Antoni Piechniczek: Czy dla reprezentantów gra w Lidze Mistrzów jest ważniejsza od reprezentacji?
W czwartkowy wieczór pierwszy z trzech najbliższych sprawdzianów piłkarskiej reprezentacji Polski w walce o Mistrzostwa Świata 2022. W pierwszym starciu Biało-Czerwoni zmierzą się z Albanią, z którą również w eliminacjach do Mundialu 1984 mierzył się ówczesny selekcjoner Antoni Piechniczek.
Mateusz Stefanik: Znów przeciwko nim i znów w eliminacjach do mistrzostw świata. Jakie emocje towarzyszyły wam podczas meczów z Albanią?
Antoni Piechniczek: Spotykaliśmy się z nimi dwukrotnie. W pierwszym meczu zremisowaliśmy 2:2. Mieliśmy wówczas wybitny skład - Kazimierski, Kubicki, Wdowczyk, Żmuda, Wójcicki, Matysik, Boniek, Buda, Pałasz, Dziekanowski, Smolarek. Prowadziliśmy, następnie wyrównali i strzelili drugą bramkę. Na dziesięć minut przed końcem Andrzej Pałasz zdobył bramkę na wagę remisu, a potem powinien być dla nas jeszcze ewidentny rzut karny, ale sędzia go nie podyktował. Skończyło się 2:2, a to niesamowicie skomplikowało naszą sytuację w grupie. Później zremisowaliśmy decydujący mecz z Belgami i dzięki temu pojechaliśmy na mundial do Meksyku. Jeśli chodzi o drugi mecz, to przypomnę jeden, charakterystyczny fakt. W przeddzień spotkania z Albanią Zbigniew Boniek grał z Juventusem finał Ligi Mistrzów. Wygrali ten mecz, ale Boniek wsiadł w prywatny samolot i dosłownie parę godzin przed meczem dołączył do nas do Tirany, gdzie graliśmy to spotkanie. To właśnie on w 24. minucie był autorem bramki na 1:0 i tym wynikiem skończył się ten pojedynek. Po tym meczu powiedziałem, że reprezentacja, to też drużyna, która wymaga treningów, przećwiczenia pewnych elementów taktycznych, wymaga odpowiedniej motywacji i przygotowania mentalnego. Natomiast odniosę się również do czwartkowego meczu. Wszyscy zawsze podkreślają, że musimy szybciej grać, pokazywać się, sprawnie poruszać na boisku, grać z wiarą w siebie oraz że musimy być wytrzymali, cierpliwi itd. Otóż nie! Cierpliwość jest może potrzebna podczas trudnej rozmowy w życiu rodzinnym. Natomiast cierpliwość na boisku nie może przeradzać się w to, że mamy czas, gramy spokojnie, a okazje się wytworzą i strzelimy gola.
ZOBACZ TAKŻE: Piechniczek: Warto wrócić do Nawałki
Jakie były konsekwencje dla kadry, ale i dla pana po tamtym remisie? Wydarzyła się rzecz, która dla wielu była rozczarowaniem, a na pewno łatwą stratą punktów.
Był to jeden z pierwszych meczów eliminacyjnych i to do tego zremisowany na własnym boisku - nie napawało to optymizmem. Mieliśmy przed sobą jeszcze kilka bardzo ważnych meczów. Całe szczęście, było jeszcze trochę czasu. Zachodziły więc zmiany w obronie. Grali Pawlak i Ostrowski kosztem Kubickiego i Wdowczyka, w odstawkę poszedł również Żmuda, bo był po poważnej kontuzji, więc dwójkę stoperów stanowili Wójcicki i Przybyś, który pokazał się z najlepszej strony i pojechał do Meksyku jako podstawowy piłkarz. Boniek wrócił do ataku, a w linii środkowej pojawili się Tarasiewicz, Urban i Komornicki. Była to jedna, wielka przebudowa, która sprawiła, że pojechaliśmy na mistrzostwa świata i wyszliśmy z grupy - na miarę posiadanych możliwości, zrobiliśmy to, co nie zdarzyło się naszej reprezentacji od prawie 40 lat. Zawsze liczyliśmy się z opinią mediów i kibiców, ale robiliśmy swoje. Nie wpadaliśmy w przesadną panikę, nie baliśmy się, że nas zwolnią czy też wyzwą od najgorszych.
Czym zaskoczyli was Albańczycy? A może to w naszej kadrze czegoś zabrakło? Kibice mieli spore nadzieje, że wygracie ten mecz, a to się nie udało. Tego samego będą wręcz już wymagać w czwartek od zespołu Paulo Sousy.
Albania była wówczas bardzo słabo notowana w rankingu UEFA. Był to taki "łatwy dostarczyciel punktów". Ten zespół jednak zawsze miał charakter, piłkarzy, którzy nie zastanawiali się, by wsadzić głowę tam, gdzie inni baliby się włożyć nogę, mieli olbrzymią determinację. Grali tak, jak gra się przeciwko lepszemu zespołowi - to znaczy wysoko w obronie, szukali swoich szans w kontratakach i szanse, które stworzyli zakończyły się bramkami. Prowadziliśmy 1:0, mecz był pod kontrolą, a tu nagle w ciągu dziesięciu minut strzelili nam dwie bramki i trzeba było odrabiać. Na szczęście odrobiliśmy to, a potem nasz zawodnik został wycięty na piątym metrze, a sędzia milczał. Szczerze mówiąc, nawet przypuszczam dlaczego, ale to już nie jest historia do opowiadania czytelnikom (śmiech). Nie przyznał karnego, ale pogroził palcem i powiedział "nauczycie się szanować sędziów". Tak czy tak, wynik poszedł w świat, a my zdaliśmy sobie sprawę, że wszystko rozstrzygnie się w meczach z Belgami.
Na jakich aspektach szczególnie skupił się trener w tamtym czasie i czego możemy spodziewać się po obecnej drużynie Albanii?
Są świetnie zorganizowani w obronie, potrafią się odpowiednio ustawić i przemieszczać. Grają kompaktowo, grają blisko siebie. Klucz do sukcesu tkwić będzie w naszej dużej ruchliwości oraz szybkości i dynamice naszych zawodników. Ważne będzie też szybkie rozegranie, często z pierwszej piłki. Można grać cierpliwie, ale konsekwentnie i w dobrym rytmie. Zwróćmy uwagę, że nawet, gdy reprezentacja grała na mistrzostwach Europy, to mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki rzuty wolne uzyskane po faulu przeciwnika, z realnej odległości zdobycia bramki - 18-20 metrów - nie faulują nas tam, bo niemal wcale tam nie gramy. Próbujemy grać bokiem, co również jest potrzebne, ale czasem należy rozegrać środkiem. Wszystko należy przećwiczyć, przygotować się. Moja maksyma mówi: "przygotuj się ponad miarę, a potem daj się ponieść. Przygotuj się taktycznie super, a potem improwizuj, decyduj się na indywidualne popisy, rozegraj z kimś w trójkącie, wierz w to, że możesz to zrobić". Ale to się musi powtarzać po kilka razy w kwadransie, a nie raz na 20 minut. Cierpliwość jest potrzebna, ale w domu.
Było coś, na co sztab w pierwszym spotkaniu nie był przygotowany, ale w drugim już zwrócił na to uwagę czy byliście po prostu bogatsi o doświadczenia?
Wiedzieliśmy, że jeśli nie wygramy, to nie ma nas w Meksyku, że wygrana będzie prolongatą nadziei, że awansujemy do mistrzostw świata. Kluczowa była ta zmiana składu i jego koncepcji. Ważni byli piłkarze, mający wysoką jakość, jak Smolarek, Boniek czy Dziekanowski, który miał wielkie perspektywy i możliwości, ale nie do końca spełnionych. Po paru latach w rozmowie ze mną powiedział: "trenerze, nie do końca wykorzystałem swoją szansę, bardzo tego żałuję".
Czy według trenera Albania nadal jest "chłopcem do bicia" na którym łatwo zarobić punkty czy jednak ta łatka już od nich odeszła?
Szczerze mówiąc, dopiero w czwartek będę mógł dokonać porównania, aczkolwiek wszystko się zmieniło. Podam pierwszy z brzegu przykład. Piłkarze zarabiają tyle, ile nigdy nie zarabiali, co nie znaczy, że tamci, którzy zarabiali mniej, byli gorsi. Przeciwnie. Czasami mogliby śmiało rywalizować z tymi aktualnymi. Wtedy większość z nich grała w polskiej lidze. Nie dlatego, że ta liga była tak dobra, ale mieszkali w kraju, oddychali tym samym powietrzem, co każdy Polak, żyli problemami naszego narodu - wszyscy się z nim utożsamiali. Wiedzieli, że jeśli dostaną paszport zagranicę, to muszą wykorzystać szansę. Spójrzmy jednak, jak polska reprezentacja przeżyła odpadnięcie z mistrzostw Europy? Wrócili i od razu pojechali na urlopy, a potem wrócili do swoich miast, w klubach, w których grają. W innych krajach, żyje się innymi problemami niż w Polsce. Tamta drużyna zdawała sobie sprawę, że jeśli przegra mecz, to wstyd będzie pokazać się na ulicy. Pytanie jednak, co dla współczesnych piłkarzy jest drużyną numer jeden - reprezentacja czy może jednak klub? Czy gra w Lidze Mistrzów jest ważniejsza od reprezentacji? Dla mnie numerem jeden zawsze będzie kadra Polski, niezależnie od tego, jakie będą wyniki.
Zarówno w 1984, jak i 2021 roku mamy wielkie gwiazdy w naszej reprezentacji. Który z tych zespołów ma większą szansę na sukces?
Każdy skład wybrany przez selekcjonera jest w danym momencie najlepszy. Trener musi pokierować swoimi zawodnikami i Sousa to robi. W tamtym wygranym 1:0 meczu dokonałem tylko jednej zmiany - Tarasiewicz wszedł za Urbana. Reszty nie zmieniłem, a dlaczego? Bo uznaję zasadę, że lepsze jest wrogiem dobrego. Dlatego tak częste zmiany w obecnej piłce prowadzą mnie do szewskiej pasji. Zawodnik przebiegnie sto metrów, łapie go zadyszka, jest do zmiany, ale po dziesięciu minutach kończy się mecz - i co on wskórał? Nic nie wniósł.
Czego trener Sousa powinien wymagać od zawodników, jak ich przygotować i na czym się skupić?
Mi się wydaje, że należy zaskoczyć Albańczyków, że od pierwszej minuty - po bardzo intensywnej rozgrzewce - zarzucamy im tak wysokie tempo, jakiego dotychczas nie znali. Gramy tak przez te piętnaście, dwadzieścia minut i wtedy musimy strzelić tego jednego, a może i dwa gole. Jeśli jednak na naszej połowie będzie pięciu zawodników, a przeciwników dwóch i my potrzebujemy ośmiu podań, by przekroczyć linię środkową, to jest to bardziej usypianie. Wtedy można wręcz zasnąć obserwując ten mecz, można zasnąć również na boisku. Jeśli nie wybiegamy tego meczu, to na pewno go nie wygramy. Moja strategia polegałaby na tym, żeby narzucić tempo, dopóki nie strzelimy bramki, idziemy na wymianę ciosów, a ponieważ my mamy większy potencjał, to ta walka do upadłego powinna być po naszej stronie. W tym wszystkim trzeba oczywiście również rozsądku. Gramy dwadzieścia minut, nie strzeliliśmy bramki, to regenerujemy siły, dokonujemy korekt taktycznych. Mając trzy mecze przed sobą, czwartkowy jest najważniejszy. Trzy punkty w tym meczu poprawią morale w szatni. Podczas tych najbliższych meczów, zaufajmy piłkarzom i trenerowi - bądźmy wszyscy "dwunastym zawodnikiem".