Iwanow: Stokowiec doszedł do ściany? Najważniejsze, że się z nią nie zderzył

Piłka nożna
Iwanow: Stokowiec doszedł do ściany? Najważniejsze, że się z nią nie zderzył
Fot. Cyfrasport
Iwanow: Stokowiec ma taką pozycję w polskiej piłce, że na pracę nie będzie czekać zbyt długo. Pogłoski o jego kandydaturze do przejęcia reprezentacji po Paulo Sousie, gdy Portugalczykowi powinie się noga, też nie można wkładać tylko między bajki, przecież rozważał go również poprzedni prezes PZPN, Zbigniew Boniek

Gdy po skomentowaniu spotkania szóstej kolejki Fortuna 1 Ligi pomiędzy Arką Gdynia a Odrą Opole, wraz z Marcinem Kaczmarkiem, postanowiliśmy odwiedzić także Polsat Plus Arenę, by zobaczyć mecz Lechii Gdańsk z Radomiakiem Radom, już w PKO BP Ekstraklasie, obaj oczywiście nie spodziewaliśmy się, że będzie to pożegnanie z trenerem Piotrem Stokowcem.

Ale z drugiej strony obaj zgodnie stwierdziliśmy, że dzisiejszy "projekt Lechia" jakby stanął w miejscu albo co gorsza zaczyna zmierzać w jakiś ślepy zaułek. Że przydałoby się określić jakiś jeden konkretny kierunek, wyznaczyć cel, obrać także personalną strategię. Trudno było jednak przypuszczać, że będzie to już robił inny szkoleniowiec, który jednak zapisał w tym miejscu kilka złotych głosek, z Pucharem Polski na czele. Ale żeby Lechia została jednym z "koni pociągowych" tej ligi już trudno powiedzieć.

 

Nie bywam na co dzień na meczach w Gdańsku, więc na początek kilka szybkich spostrzeżeń. Przede wszystkim frekwencja. Lechia przed tym meczem była na trzecim miejscu w tabeli i choć swą grą z pewnością nikogo nie porywała liczba niespełna ośmiu i pół tysiąca widzów może być dla władz klubu dużym rozczarowaniem. Ostatnia wakacyjna sobota, pogoda raczej niesłużąca plażowaniu, godzina 15:00 więc też sprzyjająca temu, by przyjść zobaczyć ligowy mecz.

 

ZOBACZ TAKŻE: Reprezentant Polski ma koronawirusa!

 

Rywal, choć beniaminek, wykonujący po awansie solidnie swoją ekstraklasową robotę, to może nie magnes ale też nie "odstraszacz". Tylko, że w Polsce długo jeszcze nie doczekamy się kultury i nawyku chodzenia na stadion nawet bez względu na klasę przeciwnika, miejsce w tabeli czy pogodę. Przyczyn tego stanu rzeczy jest sporo. Jednym z nich – mówią o tym wielokrotnie sami szkoleniowcy – jest poziom. I tu dochodzimy do drugiego punktu moich obserwacji.

 

Przyjeżdżając na "gorąco i świeżo" po meczu drugiego poziomu rozgrywek na ten pierwszy spodziewasz się skoku jakościowego. Pierwsze wrażenie jest dobre: mimo, że obiekt Arki jest fantastyczny, wiadomo jak prezentuje się "Bursztynowa Arena", do tego poprawia się nieco pogoda, przebija się słońce, a akustyka połączona z obecnością kibiców gości też wywołuje inne wrażenie. Akcje wydają się nieco płynniejsze i szybsze ale do czasu.

 

W drugiej połowie prosty acz skuteczny futbol Radomiaka przynosi efekty w postaci dwóch goli, a Lechia miota się bez konkretnego pomysłu na zainkasowane trzech punktów, przecież do przerwy prowadzi 2:0. Po meczu radość w obozie zespołu z Mazowsza jest olbrzymia. Po remisie w Poznaniu i wygraniu z Legią u siebie, wywóz remisu także z Gdańska może robić wrażenie. To dopiero końcówka sierpnia, a drużyna, która – przepraszam za szczerość  - nie ma wysoko jakościowego składu, jednak solidnie punktuje i to gdzie! Damian Jakubik, Karol Angielski, Michał Kaput, Mateusz Cichocki czy świetny tego dnia Meik Karwot raczej nie byliby nigdy rozpatrywani przez taki klub jak Lechia... Choć patrząc na jej skład też trudno nazwać ją "Dream Teamem".

 

Dziś trudno jasno określić, jaka jest koncepcja budowy piłkarskiego zespołu, który mógłby przyciągać na trybuny większą liczbę kibiców. Obaj obcokrajowcy, którzy w ostatnich latach robili i robią "różnicę" - Dusan Kuciak i Flavio Paixao mają po 36 lat i trudno na nich budować w dłuższej perspektywie. Reszta nie daje takiej jakości jak niespełna dziesięć lat Abdou Razack Traore, który przewyższał wtedy nie tylko kolegów z zespołu ale i niemal całą ligę.

 

Wspierał go Brazyljiczyk Ricardinho ale poza nimi w zespole próbowało swoich sił kilku młodych wychowanków, a kręgosłup tworzyli Jarosław Bieniuk, Łukasz Surma z Grzegorzem Rasiakiem. Drużyna miała jakiś charakter i swoją tożsamość. Kibic wiedział na kogo przychodzi. Dziś niby też wie, ale robi to mniej chętnie. Mimo, że zespół po wczorajszym remisie był do wieczornych derbów Górnego Śląska, ciągle na trzecim miejscu w tabeli.  Powodu sportowego do rozstania więc z pewnością nie było. Może po prostu obie strony, władze klubu i sztab szkoleniowy, do końca nie mówiły tym samym językiem w kontekście idei jak ma to wyglądać dalej.

 

Stokowiec ma taką pozycję w polskiej piłce, że na pracę nie będzie czekać zbyt długo. Pogłoski o jego kandydaturze do przejęcia reprezentacji po Paulo Sousie, gdy Portugalczykowi powinie się noga, też nie można wkładać tylko między bajki, przecież rozważał go również poprzedni prezes PZPN, Zbigniew Boniek. Pytanie co dalej z Lechią i jakie aspiracje oraz możliwości są nad Bałtykiem? Przecież kilka lat temu, spotkanie, w którym Lechia grała ostatni mecz sezonu z Legią Warszawa i gdyby wygrała, zostałaby mistrzem Polski, też nie przyciągnęło kompletu na trybuny. Przeciętność to nie jest to, na co to miejsce i ten klub zasługują. Stokowiec robił dużo, by ten stan rzeczy zmienić. Może doszedł do ściany. Ale skoro jeszcze się z nią nie zderzył to rozstanie już teraz jest dla obu stron mniej bolesne.

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Francja - Niemcy. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie