Euro 2020. Marek Koźmiński: Pozostało kilka znaków zapytania
- Było trochę pozytywów, trochę negatywów i wciąż pozostało kilka znaków zapytania, jeśli chodzi o podstawowy skład – tak wiceprezes PZPN ds. sportowych Marek Koźmiński ocenił zakończony remisem 2:2 wtorkowy towarzyski mecz piłkarskiej reprezentacji Polski z Islandią.
Jego zdaniem spotkanie w Poznaniu – z przyczyn niezależnych – nie spełniło warunków, aby nazwać je ostatnim sprawdzianem przed mistrzostwami Europy.
- Kilku zawodników miało drobne urazy i z tego powodu zostali przez trenera pozostawiani w rezerwie. Mam tu na myśli: Jana Bednarka, Bartosza Bereszyńskiego i Mateusza Klicha. Wcześniej reprezentację opuścił Arek Milek. To są okoliczności, które trzeba brać pod uwagę – podkreślił.
ZOBACZ TAKŻE: EURO 2020: Polskie miasta bez stref kibica? Większość ich nie zorganizuje
Sam mecz ocenił jako taki, w którym przez większość czasu "goniliśmy" wynik.
-Dwie bramki straciliśmy po stałych fragmentach i nad tym trzeba jeszcze popracować. Generalnie Islandia była zespołem trudnym do ogrania. Ustawili się na dwudziestym, trzydziestym metrze i bronili się dziesięcioma zawodnikami. Narzucili trudne warunki gry. Widać było, że praca wykonana przez naszych piłkarzy na zgrupowaniu jest odczuwalna. Nie byli jeszcze w optymalnej formie fizycznej, chociaż w końcówce podkręcili tempo i nadawali ton gry. Było więc trochę pozytywów, trochę negatywów i wciąż pozostało kilka znaków zapytania, jeśli chodzi o podstawowy skład – ocenił.
Srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Barcelonie przyznał, że zachowuje optymizm przed poniedziałkowym spotkaniem ze Słowacją, którym biało-czerwoni rozpoczną rywalizację w mistrzostwach Europy.
- Gdybyśmy już dobrze wyglądali we wtorek, to byłoby to trochę alarmujące. Ten najważniejszy mecz odbędzie się za pięć dni. Jest jeszcze czas, aby trochę odpuścić, nabrać +głodu piłki+. Pamiętajmy, że graliśmy bez trzech, a licząc Macieja Rybusa, może i czterech zawodników, co do których trudno wyobrazić sobie, aby nie wystąpili przeciwko Słowakom – stwierdził.
ZOBACZ TAKŻE: Kolejny hiszpański piłkarz zakażony koronawirusem
Koźmiński podziela obawy kibiców i fachowców, że podczas meczów towarzyskich drużyna nie zagrała nawet jednej połowy w składzie zbliżonym do optymalnego.
- Tak się to ułożyło, że trener nie miał możliwości wypróbowania potencjalnie najmocniejszej swojej +jedenastki+. Trudno, jest jak jest. Inni też mają problemy. Z drugiej strony mógł dokonać przeglądu zaplecza. Kilku zawodników dostało dzięki temu szansę zaprezentowania się – zauważył.
W trakcie meczu trochę kontrowersji i negatywnych ocen wzbudziło zachowanie Roberta Lewandowskiego, który na nieudane zagrania kolegów reagował dezaprobatą i machaniem rękami, co mogło ich demobilizować.
- Absolutnie się z tym nie zgadzam. To jakaś paranoja. Robert jest zawodnikiem, który na boisku daje z siebie wszystko. On mobilizuje kolegów i zwraca im uwagę na pewne zagrania i decyzje, które podejmują. Mamy taką naturę, że musimy szukać dziury w całym. Czepiać się, że machnął dwa razy ręką. Gdyby tego nie zrobił, to byłyby opinie, że przeszedł obok gry, bo nie udzielał uwag kolegom. To są jakież żarty – stwierdził.