Bartosz Łosiak: To medal długo wyczekiwany i zasłużony

Siatkówka
Bartosz Łosiak: To medal długo wyczekiwany i zasłużony
fot. PAP
Bartosz Łosiak

Siatkarze plażowi Bartosz Łosiak i Piotr Kantor przez ponad 10 lat wspólnej gry odnieśli wiele sukcesów, ale aż do teraz brakowało im krążka imprezy rangi mistrzowskiej. "Był długo wyczekiwany i zasłużony" - powiedział PAP pierwszy z brązowych medalistów mistrzostw Europy.

Polska Agencja Prasowa: Razem z Piotrem Kantorem długo czekał pan na wywalczenie pierwszego w karierze medalu imprezy rangi mistrzowskiej. Czy na postrzeganie jego wartości ma wpływ niedawna porażka w barażu o 1/8 finału turnieju olimpijskiego w Tokio?

 

Bartosz Łosiak: Nie traktuję go jako nagrody pocieszenia po igrzyskach, które nam nie wyszły. Trzeba się cieszyć z niego, bo to nasz pierwszy krążek w imprezie tej rangi. Trzeba go na pewno celebrować. Ten sezon był długi i wyczerpujący. Igrzyska były nieudane, a od razu po nich ME. Dla mnie osobiście to duży sukces i najważniejsze osiągnięcie w karierze.

 

ZOBACZ TAKŻE: Prezes PZPS: Piotr Kantor i Bartosz Łosiak są najlepsi na świecie

 

Ważniejsze nawet od trzech triumfów w prestiżowych imprezach World Touru?

 

Zdecydowanie. Ja bez wątpienia wszystkie swoje podia w zawodach WT wymieniłbym na krążek imprezy rangi mistrzowskiej. Jedyne, do czego mogę porównać ten medal ME, to zwycięstwo w turnieju WT w Warszawie. To było duże osiągnięcie przed własną publicznością. Wcześniej spotykaliśmy się z zarzutami, że potrafimy stawać na podium w innych krajach, ale nie u siebie. Powiedziałbym więc, że ten brąz jest dla mnie najważniejszy, a drugi jest ten triumf w Warszawie.

 

Na ile według pana rozwój wypadków w turnieju olimpijskim w Tokio zdecydował o tym, jak potoczył się występ w Wiedniu?

 

Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie. Myślę, że trochę na luzie podeszliśmy do tych ME. Bez presji i stawiania sobie konkretnych celów, które musimy osiągnąć. Skupiliśmy się po prostu na konkretnym meczu i trwaliśmy w tym do końca. Nie wyszedł nam półfinał, szczególnie drugi set, ale cały turniej - jak ocenił trener - zagraliśmy bardzo fajnie. Patrząc na te wszystkie lata, to powiedziałbym, że trochę zasłużenie zdobyliśmy ten medal ME. To fajna forma zwieńczenia tego roku.

 

Co się wydarzyło w niedzielę, podczas stosunkowo krótkiej przerwy między półfinałem i spotkaniem o brąz?

 

Mieliśmy twardą, męską rozmowę po tym nieszczęsnym półfinale. W nim poddaliśmy się, co nie powinno się było zdarzyć. Mieliśmy tylko dwie godziny na wyczyszczenie głowy. To była szybka, konkretna rozmowa. Na mecz o brąz wyszliśmy w pełni gotowi i zmobilizowani, żeby potem nie mieć sobie nic do zarzucenia i udało się.

 

 

Czy podobna rozmowa odbyła się po odpadnięciu z igrzysk?

 

Mieliśmy oczywiście wówczas rozmowę. Czy męską? To zostawię ocenie osób, które były wówczas z nami...Myślę, że na konkretne podsumowanie przyjdzie czas po mistrzostwach Polski, ostatnim oficjalnym starcie w tym sezonie. Wówczas będzie można na spokojnie podsumować cały ten rok i to, co wydarzyło się w całym cyklu olimpijskim.

 

Ile czasu zajęło panu osobiście podniesienie się po bolesnej porażce w Tokio?

 

Szybko takich rzeczy się nie zapomina...Musiałem się jednak szybko podnieść, bo mieliśmy kolejny turniej. Na pewno bolał ten występ w Japonii, bo zajęliśmy 17. miejsce - tak jak na igrzyskach w Rio de Janeiro. Nie pokazaliśmy swojej najlepszej siatkówki i myślę, że o to możemy mieć do siebie pretensje. Czegoś zabrakło. Czego? Nie wiem, jak to określić. Wyszło, jak wyszło. Nie ma co się katować. Zdobyliśmy teraz brąz ME i na tym zakończę. Nim się będę cieszył i ten krążek zapamiętam z tego roku.

 

Można chyba stwierdzić, że bardzo krótka przerwa między igrzyskami i czempionatem Starego Kontynentu w tym wypadku okazała się plusem całej sytuacji...

 

Tak. Nie mieliśmy czasu na rozpamiętywanie tego, co się stało w Tokio. Mieliśmy tydzień przerwy i musieliśmy się pozbierać, by jechać na ME. Myślę, że pomogło, iż nie mieliśmy za dużo czasu na rozmyślanie, rozpamiętywanie i użalanie się nad sobą. Trzeba było się podnieść i walczyć dalej. Ten medal, jak już mówiłem, jest czymś wielkim dla nas, szczególnie dla mnie. Na pewno będę to pamiętał bardzo długo. To nasz pierwszy medal po 12 latach prób. Tak więc był wyczekiwany i uważam, że jak najbardziej zasłużony.

 

Na podium zawodów WT byli panowie aż 15 razy. Jak tłumaczyć brak wcześniejszego powodzenia w walce o krążki imprez rangi mistrzowskiej?

 

Co do mistrzostw świata, to w 2017 roku zajęliśmy piąte miejsce. To było dużym sukcesem, choć z lekkim niedosytem, bo mieliśmy szansę na strefę medalową. Edycji z 2013 roku nie liczę, bo dopiero wchodziliśmy do seniorskiej siatkówki. W 2019 roku zaś wróciłem dopiero co po kontuzji złamania kości stopy. Nie byłem w ogóle przygotowany do tego startu - zajęliśmy 17. miejsce. Co do ME, to dwa razy mieliśmy szansę, ale medalu nie przywieźliśmy. Ciężko stwierdzić czasem, czy się trafiło z formą. Nie wierzę w to, że w stu procentach zawsze się to udaje zrobić na dany turniej, bo gramy bardzo często i do każdego występu trzeba się przygotować. Zawsze nam czegoś brakowało. Powiedziałbym, że też trochę szczęścia. W 2019 roku w półfinale prowadziliśmy, ale Piotrek skręcił kostkę, a w kolejnym sezonie w ćwierćfinale przy piłce meczowej sędzia nas oszukał i turniej się skończył. Zawsze gdzieś tam się ocieraliśmy o strefę medalową, ale czegoś brakowało. Teraz wreszcie się udało.

 

Gdy okazało się, że w ćwierćfinale ME zmierzą się panowie z Hiszpanami Pablo Herrerą i Adrianem Gavirą, swoimi pogromcami z turnieju olimpijskiego, to pojawił się dodatkowy stres?

 

Ja nie myślałem o tym. Przeważnie po porażce z daną parą, jak przeanalizujemy dane spotkanie, to potem zwykle rewanż jest skuteczny. Tym razem też tak było - zarówno z Hiszpanami, jak i z Niemcami Juliusem Thole i Clemensem Wicklerem, z którymi też w Tokio przegraliśmy. Ale żeby rozpamiętywać i stresować się przez to, to nie. Była analiza i wyciągnięcie wniosków. Graliśmy skuteczniej i się udało.

 

Można powiedzieć, że brąz ME to polska specjalność w siatkówce plażowej. Cztery z pięciu krążków w historii są właśnie takiego koloru...

 

Brąz się nas trzyma i niech robi to jak najdłużej. Wiadomo, srebro czy złoto smakują lepiej, ale brąz też jest fajny, a polska siatkówka plażowa dużo tych medali nie ma, więc gdybyśmy nawet te brązy zbierali co roku, to każdy na pewno będzie zadowolony.

 

Myśli pan już o kolejnym sezonie? Z Kantorem występują już panowie razem od bardzo dawna...

 

Myślę, że trochę za wcześnie na rozmowę o tym. Skończy się ten wydłużony - bo pięcioletni - cykl olimpijski i myślę, że każdy musi sobie na spokojnie to przemyśleć. Ja z Kantym tak samo. Musimy na pewno pogadać między sobą i podjąć jakąś decyzję. Nie wiadomo, co nam los przyniesie. Może ktoś ma inne plany w ogóle na życie. Nasza umowa obowiązuje do końca roku. Będzie czas, by się nad tym zastanowić. Za nami 13-14 lat wspólnej gry. To kawał czasu. Zobaczymy. Podejmiemy decyzję wspólnie i razem ze sztabem. Trzeba to wszystko przemyśleć i omówić.

 

MS, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie