Iwanow: Wirus UEFA i jego żniwo
To był przedziwny ligowy weekend na europejskich boiskach. Gro faworytów, którzy w środku tygodnia „bawili” się w Lidze Mistrzów poległo w nieoczekiwany sposób i w zaskakujących okolicznościach. PSG nie oddało żadnego celnego strzału i uległo Rennes. Bayern nie sprostał u siebie „słabującemu” w tym sezonie Eintrachtowi Frankfurt, Ajax przegrał na własnym stadionie z Utrechtem, a Benfica na Estadio da Luz dała się pokonać Portimonense.
Także Legia po wysiłku związanym ze zwycięską rywalizacją z Leicester w Lidze Europy nie była w stanie nawiązać równorzędnej walki z Lechią Gdańsk. I wszystko to, jak się okazuje, nie jest dziełem przypadku. Skoro przykładów jest aż tyle, możemy chyba przyjąć, że mamy do czynienia z regułą.
Futbol jest coraz bardziej fizyczny ale wyczerpuje też psychicznie. Także w głowie następuje tak zwane „zmęczenie” materiału i nie każdy wielki piłkarz jest w stanie utrzymać właściwą koncentrację co kilka dni. Lewandowski, Ronaldo, Mbappe to maszyny, ale ciągle też przede wszystkim ludzie. Oczekuje się od nich cudów ale te zdarzają się tylko nieco wyżej niż na poziomie zielonych muraw europejskich boisk w Manchesterze, Monachium czy w Lizbonie.
ZOBACZ TAKŻE: Trening kadry bez kilku piłkarzy
Kiedyś, gdy reprezentanci swoich krajów wracali do klubowej piłki po spotkaniach różnych eliminacji, często odbijało się to na ich formie w lidze. Wtedy mówiliśmy o „wirusie FIFA”. Dotykał on przede wszystkim tych, którzy w dużej liczbie korzystali z zawodników z Ameryki Południowej i Afryki. Ale nie tylko. Dziś możemy już mówić o „wirusie UEFA”. Ostatni weekend dopisał do jego listy kolejne ofiary.
Przed nami kilka dni „odpoczynku” od futbolu klubowego ale bynajmniej nie od wysiłku dla tych najlepszych. Finały Ligi Narodów i kolejne spotkania walki o mundial to znów zgrupowania, podróże, treningi i stres. A krótko po tym znów liga, a po niej walka w Champions League, Lidze Europy i Konferencji. Zachwycaliśmy się poziomem EURO 2020, które miało być turniejem „zmęczonych”, ale nie okazało się to prawdą. Dopiero teraz wychodzi to, czego spodziewaliśmy się już w czerwcu. Pewnych rzeczy nie oszukasz. One wyjdą. Teraz stało się to po prostu trochę później.
Popatrzmy zresztą na narodowe reprezentacje. Mistrzowie Starego Kontynentu Włosi po turnieju remisują u siebie z Bułgarią, a kilka dni później ze Szwajcarią. Francuzi męczą się z Bośniakami i Ukrainą, Hiszpanie przegrywają ze Szwecją. Belgowie ledwo wygrywają na Białorusi, a Portugalię z Irlandią w doliczonym czasie ratuje niezawodny Cristiano Ronaldo. I na usta cisną się słowa: „w Europie nie ma już słabych drużyn” wypowiedziane niegdyś przez jednego z byłych selekcjonerów.
Dziś jednak zmodyfikowałbym ten slogan. Coraz mniej jest zespołów wypoczętych. Gramy coraz więcej, częściej i o dużą większą stawkę, także tę finansową. A przysłowiowy reset jest przecież niezbędny do normalnego wydajnego funkcjonowania. Każdy z nas to wie, nie będąc nawet piłkarzem. Nigdy swojemu pracodawcy czy własnej firmie nie dacie „maksa” jeżeli będziecie zmęczeni. Wydajność musi spaść, to nieuniknione. A wraz z nią pojawią się błędy.
Przejdź na Polsatsport.pl