Trener Igi Świątek: Za Igą "zwykłe dni w biurze"

Tenis
Trener Igi Świątek: Za Igą "zwykłe dni w biurze"
fot. PAP/EPA
Iga Świątek podczas gry na US Open.

- To jest naprawdę fajny, stabilny sezon i będę z niego zadowolony niezależnie od tego, jak go zakończymy - przyznał trener Igi Świątek Piotr Sierzputowski. Polska tenisistka w sobotę zagra z Estonką Anett Kontaveit o 1/8 finału wielkoszlemowego US Open.

Iga Świątek jest już w trzeciej rundzie US Open. Jak podsumuje pan jej dotychczasowe występy w Nowym Jorku?

 

Piotr Sierzputowski: Zarówno pierwszy, jak i drugi mecz to były "zwykłe dni w biurze". Zadanie wykonane i nie można powiedzieć nic więcej ani super pozytywnego, ani super negatywnego. Trzeba być zadowolonym i dalej wykonywać swoją robotę.

 

ZOBACZ TAKŻE: US Open: Hubert Hurkacz i Szymon Walków wyeliminowani

 

W meczu z Fioną Ferro było widać u Igi sporo emocji. Pozbieranie się po przegranym pierwszym secie kosztowało ją naprawdę sporo. Ale - jak sama później przyznała - udało się, co ją bardzo ucieszyło. A pana?

 

Myślę, że mecz z Ferro miał w sobie takie elementy, które pomogą Idze rozluźnić się w kolejnych rundach. Uważam, że do tej pory było w jej grze trochę za dużo napięcia. Przez to uciekała zarówno jakość, jak i małe punkty i - w momentach, gdy tak nie powinno być - robiło się nerwowo. Ale myślę, że jest to kwestia chwili i zaraz wszystko zacznie dobrze funkcjonować.

 

US Open to turniej, do którego Iga przystąpiła w zasadzie tuż po igrzyskach, które też dużo ją kosztowały. Jak podsumowałby pan jej występ w Tokio z perspektywy miesiąca?

 

Od początku roku powtarzałem, że dla mnie jako trenera tenisa igrzyska to impreza dodatkowa. Jako Polak oczywiście uważam, że to wielki zaszczyt tam być i rywalizować, ale jako trener tej dyscypliny uważam, że to jest taki trochę turniej pokazowy, choć ważny. Dlatego podchodziłem do tego z dystansem. Uważam, że Iga zagrała naprawdę nieźle i poziom jej gry był naprawdę dobry.

 

Dlaczego więc przygoda z igrzyskami skończyła się na drugiej rundzie?

 

Bo po drugiej stronie stanęła Paula Badosa, która tego dnia grała na 110 procent swoich możliwości. Zresztą sama to podkreśla, kiedy się z nią spotykamy, że z Igą rozegrała perfekcyjny mecz, ale mimo to wynik był na ostrzu noża.

 

Iga bardzo przeżyła to wczesne odpadnięcie, bo wiedziała, jakie były wobec niej oczekiwania?

 

Nas wszystkich kosztowało to dużo nerwów, ale Iga faktycznie mocno przeżyła igrzyska. Potrzebowała trochę przerwy i teraz wracamy do regularnej gry. Jednakże cieszę się, że te igrzyska były, że się odbyły i że nabrała doświadczenia, bo myślę, że to zaprocentuje w przyszłości. Dla sztabu to było też fajne doświadczenie pod kątem planowania, bo rok z igrzyskami jest naprawdę mocno napięty, jeśli chodzi o terminarz i nie ma czasu, żeby sobie zrobić przerwę na odświeżenie głowy. Nie mówię tu o tygodniu, ale nawet o 2-3 dniach. Ludzie zapominają, że sezon tenisowy trwa długo i nierzadko zawodnicy trenują cały rok, będąc przez 10 z 12 miesięcy na turniejach. To zupełnie inaczej niż w innych dyscyplinach.

 

A mikst z Łukaszem Kubotem?

 

Miksta szkoda, bo były tam szanse na medal, ale w ćwierćfinale Jelena Wiesnina po drugiej stronie siatki pociągnęła rosyjską parę - późniejszych srebrnych medalistów - i te szczegóły zadecydowały o odpadnięciu Igi i Łukasza.

 

Iga powtarza, że po wybitnym roku 2020 w tym sezonie jest jej trudniej, bo dochodzi presja związana z byciem faworytką. Podziela pan te odczucia?

 

Ja uważam, że zeszły rok wcale nie był wybitny jako całość. To był rok jednego turnieju. Historycznego dla polskiego tenisa oczywiście i wielkiego osiągnięcia. Natomiast graliśmy w czterech, z czego wygraliśmy jeden, a w pozostałych spisaliśmy się poniżej oczekiwań. Myślę, że to ten obecny sezon jest wybitny, bo wszystkie cele, które założyliśmy zostały zrealizowane i tak naprawdę musieliśmy je zrewidować, zawiesić poprzeczkę wyżej, bo Iga wygrała już dwa turnieje i doszła co najmniej do czwartej rundy w trzech Wielkich Szlemach, czego nie dokonała w tym sezonie żadna zawodniczka. Oczywiście cele, ale i są marzenia, dlatego teraz walczymy o tzw. dużego mastersa, czyli WTA Finals.

 

Jak scharakteryzowałby pan grę Igi w tym sezonie?

 

Igi starty w tym roku są bardzo równe. Ma mało wpadek. Nie ma meczów przypadkowych. Jeśli przegrywa, to z dziewczynami, które rozgrywają naprawdę supermecz. To nie jest tak, że przegrywa z kimś, kto wychodzi i tylko przebija piłkę, więc to jest fajne. A trzeba pamiętać, że każdy zbroi się inaczej niż to było do tej pory. Dziewczyny jak wychodzą teraz na Igę, to wychodzą na Świątek, a nie na kogoś, kto jest na 60. miejscu w kolejce do tronu.

 

To było dobrze widać właśnie w meczu z Ferro?

 

Tak. Pierwszy set kosztował ją mnóstwo sił i energii, co dało się we znaki w drugim, o trzecim już nie wspominając. To też świadczy o tym, jak kto jest przygotowany. Idze spokojnie wystarczyło energii, aby grać trzy sety przy takiej wietrznej pogodzie i nawierzchni, która nagrzewa się od wysokich temperatur. Dlatego, reasumując, to jest naprawdę fajny, stabilny sezon i będę z niego zadowolony niezależnie od tego, jak go zakończymy. Aczkolwiek chciałbym, aby utrzymała się ta średnia dwóch wygranych do jednego przegranego meczu.

A.J., PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie