Ani Tiki, ani Taki. Czy Barcelony już nie ma?

Piłka nożna
Ani Tiki, ani Taki. Czy Barcelony już nie ma?
Fot. PAP
W weekend Barcelona wreszcie wygrała - 3:0 z Levante, ale jeśli przegra Lidze Mistrzów z Benficą w Lizbonie, trener Koeman może pożegnać się z posadą

„Ani Tiki, ani Taki” – podśmiewa się z gry Barcelony madrycki dziennik „Marca”. Z kolei „As” krzyczy od pierwszej strony: „Agonia!” To wszystko o zespole, który przez ponad dekadę potrafił czarować świat piłki i był punktem odniesienia do tego co w futbolu najpiękniejsze. Nie zawsze chodziło o zwycięstwa, ale o styl, bajecznie wyszkolonych graczy z Messim na czele, coś ulotnego pozwalającego bez przesadnego zadęcia używać sloganu: „więcej niż klub”.

Dziś Barcelona stała się przeciętniakiem, który został ośmieszony w Lidze Mistrzów przez Bayern 0:3, cudem zremisował u siebie w lidze z Granadą 1:1, a w czwartek z Cadiz 0:0. W weekend wreszcie zwycięstwo 3:0, ale nad 17. w tabeli La Liga Levante. 

 

Beznadziejny mecz z Cadiz, w którym Frenkie de Jong dostał czerwoną kartkę, a Ronald Koeman został wyrzucony na trybuny, upewnił w poczuciu, że nie mamy do czynienia z jakimiś przejściowymi perturbacjami, a potężnym kryzysem. Niedzielne zwycięstwo to za mało, by ten obraz zmienić. 

 

Barcelona straciła swoją wielkość, nie ma w niej już wielkich pieniędzy, ani tradycyjnych namiętności. W związku z właściwie pełnym bankructwem, musi korzystać z bardzo młodych zawodników, a starsi, którzy pozostali godzili się na znaczące obniżki uposażeń. Odejście Leo (smutne, ale konieczne) to efekt 1,35 mld euro długu. Katalończycy zostali zmuszeni do ubiegania się o pożyczkę 80 mln, aby spłacić zawodników, a do tego 550 mln kredytu na restrukturyzację długów.

 

Według „El Mundo” przed rozpoczęciem sezonu wartość netto klubu wynosiła minus 451 mln euro. Prezydent Joan Laporta całą winę zrzuca oczywiście na swojego poprzednika Josepa Marię Bartomeu, który przez lata wydawał zbyt wiele i do tego z prędkością światła. Zastał klub, w którym pensje stanowiły 103 procent dochodu.

 

Z tych co pozostali ani Pique ani Alba, ani Busquets nie są w stanie czynić cudów. Duet Holendrów z przodu czyli Memphis Depay i Luuk de Jong wywołuje tylko żal na wspomnienie, że nie tak dawno grali w tej formacji Messi, Naymar, Pedro, Villa i wielu innych znakomitych. Odtworzenie ataku PSV Eindhoven sprzed sześciu lat, może spowodować jedynie, że Barca będzie grać jak PSV – szydzą hiszpańscy dziennikarze.

 

Owszem, jest cały zastęp młodych zdolnych: Gavi, Demir, Balde i przede wszystkim Pedri i Ansu Fati (obecnie kontuzjowani), ale musi upłynąć sporo czasu zanim na nich będzie można opierać siłę Barcelony.

 

Dni Koemana, na którego spada cała wina, wydają się policzone. Jeśli przegra w Lidze Mistrzów z Benficą w Lizbonie, na ławkę może już nie wrócić.

 

Holender, który ma wielką osobowość, nie brakuje mu charyzmy, talentu, rutyny i umiejętności, aby prowadzić taką drużynę, jest sfrustrowany. Jego złość nie dziwi, skoro został oszukany. Miał jednak mieć do dyspozycji Messiego i Antoine Griezmanna, co robiłoby ogromną różnicę w okresie przejściowym, a został z niczym i jeszcze niebawem spełni rolę kozła ofiarnego.

 

Co ciekawe, nad takim stanem Barcy ubolewają w Madrycie. Na tym spektakularnym zjeździe drużyny z Katalonii cierpi wizerunkowo cała liga. A słynne El Clasico, którego dokładną datę właśnie wyznaczono: 24 października o godz. 16.15, będzie zbliżone do zwykłego meczu ligowego, w którym niespodzianką byłoby zatrzymanie rozpędzonego Realu…

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie