Kowalski: Jeśli Cezary Kulesza postawi na szkolenie, znowu wygra

Piłka nożna
Kowalski: Jeśli Cezary Kulesza postawi na szkolenie, znowu wygra
Fot. Cyfrasport
Kowalski: Sprowadzenie tematu do picia wódki jest jednak kolosalnym uproszczeniem. Gdyby decydował ten parametr, wybory w PZPN wygrywałby jeden ze znanych dawnych działaczy, który słynął z zamiłowania do imprez i trunków. A przegrywał.

Wynik 92:23 w głosowaniu na prezesa PZPN to spektakularne zwycięstwo. Można było się spodziewać, że Cezary Kulesza będzie miał przewagę, ale że aż tak dużą, mało kto typował (poza samym wygranym, który wyliczał, że rywal zbierze maksymalnie 12 głosów). To przecież Marek Koźmiński był bardziej eksponowany w dotychczasowych władzach PZPN, miał lepszą prasę, bogatszą karierę piłkarską, no i został namaszczony przez odchodzącego chwalonego Zbigniewa Bońka.

Nie od dziś wiadomo, że tzw. środowisko piłkarskie, które dysponuje mandatami wyborczymi, ma się nijak do opinii publicznej czy głosu mediów. Użycie oklepanego piłkarskiego powiedzonka, że rządzi się ono swoimi prawami jest może przesadą, ale tylko delikatną. Z tymi ludźmi trzeba umieć rozmawiać. Najlepiej ich językiem. Przekonał się o tym Zbigniew Boniek, który w 2008 roku przegrał z kretesem nie tylko z Grzegorzem Lato, ale także ze Zdzisławem Kręciną, uzyskując dwa razy mniej głosów niż on. Boniek nie miał wówczas szans, a nawet nazwano go "niewybieralnym", bo zapowiadał, że "leśnych dziadków" należałoby zastąpić młodymi prężnymi menedżerami z laptopem w czarnej teczce, którzy odnowiliby polską piłkę.

 

ZOBACZ TAKŻE: Portugalski transfer Legii

 

Kiedy zweryfikował pogląd i zrozumiał, że zamiast zapowiadać rewolucję, trzeba się ze środowiskiem dogadać, okazał się idealnym kandydatem i dwa razy wygrywał miażdżąc rywali. Przypadek klęski Marka Koźmińskiego można do tej "wczesnego" Bońka porównać. Popełnił podobne błędy. Pokpił sprawę w kampanii, zlekceważył przeciwnika, nie wykonał aż takiej roboty jak rywal. Nie odrobił lekcji, choć miał czas i wszystkie narzędzia, aby rządzić PZPN.

 

"Marek, ty jesteś fajny, wiesz, ale jakbyś tak czasem przyjechał, wódeczki się z nami napił, byłoby fajniej" - podczas swojego przemówienia Marek Koźmiński zdradził treść rozmowy z jednym z delegatów.

 

To miał być kamyczek do ogródka obozu przeciwnika, no i sugestia, że tu powinno chodzić o piłkę, a nie kontakty towarzyskie, wspólne biesiadowanie, układanie się.

 

Sprowadzenie tematu do picia wódki jest jednak kolosalnym uproszczeniem. Gdyby decydował ten parametr, wybory w PZPN wygrywałby jeden ze znanych dawnych działaczy, który słynął z zamiłowania do imprez i trunków. A przegrywał.

 

Mityczna wódeczka oczywiście działaczom nie jest obca. Zjawisko istnieje, ale w tym przypadku bardziej chodzi o hasło: Wpadnij, usiądziemy, pogadamy o problemach, oczekiwaniach. Pokaż, że nas rozumiesz, że umiesz słuchać, że jesteś jednym z nas. Przy okazji może być kawa, woda mineralna, może być też wódka.

 

Kulesza, podobnie jak mające udane kampanie politycy, potrafił wczuć się w rolę, rzeczywiście podróżował po Polsce, przekonywał, obiecywał. I wygrał. Robienie z tego zarzutu brzmi groteskowo.

 

Trudno się dziwić Kuleszy, że nie przystał na propozycję debaty z rywalem kilka tygodni przed wyborami, skoro miał już pewność, że Koźmiński jest bez szans. Kulesza po prostu się już nadebatował bezpośrednio z delegatami.

 

Z obozu przegranych słychać głosy, że wybór w PZPN oznacza cofnięcie polskiej piłki do epoki kamienia łupanego, że będzie przaśnie i nieprofesjonalnie jak za Grzegorza Laty, albo apodyktycznie jak za Mariana Dziurowicza. Że nowy szef polskiej piłki nie jest tak światowy jak Zbigniew Boniek, ani nie zna tylu języków co Michał Listkiewicz, że to, że tamto…

 

Jak będzie, zobaczymy. Ocena związku przez społeczeństwo w dużej mierze zależy od sukcesów pierwszej reprezentacji. Czy będzie strzelał Robert Lewandowski, czy nie. Tak to wygląda, choćby nie wiem jak było to niesprawiedliwe i realnie niewymierne. W moim odczuciu warto jednak zdefiniować największy problem polskiej piłki i właśnie posługując się tym punktem odniesienia rozliczać za jakiś czas związek w nowym rozdaniu.

 

Tym problemem jest szkolenie. Temat rzeka, ale nie można nie zauważać choćby niedawnej porażki 1:10 z Niemcami naszej młodzieżowej reprezentacji. To się nie bierze z niczego. Nie zaklinajmy rzeczywistości. Aby świat nam jeszcze bardziej nie odjeżdżał, warto przesunąć ciężar działalności związku na ten obszar i potraktować go priorytetowo. Wbrew pozorom, sukces na tym polu też można dobrze marketingowo sprzedać, a dodatkowo korzyść dla polskiej piłki byłaby ogromna.

 

I tu jest nadzieja. Dosyć niespodziewanie wiceprezesem związku ds. szkolenia został Maciej Mateńko.

 

W lutym tego roku Mateńko oficjalnie ogłosił, że będzie kandydował na prezesa Zachodniopomorskiego ZPN. Po kilku dniach został zwolniony z funkcji trenera Mobilnej Akademii Młodych Orłów PZPN, bo przeciwstawiał się mającemu różnej natury problemy tzw. baronowi Janowi Bednarkowi (był on też jednym z wiceprezesów PZPN). Mimo utraty pracy i nacisków z wielu stron nie zrezygnował z prowadzenia kampanii wyborczej. Ostatecznie dokonał czegoś co wydawało się niemożliwe. Rozbił nie tylko lokalny układ i został szefem wojewódzkiego związku.

 

W ciągu kilku miesięcy znakomity trener młodzieży z 20-letnim stażem, który w środowisku uchodzi za zapalonego pasjonata, mającego wizję systemowego postawienia szkolenia na nogi, z bezrobotnego stał się jedną z najważniejszych postaci w PZPN. Na razie w sensie formalnym.

 

I to jest właśnie clou sprawy. Dotychczas przy każdym nowym rozdaniu następowało dzielenie łupów, czyli przyznawania eksponowanych stanowisk, za mniejsze bądź większe zasługi w trakcie kampanii lub wcześniej. "No dobra, to ty weźmiesz wiceprezesa do spraw zagranicznych, a ty szkolenie. Albo nie, odwrotnie". Tak to mniej więcej wyglądało.

 

Trudno na przykład określić dlaczego szefem szkolenia w ostatnim rozdaniu był Marek Koźmiński. Zna się on na wielu sprawach, w wielu jest prawdziwym fachowcem, ale nikt nie słyszał, aby przed objęciem akurat tego stanowiska interesował się tą tematyką. Można domniemywać, że konkretne funkcje były po prostu malowane. Nie wiceprezesi decydowali.

 

Jeśli w tym przypadku będzie inaczej, a nowy prezes PZPN pozwoli Mateńce działać, da mu władzę, ludzi, instrumenty i możliwość realizowania pomysłów, byłby to sygnał, że Kuleszy zależy na przełomie, że chce czegoś więcej niż tylko sprawnego administrowania.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie