Jak zostać królem? Trener zdradza, dlaczego Lewandowski odniósł sukces

Piłka nożna
Jak zostać królem? Trener zdradza, dlaczego Lewandowski odniósł sukces
fot. PAP
W sobotę Robert Lewandowski strzelił 41. bramkę w ostatniej minucie meczu sezonu 2020/2021.

W sobotę Robert Lewandowski strzelił 41. bramkę w ostatniej minucie meczu sezonu 2020/2021. Pobił tym samym rekord Bundesligi należący do wielkiego snajpera Gerda Muellera. Już chyba nikt nie ma wątpliwości, że Polak jest prawdziwym królem. – Dobrze, że kiedyś nie poszedł ze mną do Wisły Płock, bo raczej by się zmarnował i nie dożylibyśmy tej chwili – mówi nam Leszek Ojrzyński, który trenował Lewandowskiego w Zniczu Pruszków, gdzie wszystko się zaczęło.

Robert Lewandowski jest na ustach wszystkich. Łamie kolejne bariery, bije strzeleckie rekordy. Polska nie miała tak wybitnego zawodnika od czasów Zbigniewa Bońka. Zresztą w klubowej piłce Lewandowski osiągnął znacznie więcej niż Boniek. Jak do tego doszło? Wspólnie z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim, który opiekował się Lewandowskim w Zniczu Pruszków, zdradzamy przepis na sukces.


Po pierwsze - dobre wybory


Lewandowski trafił do Znicza z rezerw Legii Warszawa. Za darmo. Akurat złapał kontuzję i Legia oddał go lekką rączką. – Przez pierwsze pół roku po kontuzji strzelił trzy bramki. Jednak popracowaliśmy, wzmocnił się w trakcie zimowej przerwy i poszło. W drugiej rundzie zdobył dwanaście goli i zdobył pierwszą koronę króla strzelców. Potem był awans, następna korona, tak się to zaczęło – wspomina Ojrzyński.


Dodajmy, że Znicz był nieco przypadkowym wyborem (nie chciał tam grać, przekonała go do tego mama), ale już kolejne były bardzo przemyślane. Będąc w Zniczu, odrzucił ofertę wyjazdu do Rosji, choć wpadł tamtejszym menadżerom w oko. Chciał się otrzaskać w Polsce, nabrać doświadczenia, a dopiero potem wyjechać. – Do Wisły Płock też ze mną nie poszedł, choć bardzo go namawiałem – mówi Ojrzyński. – Dobrze się jednak stało, bo pewnie by przepadł i nie świętowalibyśmy rekordu strzeleckiego Roberta w Bundeslidze. Wisła miała wtedy grupę bankietową, wielu zawodników się tam gubiło. Ja sam się na tym potknąłem – wspomina Ojrzyński.

 

ZOBACZ TAKŻE: "Gol Lewandowskiego? Jedyna bramka, o którą może mieć do siebie pretensje"


Gdy już przyszedł moment odejścia ze Znicza, to wolał Lecha Poznań od Cracovii, Legii (ówczesny trener Jan Urban chciał go w drużynie) i Górnika Zabrze. Potem była Borussia Dortmund, wreszcie Bayern. – Każdy krok był w jego wykonaniu przemyślany, dobry, dużo na tym zyskiwał. Do Lecha wszedł z marszu. W Dortmundzie miał trudny początek, ale to z racji przeskoku między Polską i Bundesligą. Potrzebował czasu. Szybko się jednak odnalazł.


Aby lepiej zrozumieć, na czym polega sztuka dobrego wyboru trzeba wspomnieć Bartosza Wiśniewskiego, czyli tego drugiego ze Znicza. Tworzyli z Lewandowskim świetny duet. Ojrzyński mówi, że Wiśniewski był dla Lewandowskiego takim Thomasem Muellerem. – Pracował dla niego i dla drużyny. To był uniwersalny zawodnik. On, w odróżnieniu od Roberta, poszedł ze mną do Płocka i tam przepadł – przypomina Ojrzyński, a my dodajmy, że Wiśniewski gra obecnie w Ząbkovii Ząbki.


Po drugie - determinacja, praca i profesjonalizm


Na treningi i mecze do Pruszkowa dojeżdżał z kolegami. W Zniczu doskonale wiedzieli, że jak na parking podjeżdża srebrny Fiat Brava, to znak, że przyjechał Lewandowski z kumplami. Na początku nikt nie wiązał z nim wielkich nadziei. Skreślony przez Legię, po kontuzji, ktoś nawet powiedział, że to był wrak, a nie piłkarz.


- Nigdy się jednak nie poddawał, choć często było po nim widać, że jest zmęczony. Dojazdami i nauką, bo przecież chodził też do szkoły. W tamtym czasie zdawał maturę. Wszystko to świetnie połączył – wspomina Ojrzyński.

 

ZOBACZ TAKŻE: Amerykańskie media o rekordzie Lewandowskiego. "Z szacunkiem, ale powściągliwie"


Jego były trener mówi o nim: inteligentna bestia. – On wtedy nie wyglądał na zawodnika, który może w przyszłości zostać wielkim snajperem – komentuje Ojrzyński. – Jednak nie poddawał się, za każdym razem wyciskał z siebie maksa. Już wtedy miał cel i wszystko podporządkował jego realizacji. Postawił mocno na samodoskonalenie. Miał swoje założenia. Kiedy zaczął strzelać coraz więcej bramek, to poprawiał kolejne elementy. Nie wychodziły mu rzuty wolne, więc zostawał po treningach tak długo, aż stał się ich egzekutorem w meczach.


Zdaniem Ojrzyńskiego Lewandowski nawet teraz, choć jest po trzydziestce, nie przestaje się rozwijać. Wciąż pracuje nad sobą, poprawia detale, staje się coraz lepszym zawodnikiem. – To się nazywa profesjonalizm – zauważa trener.


Po trzecie - chciał być jak Henry


- Miał swój wzór do naśladowania – wspomina Ojrzyński. – Kiedy był w Zniczu, to chciał być jak Thierry Henry. To był jego idol, zawodnik, któremu chciał w każdym elemencie dorównać, którego próbował naśladować. Teraz już żaden Henry nie jest mu potrzebny. On go już pobił na wszystkie możliwe sposoby. Ważne jednak, że ten Henry kiedyś był uosobieniem jego celów i marzeń. To z pewnością mu pomogło.


Oczywiście z samego gadania, ze ktoś jest idolem, niewiele wynika. Lewandowski poparł jednak to wszystkim tym, o czym pisaliśmy wyżej, czyli determinacją i pracą.


Po czwarte - pokora


Lewandowski, choć pokonywał kolejne szczeble i stawał się coraz to lepszym piłkarzem, nigdy nie zadzierał nosa. – Kiedyś nawet mówiło się, że on jest za mało bezczelny, ale to mu nie zaszkodziło – ocenia Ojrzyński. – Natomiast ta pokora, którą w sobie ma z pewnością mu pomogła – dodaje.


Piłkarz zawsze twardo stąpał po ziemi i pewnie dlatego jego kariera przebiega modelowo, niemal bez zakłóceń. Gdy w Zniczu wszedł na właściwe tory i nabrał rozpędu, to potem już tylko miał jeden trudny moment w Borussii. – Przezwyciężył to jednak pokorą i pracą – stwierdza Ojrzyński.


Po piąte - ludzie


Lewandowski po pobiciu rekordu Muellera stwierdził, że nigdy by tego nie dokonał, gdyby nie koledzy z drużyny. Zaryzykujemy stwierdzenie, że Robert nie doszedłby do tego miejsca, w który się znalazł, gdyby nie właściwi ludzie. Miał do nich szczęście. Od mamy, kolegów ze Znicza i trenera Ojrzyńskiego począwszy. Każdy dołożył swoją cegiełkę do tego, by Lewandowski stał się maszyną do zdobywania goli i wygrywania spotkań.


Na początku napisaliśmy, że wszystko zaczęło się w Zniczu, choć wcześniej grał w innych klubach. Jednak to właśnie tam natrafił na ludzi, którzy stworzyli mu środowisko idealne do piłkarskiego rozwoju. Najpierw pomogli mu się odbudować po kontuzji, potem dotrzymali danego słowa i nie zmuszali go do wyboru oferty klubu, który dawał Zniczowi więcej pieniędzy. W międzyczasie grał i trenował z grupą ambitnych zawodników, którzy podobnie jak Lewandowski mieli marzenia. On swoje spełnił.

 

Czytaj więcej na Interia.pl.

Dariusz Ostafiński, Interia
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Gruzja - Grecja. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie