Kac nie mija, czyli krajobraz po klęsce siatkarzy. Kto zawinił i co dalej?

Inne
Kac nie mija, czyli krajobraz po klęsce siatkarzy. Kto zawinił i co dalej?
Fot. PAP
Polska siatkówka wciąż ma się świetnie. We wrześniowych mistrzostwach Europy będziemy jednym z głównych kandydatów do złota. Musimy „tylko” się otrząsnąć, zebrać do kupy, no i najważniejsze – nie możemy uwierzyć, że medal mamy w kieszeni

Kac po klęsce siatkarzy nie minie szybko. Będzie trzymał wszystkich – kibiców, dziennikarzy, działaczy, trenerów i przede wszystkim zawodników. Dlaczego przegraliśmy z Francją? Każdy widział co nie funkcjonowało, ale dlaczego nie zafunkcjonowało to już wie niewielu.

Nawet nie wiem, czy ktokolwiek będzie znał odpowiedź na to pytanie. Bo to, że nie mieliśmy w tym meczu lewego skrzydła każdy widział. Że nie funkcjonował blok też. Że w ataku w zasadzie mogliśmy liczyć tylko na Wilfredo Leona i Bartosza Kurka również. Że im dłużej trwał mecz, tym gorzej funkcjonowała nasza zagrywka także. Że pod koniec czwartej partii i w piątej praktycznie nie kończyliśmy kontrataków? Tak było.

 

Trener Francuzów zdradził, że jego zespół z pełną premedytacją odpuścił nasz środek i skupił się na blokowaniu i obronie ataków ze skrzydeł – tych na których znajdowali się Leon i Kurek. Dodał też, że Francuzom na pewno pomógł fakt, że wcześniej grali w grupie śmierci, w której każdy mecz był walką o życie. Podobną opinię wygłosił Vital Heynen (dodał też, że czuje się jak g….).

 

ZOBACZ TAKŻE: Stephane Antiga ocenił mecz Polska - Francja 

 

I to też jest prawda. Już przed igrzyskami było wiadomo, że łatwa grupa wcale nie jest dobra, bo bez względu na to, z którego miejsca wyjdziemy, w ćwierćfinale trafimy na bardzo mocny zespół, który będzie zaprawiony w bojach, a dla nas ten mecz może być pierwszym naprawdę ciężkim starciem.

 

I tak było. W grupie postawili się nam tylko Irańczycy, co zresztą skończyło się porażką Polaków w tiebreaku. Francuzi też nie pękli przed nazwą Polska, rośli z każdą piłką, byli cierpliwi, nie mieli presji, cała trójka ich skrzydłowych miała "dzień konia". Kończyła niemal wszystko. Im dłużej trwał mecz tym częściej oni swoje kontry kończyli, my nie. A takie akcje zawsze budują zespół, który wygrywa wymianę.

 

Tak to już zresztą bywa w meczach siatkarskich. Jeśli przetrwasz moment dobrej gry rywala, będziesz cierpliwy i będziesz umiał dopaść go, gdy zacznie grać słabiej, wszystko może się zdarzyć. Ile takich starć w historii widzieliśmy?

 

Gdy faworyt na początku jest mocny, potem słabnie, a drużyna skazywana na porażkę, czując, że to może być ten dzień, że jest w stanie sprawić sensację, zaczyna się rozkręcać z akcji na akcję. Pamiętacie finał igrzysk w Londynie? Rosjanie przegrali z Brazylią pierwsze dwa sety do 19 i 20. Nie mieli nic do powiedzenia. Potem Alekno przestawił na atak Muserskiego, który skończył niemal każdą z piłek, jaką dostał i sborna wygrała 3:2.

 

W meczu z Francją aż tak to nie wyglądało, ale pewne analogie były. Wejście Brizzarda na pewno było jednym z kluczowych momentów spotkania. Były rozgrywający warszawskiego ONICO załatał dziurę w bloku, kaleczył Polaków na zagrywce, a przede wszystkim świetnie wystawiał. Cała trójka skrzydłowych doskonale się z nim czuła.

 

Nasz trener też próbował roszad. Zmieniał tam gdzie nie szło. Na lewym skrzydle za Kubiaka posłał do boju Śliwkę, potem Semeniuka. Na środku wymieniał Kochanowskiego na Nowakowskiego. Nie pomogło. Już pojawiają się pytania czemu nie spróbował zmienić Fabiana Drzyzgi, który na pewno nie rozegrał swojego najlepszego meczu w życiu. Ba pojawiają się opinie, że Vital w ogóle nie pomógł drużynie w tym meczu.

 

Pytań o decyzje Heynena na pewno będzie więcej. I pewnie wiele będzie słusznych. Jedno z nich brzmi – czy to był dobry pomysł, by ciągle mówić, że Michał Kubiak pojedzie na igrzyska bez względu na wszystko. Czy na pewno dobrym pomysłem było budowanie wokół niego całej drużyny. Czy na pewno powinni jechać ci, którzy pojechali. Bo przecież w Polsce zostało kilku równie dobrych.

 

To wszystko prawda, ale od tego właśnie jest trener – by budować drużynę tak, jak on uważa. Stawiać na konkretnych ludzi i konkretne koncepcje. Heynen postawił na Kubiaka i miał do tego prawo. W sporcie już tak bywa, że czasem nawet tacy twardziele jak Michał, wpadają w dołek, mają kontuzję, lub słabszy okres, a może ich czas już mija. Brak Kubiaka na pewno był jedną z przyczyn porażki, co przyznał belgijski trener. Bo ta drużyna była drużyną Michała Kubiaka od mistrzostw świata we Włoszech. 

 

Tylko to się wszystko łatwo mówi i ocenia po fakcie. Ja na przykład od początku stawiałbym na Semeniuka, a nie Śliwkę, ale czy w trakcie sezonu ten drugi nie zasłużył na zaufanie? To Heynen był najbliżej, wiedział najwięcej. Zresztą, czy którykolwiek z zawodników, którzy polecieli do Tokio nie miał papierów na to powołanie? Czy w Polsce jest lepszy rozgrywający od Fabiana Drzyzgi? Czy Kaczmarek postawą w Lidze Mistrzów nie udowodnił, że może być atakującym światowej klasy? Podobnie wspomniani Śliwka i Semeniuk. I tak dalej i tak dalej.

 

Wilfredo Leon udowodnił, że warto było na niego czekać i od niego ustalać skład przyjęcia. Bartosz Kurek wzniósł się na wyżyny. Obaj skończyli mecz ze skutecznością na poziomie 60%. W końcówce na zagrywce nie stanowili jednak zagrożenia, zresztą tak jak i cała drużyna.

 

Zabrakło sił? Pewnie nie. Raczej nie wytrzymały głowy. Całej drużyny, trenera, ale też nas wszystkich. Za mocno uwierzyliśmy, że jesteśmy poza zasięgiem wszystkich. Ale czy nie było przesłanek, by w to uwierzyć. Przecież nawet zagraniczne media pisały przed igrzyskami, że ten turniej będzie rozgrywany pod hasłem „wszyscy przeciwko Polsce”.

 

Oczywiście w Lidze Narodów zapaliły się światełka ostrzegawcze. Porażki ze Słowenią, Francją i Brazylią powinny dać do myślenia. Czy dały? Sądzę, że tak. Bo nie wierzę, że Biało-Czerwoni zlekceważyli Trójkolorowych. Że czuli się zbyt pewnie.

 

Jedno za to jest pewne, że od początku turnieju nie graliśmy tak dobrze, jak moglibyśmy. Brakowało lekkości, tego „błysku”, jak mówił kiedyś o mistrzowskiej formie Adam Małysza, Apoloniusz Tajner. Wydawało się, że błysk pojawił się w meczu z Kanadą, ale to był jednak rywal nie z tej półki. 

 

Czy Heynen i jego sztab popełnił jakiś błąd w przygotowaniach? Być może, ale to wcale nie jest oczywiste. Czy presja jaką wszyscy nałożyliśmy na zawodników, jaką oni sami nałożyli na siebie ich przygniotła – jak wspomniałem wcześniej - na pewno tak. Czy to oznacza, że to już koniec tej drużyny?

 

Na pewno nie! Polska siatkówka wciąż ma się świetnie. We wrześniowych mistrzostwach Europy będziemy jednym z głównych kandydatów do złota. Musimy „tylko” się otrząsnąć, zebrać do kupy, no i najważniejsze – nie możemy uwierzyć, że medal mamy w kieszeni. Bo jak się okazuje, nie jesteśmy niedotykalni. Wciąż jednak jesteśmy czołową drużyną świata i Europy.

 

Robert Małolepszy, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie