Cezary Kowalski: Gdyby nie pandemia, nie byłoby Anglii w finale?

Piłka nożna
Cezary Kowalski: Gdyby nie pandemia, nie byłoby Anglii w finale?
fot. PAP
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że rok temu, kiedy turniej miał się odbyć w pierwotnym terminie, drużyna Garetha Southgatea była słabsza niż teraz.

Futbol, jak wiele innych dziedzin życia i gospodarski, traci na pandemii. Finał Mistrzostw Europy jest dowodem na to, że niektórzy potrafili jednak skorzystać w tym czasie. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że rok temu, kiedy turniej miał się odbyć w pierwotnym terminie, drużyna Garetha Southgate'a była słabsza niż teraz. Ekipa Roberto Manciniego również nie zmarnowała tych miesięcy - nabrała pewności siebie, zyskała polot, choć nazwiska są mniej więcej te same.

Weźmy Anglików, których drużyna zmieniła się personalnie w znacznie większym stopniu. Najmocniejszą ich stroną, patrząc na cały turniej, jest defensywa. Fakt, że w drodze do finału stracili tylko jednego gola (po fenomenalnym strzale Duńczyka Damsgaarda w półfinale z rzutu wolnego) nie jest przypadkiem i tak naprawdę na tej solidnej bazie angielski selekcjoner buduje obecny sukces. Owszem, w 2019 roku ostoją tej formacji również był Harry Maguire, a w bramce stał Jordan Pickford, ale Kyle Walker, John Stones i Luke Shaw z różnych powodów nie byli brani pod uwagę. A dziś są to skały, bez których trudno sobie Anglię wyobrazić.

 

ZOBACZ TAKŻE: Czy na Euro 2020 jest mecz o trzecie miejsce?

 

W ogóle od meczów eliminacji Mistrzostw Europy z Kosowem i Czarnogórą w listopadzie 2019 roku, tuż przed pandemiczną przerwą, Anglia jest nie do poznania. W tamtym czasie był to zespół finezyjnie grający w ofensywie i strzelający mnóstwo bramek, ale też zaskakująco tracący je w banalny sposób. Czy dziś ktoś uwierzy, że Kosowo było w stanie w Southampton strzelić Pickfordowi aż trzy gole? Z 27 powołanych wówczas zawodników, dziś w kadrze nie ma aż 14.

 

Rewelacyjny Jack Grealish zastąpił wschodzącego w tamtym czasie Jamesa Maddisona, Alex Oxlade-Chamberlin już rzadko pasuje Southgateowi, a ważni wówczas Ross Barkley, Fabian Delph i Harry Winks zostali wyparci przez Kalvina Philipsa i Jude'a Bellinghama w środku pola. Nie ma także Tammy'ego Abrahama, Calluma Hudsona-Odoi i Fikayo Tomoriego.

 

W wielu reprezentacjach aż tak liczne zmiany uznane mogłyby zostać za jakieś szaleństwo selekcjonera, zakrawające na rewolucję. W Anglii nikt tak jednak na to nie patrzył. Ot, kolejny dowód na to, że kilkanaście miesięcy to w futbolu szmat czasu i nic nie stoi w miejscu. Southgate nie przywiązywał się do nazwisk, które przyniosły jemu i całej Anglii taki splendor podczas mundialu w Rosji i Lidze Narodów i nie rozdzierał szat z powodu kontuzji kluczowych graczy.

 

Czy w 2020 roku, kiedy prawy obrońca Trent Alexander-Arnold, który potrafił ośmieszyć Barcelonę w Lidze Mistrzów, być gwiazdą rozgrywek i uznawano go za jednego z najlepszych na swojej pozycji na świecie, ktoś mógłby uznać, że Anglia nic nie straci na jego nieobecności? (Alexander-Arnold nie bierze udziału w turnieju z powodu kontuzji)

 

Zastępujący go dziś Walker w 2019 roku, kiedy Anglia walczyła w półfinale Ligi Narodów z Holandią, nie był nawet w szerokim składzie reprezentacji. A dziś gracz Manchesteru City tak naprawdę wytyczył drogę do finału. Był nie do przejścia, był po prostu genialny. Umiejętność ustawiania się, odbioru piłki, szybkość i siła sprawiły, że stał się jednym z najważniejszych graczy w kadrze. A jego vis a vis z lewej strony Shaw nie dość, że świetnie bronił to asystuje lepiej i częściej w Euro niż kiedyś sam Zinedine Zidane. Wrócił do kadry, podobnie jak Walker, po dwóch latach.

 

Reporter „The Guardian” Jacob Steinberg stawia nawet mocną tezę, że przesunięcie mistrzostw było dla selekcjonera „błogosławieństwem”. Przesada? Nie jest oczywiście pewne, jak zespół poradziłby sobie, gdyby turniej odbył się w czerwcu ubiegłego roku. To jedynie gdybanie, ale można zakładać, że nie byłby aż tak bezpieczny z tyłu jak obecnie, no i zadać sobie pytanie, czy tamta defensywa radziłaby sobie z najlepszymi europejskimi zespołami tak dobrze jak obecnie?

 

Te dodatkowe dwanaście miesięcy pozwoliło Southgateowi zbudować jedną z najsilniejszych formacji obronnych w Europie i z grubsza oprzeć grę na prostej zasadzie: jeśli utrzymamy przeciwnika daleko od naszej bramki, to nasi gracze ofensywni mają wystarczającą jakość, aby wygrać mecz.

 

Wydaje się, że gospodarze (na Wembley będzie 60 tysięcy kibiców) są bardziej wytrzymali z tyłu niż kiedykolwiek wcześniej. Obrona utworzyła swoistą tarczę ochronna wokół Pickforda, dzięki której on też jest lepszy i spokojniejszy. Jeśli ta tarcza zatrzyma niedzielnym wieczorem Immobile, Chiesę czy Insigne, to zapewne Anglia będzie mistrzem Europy.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie