 marca.

 

Żeby grać w Bundeslidze, uciekł ze zgrupowania piłkarskiej reprezentacji w duńskim Aarhus. To był 1988 roku, a więc czas komuny, gdy sportowcy nie mieli takiej swobody jak obecnie. Pomagało mu dwóch kolegów, których nazwisk nigdy nie zdradził. Jeden pilnował drzwi windy, a drugi sprawdzał, czy na dole w hotelu nikt się nie kręci. Leśniak wyszedł z niewielką torbą, przed wejściem czekał na niego samochód. Akcję zorganizował szef Bayeru Leverkusen Reiner Calmund.

 

ZOBACZ TAKŻE: Jest decyzja w sprawie finału LM. Zmiana miejsca!

 

Leśniak po tamtej ucieczce musiał jeszcze wrócić na chwilę do Polski. Jak opisywał kiedyś "Przegląd Sportowy", trochę się tego bał, bo nie miał uregulowanych spraw z wojskiem, wtedy służba była obowiązkowa. Niemcy wszystko jednak załatwili. Bayer zapłacił za niego rekordową wówczas kwotę 3 milionów marek. Przez 4 lata był ważnym zawodnikiem drużyny. Przez jakiś czas był też sąsiadem Rudi’ego Voellera. Wyjazdu mógł żałować jedynie z tego powodu, że część mediów nazwała go zdrajcą ojczyzny, który nie chciał grać dla Polski. To wciąż go boli. Nigdy jednak nie żałował tego, że wtedy uciekł. Do dziś ma wyłącznie polski paszport. Ma firmę, która zajmuje się pielęgnacją zieleni.

 

MIEJSCE 4

 

Artur Wichniarek, czyli król Artur

49 bramek

 

Ekspert Polsatu Sport w listopadzie 1999 roku przeniósł się z Widzewa do Arminii Bielefeld i tak zaczęła się jego ponad 10-letnia przygoda z niemieckim futbolem. Niedawno, w rozmowie z newonce Wichniarek zdradził, że niewiele brakowało, a w ogóle by do tego nie doszło. Jeszcze grając w Widzewie, oglądały go hiszpańskie kluby: Atletico Madryt i Malaga. O zainteresowaniu Atletico poinformował go Zbigniew Boniek. Kiedy Wichniarek usłyszał w słuchawce: Zibi z tej strony, to odłożył, bo myślał, że ktoś go wypuszcza. Boniek zadzwonił drugi raz, Atletico oglądało go w trzech meczach, ale stwierdziło, że jest za mało agresywny. – Powiedziałem im, kupcie sobie tygrysa – wspomina Wichniarek.

 

Do Malagi miał iść na 5 lat, dostać milion dolarów za sezon, ale później oglądali go w meczach, które akurat mu nie wyszły. Może to i dobrze, bo w Bundeslidze pokazał się z dobrej strony. Tam został najlepszym strzelcem 2. Bundesligi, „Królem Arturem”, który z Arminii przeniósł się do Herthy Berlin. Tam nie do końca mu wyszło, ale wrócił do Arminii i znowu był wielki.

 

Początki w Bielefeld miał trudne. Wszedł w buty Bruno Labbadii, który strzelał bramki na zawołanie. Potrzebował czasu na rozkręcenie. Kilka razy go skreślano i dawano kolejną szansę. W końcu odpalił.

 

MIEJSCE 3

 

Andrzej Juskowiak, czyli ten, który nie chciał tam grać

56 bramek

 

Król strzelców igrzysk w Barcelonie z 1992 roku, który potem wyjechał do ligi portugalskiej, a w Sportingu Lizbona grał z obecnym trenerem kadry Paulo Sousą, w niemieckiej lidze zasłynął głównie trzema świetnymi sezonami w Wolfsburgu. W sezonach 1998/1999, 1999/2000 i 2000/2001 strzelał odpowiednio 13, 11 i 12 bramek.

 

Chociaż nie sposób nie wspomnieć też dziwnej bramki Juskowiaka w 2. Bundeslidze, dla Ergebirge Aue. To działo się 16 lat temu. Juskowiak bardziej dośrodkowywał, niż strzelał, ale liczy się to, że finalnie piłka znalazła się w bramce.

 

Co ciekawe Juskowiak nigdy nie chciał grać w Bundeslidze. W rozmowie z klubową stroną Lecha Poznań przyznał kiedyś, że uważał tę ligę za wymagającą w grze i treningu. Na dokładkę uważał, że nie ma tam za grosz finezji. Zdecydował się jednak na ten kierunek, bo w greckim Olimpiakosie, choć strzelał bramki, nie czuł się doceniany. Chciał się pokazać. Z perspektywy czasu docenił Bundesligę. Dała mu sławę i stabilizację. – To było dobre miejsce do tego, żeby czerpać radość z gry w piłkę – przyznał.

 

MIEJSCE 2

 

Jan Furtok, czyli pierwszy przed królem

60 bramek

 

Furtok był pierwszym polskim zawodnikiem, który w Bundeslidze śrubował rekordy strzeleckie. Do Hamburgera SV trafił z GKS-u Katowice za 1,6 miliona marek. W sezonie 1990/1991 omal nie został królem strzelców.

 

Niedawno Anna Furtok, żona piłkarza, opowiadała nam, że przez 7 lat żyli w Niemczech jak w bajce. Z jednej strony dokuczała im samotność, z drugiej strony żyli w pięknym miejscu, w ładnym domu. Dla nich to był cud po wyrwaniu się z zaniedbanego Śląska.

 

Najlepszym okresem Furtoka w Bundeslidze była wiosna 1990 roku, kiedy bił się z Rolandem Wohlfarthem o koronę króla strzelców. W kwietniu kapitanowie drużyn wybrali Furtoka piłkarzem miesiąca. W dwóch meczach strzelił hat-tricka, w dwóch innych zaliczył po dwa trafienia. Finalnie, choć Wohlfarth strzelił więcej bramek, został wybrany przez Kickera najlepszym zawodnikiem Bundesligi. Kibice z Hamburga do teraz są dumni, że mieli Furtoka.

 

Dodajmy, że z HSV przeniósł się do Eintrachtu, gdzie skrócił kontrakt. Na meczu z Juventusem usłyszał od kibiców: Furtok raus (Furtok wynocha). Przejął się tym. Uznał, że stracił swój główny atut, czyli szybkość, że pora wracać. Tak też zrobił. Pięć lat temu zniknął z życia publicznego.

 

MIEJSCE 1

 

Robert Lewandowski, czyli król może być tylko jeden

275 bramek

 

Człowiek, który w Bundeslidze pobił wszystkie możliwe rekordy. Ma już na koncie 9 tytułów mistrzowskich, kilka razy zakładał koronę dla najlepszego snajpera. Jest nie tylko najlepszym Polakiem, jaki kiedykolwiek zagrał w Niemczech. On jest jednym z najlepszych obcokrajowców w Bundeslidze.

 

W tym sezonie walczy o coś naprawdę wyjątkowego. Goni za rekordem wielkiego Gerda Muellera, który w sezonie 1971/1972 strzelił 40 bramek. Lewandowski po ostatnim meczu ma 38. Do rozegrania zostały dwa spotkania. Bayern zmierzy się z niżej notowanymi drużynami z Freiburga i Augsburga, więc wydaje się, że Robert dokona niemożliwego. Pod jednym warunkiem, że uraz jakiego doznał na treningu, okaże się niegroźny. Ponoć tak jest, ale poczekajmy do weekendu. 

 

Niemieckie media przypominają, że Polak lubi grać z rywalami, z którymi zmierzy się Bayern. Freiburgowi już strzelił 18 goli (w 17 meczach), Augsburgowi nawet 20 (w 16 spotkaniach). Z tego wychodzi średnia ponad 1 bramka na mecz. Chyba wszyscy zdają sobie sprawę z tego, co to oznacza.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Walia - Finlandia. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie