Euro 2020. Ostatni mecz o wszystko wygraliśmy 39 lat temu, a Hiszpanie nam nie leżą

Piłka nożna
Euro 2020. Ostatni mecz o wszystko wygraliśmy 39 lat temu, a Hiszpanie nam nie leżą
W ostatnim meczu z Hiszpanią, przegranym przez Polskę 0:6, Robert Lewandowski strzelił... samobója. Na zdjęciu trening kadry na stadionie w Sewilli

19 lat remu Paulo Sousa oglądał z ławki rezerwowych drużyny Portugalii mecz o wszystko polskiej reprezentacji. Nasz selekcjoner widział, jak Pauleta ośmiesza naszych obrońców i jak po bramce Portugalczyków na 2:0 pęka morale Biało-Czerwonych. Teraz Sousa sam poprowadzi Polaków w spotkaniu z gatunku być albo nie być z rywalem, z którym wygraliśmy tylko raz.

Polscy kibice, choć nie tylko oni, lubią żartować przed startem naszej reprezentacji na wielkiej imprezie, że zwykle gramy mecz otwarcia, mecz o wszystko i na koniec o honor. Mecz otwarcia za nami, przegraliśmy 1:2 ze Słowakami. Teraz, w meczu o wszystko musimy co najmniej zremisować z Hiszpanią. Zwłaszcza że Szwecja pokonała 1:0 Słowaków.

 

Jeśli zremisujemy z Hiszpanią i potem wygramy ze Szwedami, to wyjdziemy z grupy. Może być też na odwrót, czyli zwycięstwo z Hiszpanią i podział punktów ze Szwecją. Jakby nie było, musimy zdobyć 4 punkty.

 

Nie pomogły nam czary Engela

 

Problem jest taki, że mecze o wszystko, podobnie zresztą jak mecze otwarcia, kompletnie nam nie wychodzą. Zacznijmy od 2002 i mundialu w Korei i Japonii. To tam Sousa zobaczył na żywo, jak gramy w spotkaniach o wielką stawkę. Pewnie tego nie pamięta, choć dla Portugalczyków to było wielkie zwycięstwo, a dla nas bolesna lekcja.

 

ZOBACZ TAKŻE: Co Sousa zmieni na mecz z Hiszpanią?

 

Trener Jerzy Engel odprawił przed tamtym spotkaniem czary. Założył dres zamiast krawata i garnituru. Pomieszał też nieco składem. I zaskoczył. Trochę podobnie, jak zaskakuje nas Sousa. Zagraliśmy wtedy trójką napastników. Engel tłumaczył później, że tak trzeba było, bo musieliśmy atakować i wygrać. Polacy wyszli przy ogłuszającym dopingu wielu tysięcy kibiców z Polski. W 14 minucie w naszym sektorze dało się jednak usłyszeć jęk zawodu. Pauleta ograł Tomasza Hajto, strzelił w krótki róg i było 1:0 dla Portugalii.

 

Rzuciliśmy się do odrabiania strat, w 59. minucie Paweł Kryszałowicz skierował nawet piłkę do siatki, ale sędzia jej nie uznał, odgwizdał faul naszego napastnika na bramkarzu. Pięć minut później było już 2:0 dla Portugalii. Emmanuel Olisadebe stracił piłkę w ataku, Hajto nie zablokował dośrodkowania Luisa Figo, Jerzy Dudek nie wyłapał piłki, a Pauleta okazał się szybszy od Marka Koźmińskiego. Później Pauleta strzelił jeszcze trzeciego gola, w sumie Portugalczycy wygrali 4:0. Z nas powietrze zeszło po drugiej bramce. Już wtedy było pewne, że ostatni mecz w grupie z USA będzie o honor. Wygraliśmy to spotkanie 3:1 i w nieco lepszych nastrojach wróciliśmy do domu. Portugalia zresztą też, bo zwycięstwo z Polską było jej jedyną wówczas wygraną. Wcześniej przegrała 2:3 z USA, potem 0:1 z Koreą.

 

Nie uratował nas Nawałka

 

Prawdziwą katastrofą zakończyło się też nasze ostatnie spotkanie o wszystko z Kolumbią na mundialu 2018 w Rosji. Po 1:2 z Senegalem na otwarcie łudziliśmy się, że nasza drużyna się podniesie. Wciąż mieliśmy świeżo w pamięci to, jak drużyna Adama Nawałki grała na Euro 2016. Problem w tym, że to nie był ten sam zespół. Polacy byli wolni, ociężali, na tle Kolumbijczyków wyglądali słabo. Rywal był częściej w posiadaniu piłki (55 procent), dokładnie ją rozgrywał (83 procent celnych podań przy 76 procentach naszych podań), no i więcej strzelał (13 do 9). Skończyło się to 3:0 i stało się jasne, że z Japonią gramy o honor. Wygraliśmy 1:0 po jednym z najgorszych meczów na mundialu.

 

Na Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie meczem o wszystko było dla nas trzecie spotkanie grupowe z Czechami. Po remisach z Grekami i Rosją mieliśmy nadzieję, ale Czesi wybili nam futbol z głowy. Znów musieliśmy się tłumaczyć, dlaczego nam nie wyszło, dlaczego nawet ściany nam nie pomogły.

 

Boruc nie zatrzymał Niemców

 

Na mundialu 2006 w Niemczech przegraliśmy na dzień dobry 0:2 z Ekwadorem i meczem o wszystko był ten drugi z Niemcami, z którymi jeden jedyny raz wygraliśmy w 2014 na PGE Narodowym (2:0). Wtedy jednak bilans wynosił 10 zwycięstw Niemców, 4 remisy. To i tak cud, że zachowaliśmy czyste konto do 90. minuty. Artur Boruc bronił świetnie, miał szczęście, ale w końcu Oliver Neuville zmusił go do kapitulacji. I znów trzeci mecz z Kostaryką, wygrany 2:1, był tym o honor.

 

Nieco inaczej potoczyły się nasze losy na Euro 2008 w Austrii. Wtedy drugi mecz o wszystko graliśmy z Austrią. Zremisowaliśmy 1:1, zachowując matematyczne szanse na wyjście z grupy. Pomstowaliśmy jednak na sędziego Howarda Webba, który naszym zdaniem pomagał przeciwnikom, bo mieliśmy poczucie, że ten remis jest jak porażka. W trzeciej serii Niemcy wygrały 1:0 z Austrią, my przegraliśmy 0:1 z Chorwacją i mogliśmy wracać do domu.

 

Ostatni mecz o wszystko wygraliśmy wieki temu

 

Ku pokrzepieniu serc warto wrócić do mundialu w 1982 roku w Hiszpanii, gdzie mecz o wszystko wygraliśmy. I to jak. Po dwóch bezbramkowych remisach z Włochami i Kamerunem byliśmy pod ścianą. I wtedy zespół Antoniego Piechniczka eksplodował, gromiąc 5:1 Peru. Był polot, fantazja, piękne akcje i jeszcze ładniejsze bramki. Szalał Zbigniew Boniek, który wtedy wyrósł na gwiazdę numer 1 polskiej reprezentacji. Na tamtych mistrzostwach zajęliśmy trzecie miejsce.

 

Problem w tym, że Hiszpania nam nie leży

 

Na tym jednak koniec dobrych wiadomości, bo raz, że ostatni mecz o wszystko wygraliśmy 39 lat temu, a dwa, że teraz na naszej drodze staje Hiszpania, z którą w oficjalnych meczach wygraliśmy tylko jeden raz, a ostatnie spotkanie przegraliśmy aż 0:6. To  był 2010 rok, a my zostaliśmy wręcz zdemolowani. Samobójcze bramki strzelali wówczas Dariusz Dudka i … Robert  Lewandowski. Niedługo potem mogliśmy się pocieszać, że załatwił nas zespół, który sięgnął na mundialu w RPA po tytuł.

 

Ten jeden jedyny wygrany mecz z Hiszpanami miał miejsce w 1980 roku. Wygraliśmy 2:1 w Barcelonie po dwóch bramkach Andrzeja Iwana. I to by było na tyle. Bilans byłby lepszy, gdyby do oficjalnych spotkań zaliczono dwa rozegrane w ramach eliminacji na igrzyska w Monachium. Oba wygraliśmy 2:0. Jednak tamte mecze nie są ujęte w oficjalnych statystykach, więc nasz bilans to 1 wygrana, 1 remis i aż 8 porażek. W bramkach 8:27. Staje się jasne, że w Sevilli musimy liczyć na cud. Zwłaszcza że kadra Sousy zagrała na inaugurację źle i nie potrafi grać na zero z tyłu.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie