Kowalski: Pochwała Euro 2021. Jeszcze piłka (reprezentacyjna) nie zginęła

Piłka nożna
Kowalski: Pochwała Euro 2021. Jeszcze piłka (reprezentacyjna) nie zginęła
Fot. PAP
Kowalski: Kiedy kamery podczas hymnów zostały skierowane na brwi Giorgio Chielliniego, jednego z bohaterów tych mistrzostw, który śpiewał „Il canto degli Italiani”: „Siam pronti alla morte…” (jesteśmy gotowi umrzeć), to byliśmy przekonani, że on naprawdę jest na to gotowy.

Po osiemnastu miesiącach zamknięcia, izolacji, niepewności i strachu zobaczyliśmy wielką piłkarską imprezę, którą zapamiętamy na długo. Mimo absurdów serwowanych przez UEFA, błędów sędziowskich, niewytłumaczalnych decyzji organizatorów, Euro 2021 obroniło się sportowo, ale nie tylko.

Kwintesencją turnieju był niedzielny finał w Londynie. Fantastyczny mecz Anglii z Włochami, pulsujące operowe wręcz Wembley, gdzie zjawiło się 70 tysięcy widzów. Radość pokonanych rozpacz, tych którzy padali na kolana po porażce, rozczarowani, że nie dotknęli tego co udało im się na tym samym stadionie przed 55 laty (Anglicy w 1966 roku sięgnęli tu po swoje jedyne mistrzostwo świata). Dramaturgia, zwroty akcji nawiązania do lat minionych, historia, która się powtórzyła…

 

Tożsamość trenera Anglii Garetha Southgatea została zdefiniowana na większą cześć ostatniego ćwierćwiecza przez porażkę na tej samej murawie w rzutach karnych w półfinale mistrzostw Europy w 1996 roku. To jego pudło zdecydowało, że Anglia nie zagrała w finale, teraz jego decyzje, jako wyznaczającego zawodników do wykonywania „jedenastek”, sprawiły, że Anglia znów zalała się łzami.

 

ZOBACZ TAKŻE: Co wydarzyło się w przerwie finału Euro 2020 w szatni Włochów?

 

Gdy finał rozciągnął się do dogrywki, Southgate zaczął tasować swoimi graczami, aby zahamować to już wydawało się nieuchronne czyli konkurs rzutów karnych. Było zmęczenie, ból, siniaki, poczucie niewykorzystanej szansy (Anglicy długo prowadzili od drugiej minuty). Trzeba było podjąć kluczowe decyzje, mądre, z wyczuciem…

 

Selekcjoner postawił na młodych. Pudłowali Bukayo Saka, Jadon Sancho i Markus Rashford. Mający odpowiednio: 19, 21 i 23 lata..

 

Włosi zasłużyli na mistrzostwo, są znakomitym zespołem, który momentami prezentował ekscytującą piłkę nożną, ale Anglicy, podobnie jak przegrywający wcześniej z Włochami w półfinale Hiszpanie (także w rzutach karnych), wstydu nie przynieśli.

 

To nie była żadna klęska, ani powód do rozpaczy, błyskawicznego haniebnego ściągania z szyi srebrnych medali, obarczania się winą, demolowania włoskich restauracji i rzucania plastikowymi krzesłami.

 

Przez minione cztery tygodnie zespół Southgatea był dla Anglików jak łagodzący balsam, po tym smutnym czasie pandemicznych restrykcji i ogólnej beznadziei. Powróciła autentyczna radość z najbardziej popularnej rozrywki na świecie, powróciły dyskusje o wielkiej piłce nożnej. Zresztą nie tylko w Anglii.

 

Ta chwilowa irytacja po porażce w finale może być jednak dla Anglików zaczątkiem prawdziwych dni chwały (mundial już w przyszłym roku). Grupa Southgatea wykonała robotę, która raczej nie zostanie stracona. Przywróciła nadzieję, i jak napisał Boris Johnson: „Sprawiliście, że Anglicy znów stali się dumni”. Jeśli premier przesadził w swoim patosie, to bardzo niewiele…

 

„Nie ma sprawy, poczekam następne 55 lat” – skwitował z kolei w kompletnie odmiennym stylu słynny komik Stephen Fry.

 

To piękne widowisko na Wembley, falujący barwny tłum kibiców, hymny, flagi, okrzyki, śpiewy wśród migających świateł były jak powrót do normalności. Stały się symbolem nadziei, że jeszcze ten świat, nie tylko piłkarski, będzie normalny.

 

Kiedy kamery podczas hymnów zostały skierowane na brwi Giorgio Chielliniego, jednego z bohaterów tych mistrzostw, który śpiewał „Il canto degli Italiani”: „Siam pronti alla morte…” (jesteśmy gotowi umrzeć), to byliśmy przekonani, że on naprawdę jest na to gotowy.

 

Sposób w jaki w końcówce meczu wspaniali sportowcy z obu stron walczyli o zwycięstwo, próbowali odebrać piłkę ostatkiem sił, rzucali się na siebie, „gryźli trawę” do ostatniej chwili, choć słaniali się już na nogach, a później cieszyli się po wygranej i rozpaczali po porażce przywraca wiarę, że futbol nie jest tylko komercją, a ten w reprezentacyjnym wydaniu nie przestaje istnieć.

 

A przecież taką narrację próbują narzucić futbolowi macherzy wtłaczając tę dyscyplinę w ramy czysto biznesowe, coraz mocniej przeciągając linę w kierunku piłki klubowej.

 

Ci młodzi, albo w większości bardzo młodzi ludzie, których widzieliśmy w niedziele na Wembley, na grze w swoich drużynach narodowych nie zarabiają. Są milionerami sowicie opłacanymi w codziennych miejscach pracy. Oni przez ostatni miesiąc naprawdę po prostu grali na chwałę swoich krajów. I dali show, który zapamiętamy na długo. Czyli jeszcze piłka (w wydaniu reprezentacyjnym) nie zginęła…

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Francja - Niemcy. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie