Wimbledon: Magda Linette skomentowała awans do kolejnej rundy

Tenis
Wimbledon: Magda Linette skomentowała awans do kolejnej rundy
fot. PAP
Magda Linette przyznała, że w pierwszej rundzie wielkoszlemowego Wimbledonu nie mogła zbytnio liczyć na swój serwis.

Magda Linette przyznała, że w pierwszej rundzie wielkoszlemowego Wimbledonu nie mogła zbytnio liczyć na swój serwis, a zwłaszcza na pierwsze podanie. "Cieszę się, że znalazłam sposób na ten mecz" - zaznaczyła polska tenisistka po awansie do drugiej fazy rywalizacji.

Zajmująca 44. miejsce na światowej liście Linette pokonała na otwarcie w Londynie 81. w tym zestawieniu Amerykankę Amandę Anisimovą 2:6, 6:3, 6:1. Z tą samą rywalką zmierzyła się w drugiej rundzie poprzedniej edycji sprzed dwóch lat (ubiegłoroczną odwołano z powodu pandemii COVID-19) i wówczas również okazała się lepsza. W środę początek spotkania jednak jej nie wyszedł.

 

"Cieszę się, że po pierwszym secie udało mi się wrócić. Zaczęłam za wolno. Od drugiej partii posyłałam dłuższe piłki, zaczęłam grać agresywniej, czego brakowało wcześniej" - oceniła poznanianka na konferencji prasowej.

 

ZOBACZ TAKŻE: Gdzie obejrzeć mecz Świątek w Wimbledonie?

 

Potwierdziła, że tego dnia jej mocnym punktem nie było własne podanie.

 

"Przez cały mecz ten serwis nie był najlepszy, niestety. Cieszę się, że mimo wszystko udało mi się znaleźć sposób na to. W drugim secie byłam bardziej konsekwentna. Cały czas miałam duże problemy, bo na trawie nie jest łatwo kogoś przełamać, a Amanda bardzo dobrze returnuje i cały czas była ta presja" - relacjonowała.

 

29-letnia zawodniczka nie miała dużo czasu na oswojenie się z kortami trawiastymi po dwuletniej przerwie w rywalizacji na nich. Za sprawą dotarcia do półfinału debla we French Open po zmianie nawierzchni przed Wimbledonem zdążyła wystąpić tylko w Eastbourne, gdzie przegrała w pierwszej rundzie kwalifikacji.

 

"Miałam tam całkiem fajny mecz, ale losowanie nie było zbyt szczęśliwe (przegrała z Włoszką Camilą Giorgi, 75. rakietą świata - PAP). Być może, że wpływ dziś miał fakt, że nie miałam dużo czasu na przygotowanie do trawy, ale przede wszystkim dziś nie było u mnie tego pierwszego serwisu i myślę, że to zaważyło. Cieszę się, że udało mi się znaleźć dziś wyjście z tej sytuacji" - podkreśliła.

 

Linette i Anisimova, z powodu dużych opóźnień spowodowanych deszczem od początku rywalizacji, dopiero w środę rozpoczęły udział w Wimbledonie. Pierwotnie miały to zrobić we wtorek.

 

"Żartowaliśmy, że zacznę występ od drugiego tygodnia turnieju. Ale trzeba przyznać, że od razu nam przekazano, że nie będziemy grać we wtorek, więc wiedziałam o tym już wczoraj. Nie było tak, że musiałam długo czekać na decyzję. Miałam więc jeden dzień zapasu i mogłam spokojnie potrenować i zaplanować ten dzień" - zaznaczyła Polka.

 

Dwa lata temu dotarła w Londynie do trzeciej rundy. Ten etap rywalizacji jest jej najlepszym wynikiem w Wielkim Szlemie. Poznanianka nie ukrywa, że dobrze się czuje na obiektach kompleksu All England Lawn Tennis and Croquet Club.

 

"Ale trawa jest jednak trudną nawierzchnią. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Szanse na niej naprawdę się wyrównują, miałam też bardzo trudne losowanie jak na pierwszą rundę. Amanda gra szybko, płasko i trzeba być cały czas skoncentrowanym na 100 procent. W pojedynku z nią trudno też wrócić, bo gra dużo lepiej, jak prowadzi. Kiedy jest równo, to nie jest już aż tak agresywna. Cały czas jest więc duża presja. Gra na trawie to jednak większa niewiadoma niż w przypadku innych nawierzchni, bo jest mało czasu, by się do niej przygotować" - podkreśliła.

 

Linette stwierdziła też, że trudno jak na razie porównywać obecną edycję londyńskiego turnieju z poprzednią. Znacząco różnią się bowiem choćby warunki atmosferyczne.

 

"Wtedy było bardzo słonecznie, a teraz jest chłodnawo i pochmurno" - zaznaczyła. 

BS, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie