Garczarczyk: USA ponownie mistrzami basketu. Złoto za miliard dolarów

Inne
Garczarczyk: USA ponownie mistrzami basketu. Złoto za miliard dolarów
fot. PAP

Kilka godzin przed wybiegnięciem na mecz o złoty medal w Tokio, Kevin Durant wiedział już, że ma zagwarantowany kontrakt z Brooklyn Nets warty 198 milionów dolarów. Jego kolega, grający (jeszcze) w Portland Trail Blazers, Damian Lillard jest wart tylko kilkanaście milionów mniej. Gdyby policzyć pozostałe kontrakty reprezentantów USA w NBA, okazałoby się, że czwarty kolejny złoty medal igrzysk, zdobyła reprezentacja warta miliard dolarów. Ale nawet miliard złota nie gwarantował.

"Trener Popovich? Przereklamowany!"

 

- Jako indywidualności, Amerykanie są lepsi niż jako zespół. Można z nimi wygrać - powiedział Evan Fournier, kiedy jego drużyna wygrała na początku turnieju z USA. Mogę postawić dolary przeciwko orzechom, że 72-letni trener Gregg Popovich użył tych słów jako motywacji przed tym razem finałowym spotkaniem z Francuzami. Zwłaszcza, że Stanach nie brakowało takich, którzy właśnie Popovicha obarczali winą za słabą grę przed turniejem i na początku turnieju w Japonii, twierdząc, że jest "przereklamowany". "Być może reprezentacja zamknie wszystkim usta i przywiezie z Japonii złoty medal, ale raczej niewiele na to wskazuje. Nawet jeśli się tak zdarzy, to nie dzięki trenerowi. Popovich miał wiele lat, żeby wpaść na pomysł jak prowadzić reprezentację, ale ciągle czekamy na jego dobry dzień w pracy" - pisał dziennikarz "USA Today". Nie był jedyny, bo podobne zdanie wyrazili znany specjalista NBA Chris Broussard ("Gregg to świetny trener klubowy, fatalny w reprezentacji. Jak to wytłumaczyć?") czy były gracz NBA, dziś komentator ESPN, Kendrick Perkins zarzucający szkoleniowcowi, że "dla niego własne ego jest ważniejsze niż zespół".

 

Można było nawet odnieść wrażenie, że część dziennikarzy w Stanach Zjednoczonych życzy drużynie, która grała w Tokio, porażki, bo "ci lepsi nie pojechali". Pewnie, że zespół z LeBronem Jamesem, Stephen’em Curry czy Anthonym Davisem (wymienić można jeszcze przynajmniej 3-4 lepszych od tych, którzy do Tokio polecieli), ale faktem jest, że atmosfera medialna wokół teamu USA była... dziwna.

 

Złoto zamyka usta krytykom?

 

"Nie zawsze to pięknie wyglądało, ale na zakończenie drużyna USA znalazła się na wysokościach, tam, gdzie się jej od początku spodziewano. Pierwszy, przegrany w rozgrywkach grupowych mecz z Francją pokazał problemy w zespole - przede wszystkim brak zgrania. W finale już tego nie było, była drużyna w której po raz kolejny centralną postacią był Kevin Durant" - komentował czwarty kolejny złoty medal koszykarskiej drużyny USA na Igrzyskach dziennikarz "The New York Times".

 

Nie ma w amerykańskiej mediach opisu złotych medalistów bez podkreślenia zasług Duranta. "Kevin miał w karierze wspaniałe momenty, ale taka złoto-zielona sobota, jaką miał w Japonii jeszcze się nigdy nie zdarzyła" - zauważył wysłannik ESPN na igrzyska, Brian Windhorst. "Najpierw było potwierdzenie jego wartego 198 milionów kontraktu z Brooklyn Nets, a później Kevin potwierdził swój legendarny status jednego z największych amerykańskich olimpijczyków mistrzowskim pokazem basketu przeciwko Francji" - pisał dziennikarz o koszykarzu, który w trzech ostatnich wygranych przez USA finałach igrzysk zdobywał dwukrotnie po 30 punktów (w 2012 i 2016 roku), kończąc finał w Tokio z dorobkiem tylko o jeden punkt mniejszym. Nawet jednak chwaląc drużynę, nie zapomniał o słowach krytyki, pisząc: "patrząc na zmęczonego (w drugiej połowie) Duranta, zapowiadało się, że to się znowu mogło dla drużyny USA źle skończyć. Ale zespół, który nie miał chemii, miał jednak wystarczająco dobry cały zespół, żeby dokończyć robotę".

 

Od koszykarzy USA zawsze wymaga się perfekcji. Czasami nawet złoty medal... to zbyt mało.

Przemek Garczarczyk z USA, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie